Powrót Kopciuszka

„Kopciuszek" - reż. Giorgi Madia - Teatr Wielki w Łodzi

Łódzka publiczność Teatru Wielkiego po raz kolejny mogła obejrzeć „Kopciuszka" w reżyserii Giorgia Madii. Nagrodzony Złotymi Maskami balet nieodmiennie bawi i zachwyca nie starzejącą się choreografią.

 „Kopciuszek" w reżyserii Giorgia Madii (Złota Maska za najlepszą inscenizację w sezonie 2006/2007 w przedstawieniu "Cinderella") to opowieść, jaką chyba wszyscy znamy, ponieważ nie odbiega jakoś specjalnie daleko od oryginału. Tym, co ją różni od innych wersji bajki, jest duża dawka humoru i groteski oraz wykorzystanie muzyki Rossiniego a nie Prokofiewa, do którego chyba wszyscy wielbiciele baletu od dawna przywykli. Balet Madii w warstwie muzycznej zawiera nie tylko fragmenty opery o tym samym tytule, ale i najważniejszych dzieł Rossiniego („Wilhelma Tella", „Jedwabnej drabinki", „Włoszki w Algierze") oraz sonaty z okresu wczesnej twórczości kompozytora. Niestety na pokazie baletu w Teatrze Wielkim utwory te odtworzono z nagrania. Akcja „Kopciuszka" osadzona została w latach 50-tych XX wieku. Toczyła się szybko i bardziej przypominała produkcję telewizyjną niż teatralną, co niewątpliwie przykuło uwagę publiczności, która bacznie i z zapartym tchem obserwowała rozwój akcji - i to publiczności w każdym wieku, która ten wieczór zdecydowała się spędzić w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Jak wspomniałam opowieść została przez Madię okraszona dużą dawką humoru i groteski. W postaci Macochy i jej córek wcielili się mężczyźni, którzy zagrali swoje role z dużym wyczuciem i bez – całkowicie zbędnej tutaj – przesady. Sam fakt, że role kobiece zagrali mężczyźni było już groteskowym rozwiązaniem – Macocha i jej córki były brzydkie, nieco pokraczne, ale jednak przy tym kobiece. Sporo było scen, które wywoływały uśmiech na twarzach widzów, choć - jak mi się zdaje - balet powstał z myślą raczej o osobach dorosłych a nie o dzieciach. Wróżka (Valentyna Batrak) była bowiem apetycznie roznegliżowana, Macocha (Grzegorz Brożek) wróciła z balu zdrowo wstawiona, jedna z sióstr (Paweł Kurpiel) mocno skacowana a druga (Krzysztof Pabjańczyk) zapewne pod wpływem wypitego alkoholu stała się nadaktywna tak emocjonalnie jak i ruchowo. W spektaklu jednakże sporo scen było też takich zdecydowanie bajkowych, może nawet infantylnych, ale i bardzo ładnie skomponowanych. Chociażby sceny z balu czy taniec Księcia (Gintautas Potockas) i Kopciuszka (Monika Maciejewska-Potockas), który publiczność obserwowała przysłonięty tiulowymi zasłonami. Czyżby to miała być scena miłosna? Nawet, jeżeli nie, to i tak bardzo piękna i plastyczna. Zresztą chyba wszystkie rozwiązania inscenizacyjne zaproponowane przez reżysera generalnie rzecz ujmując były po prostu wyśmienite. Rewelacyjną okazała się być np. scena podróży Kopciuszka na bal, scena pojawienia się Wróżki (sama Wróżka robiła duże wrażenie, szczególnie na męskiej części publiczności), zbiorowy taniec karłowatych kukiełek czy nawet wstępna scena wprowadzająca publiczność w historię Kopciuszka (teatr cieni).

Choreograficznie było równie ciekawie. Publiczność obejrzała różne style tańca począwszy od baletu klasycznego po taniec współczesny i to taki z elementami akrobatyki. Zbiorowe układy taneczne zatańczono bardzo lekko, w scenach z balu u Księcia dodatkowo ową lekkość ruchu podkreśliły zwiewne stroje tancerek. Co prawda pojawiło się w układzie kilka nierówności w układzie wynikających z niedoskonałej koordynacji, ale sceny zbiorowe były bardzo malownicze. Trudno jednakże było doszukiwać się lekkości w tańcach solowych - szczególnie było to dokuczliwe w przypadku solowego tańca Księcia - choć technicznie nie można im było niczego zarzucić. Niestety wysiłek fizyczny wkładany w taniec był zanadto widoczny, ale – pragnę to wyraźnie podkreślić - trud solistów włożony w wykonanie niełatwej choreografii jak najbardziej doceniam, bo wiem, że taniec to jednak ciężka, fizyczna praca. Dodatkowo soliści mieli do wykonania zadania aktorskie i z nimi dobrze sobie poradzili. Mankamentem dla mnie istotnym był brak orkiestry, bo muzyka do baletu odtwarzana była z taśmy i brakowało mi trochę żywej interakcji pomiędzy orkiestrą a tancerzami.

Równie atrakcyjna okazała się scenografia i kostiumy autorstwa Cordelli Matthes, nagrodzonej zresztą Złotą Maską w sezonie 2006/2007 za scenografię i kostiumy przygotowane do „Kopciuszka". W jednym z reportaży scenografka zdradziła, że np. w pomyśle upodobnienia wzoru materii, z której wykonano ściany domu Kopciuszka i kostiumów chodziło o zamysł „ukrycia" Kopciuszka przez macochę i siostry. Podest dla zwycięzców miał z kolei odzwierciedlać relacje międzyludzkie a konkretnie dominację jednych nad innymi. Córki macochy nie mogły znieść tego, że ktoś mógłby być równie ważny jak one czy nawet ważniejszy, dlatego kłóciły się, kto ma stanąć na podium. Ostatecznie obie stanęły na podium dla zwycięzcy a Kopciuszka pozostawiły na ostatnim miejscu. Scenografia zatem doskonale korespondowała z głębszym sensem opowieści o Kopciuszku, czyli o nagrodzie za skromność i karze za pychę. Natomiast kostiumy uzupełniały scenografię i były nie tylko dopełnieniem ról, ale i treści przewodnich spektaklu, czyniąc z baśni opowieść o czasach jak najbardziej współczesnych.

Choć „Kopciuszka" zatańczono już blisko 70 raz, inscenizacja Giorgia Madii nie straciła na dowcipie czy świeżości choreografii. „Kopciuszek" Madii nadal bawi - spektakl oglądałam z dużą przyjemnością i szczerą ciekawością. Było w nim trochę zwyczajnego życia, trochę bajki, duża dawka niełatwej choreografii i i sporo niepospolitych rozwiązań inscenizacyjnych.

Agnieszka Kowarska
Dziennik Teatralny Łódź
20 stycznia 2020
Portrety
Giorgio Madia

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia