Powrót, na który nie wypadało nie czekać
„Dramaty wybrane" - aut. Artur Schnitzler - Agencja Dramatu i Teatru, Warszawa 2014Artur Schnitzler, austriacki prozaik, dramaturg i lekarz, jest uważany za jednego z najważniejszych przedstawicieli wiedeńskiego modernizmu. W tym roku Agencja Dramatu i Teatru przygotowała dla swoich czytelników dwutomowy zbiór jego sztuk, które okażą się nie lada gratką nie tylko dla wielbicieli talentu literackiego Schnitzlera.
Od początku XX wieku Artur Schnitzler był najczęściej wystawianym dramaturgiem na niemieckich scenach. Również współcześnie cieszy się zainteresowaniem reżyserów oraz publiczności, także w polskim teatrze. Wyróżnić należy tu przede wszystkim słynny „Korowód", po który sięgali między innymi Krzysztof Lang (premiera w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, rok 1995), Agnieszka Glińska (premiera w stołecznym Ateneum, rok 1997), czy Piotr Szczerski (premiera Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, rok 1999). Także inne sztuki austriackiego dramaturga stanowią dla polskich reżyserów ciekawy materiał sceniczny, np. „Samotna droga" wystawiona w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza przez Bogdana Hussakowskiego w 2002 roku, czy „Traumnovelle" zaprezentowane w Nowym Teatrze w Słupsku przez Stanisława Miedziewskiego w roku 2008. Teatr Telewizji równie chętnie sięgał po twórczość Schnitzlera („Anatol", 1968 r.; „Literatura" 1979 r.; „Miłostka", 1980 r.; „Gra o brzasku", 1992 r.).
Agencja Dramatu i Teatru dokonała starannego uporządkowania sztuk Schnitzlera, a atrakcyjności wydania dodały zamieszczone we wstępie do I tomu „Diagnozy wiedeńskiego lekarza albo dramaturga Artura Schnitzlera" autorstwa Macieja Ganczara oraz posłowie Barbary L. Surowskiej. Znakomitą pracę wykonali także tłumacze, dzięki którym dzieła austriackiego dramaturga zyskały świeżość, brzmią bardzo współcześnie i znakomicie nadają się do wystawiania na polskich scenach. Warto bliżej przyjrzeć się spuściźnie tego autora, by samemu przekonać się, że są na tym świecie rzeczy, które nie powinny odejść w zapomnienie, zwłaszcza, gdy odznaczają się wysokim poziomem literackim.
Hipochondryk miłości
Sztuka „Anatol" to zbiór etiud skoncentrowanych wokół postaci „lekkomyślnego melancholika" oraz „hipochondryka miłości", Anatola. W krótkich formach dramatycznych austriacki twórca przedstawia nie tylko postać uparcie spoglądającego w swoje przeszłe, zwykle nieudane, związki z kobietami, dokonuje przede wszystkim wysokiej próby sportretowania natury kobiecej, a ściślej rzecz ujmując natur kobiecych.
Anatol posiada patologiczną nieufność do płci przeciwnej, co jest jedną z głównych przyczyn jego miłosnych zawodów. Nie potrafi uwierzyć, że kobieta jest zdolna kochać jednego mężczyznę prawdziwie i na czas nieokreślony (tj. „na zawsze"). Już w pierwszej historii o znaczącym tytule „Pytanie od losu" bohater postanawia przenieść swoją obecną ukochaną w stan hipnozy, bo tylko, gdy podświadomość daje głos prawdzie, możliwym jest szczera odpowiedź na pytania typu: „kochasz mnie?", „jesteś mi wierna?". Jednak Anatol, orędownik prawdy, właśnie jej boi się najbardziej, dlatego nie starcza mu odwagi na zadanie dręczących go pytań. Wypomina mu to jego przyjaciel Maks:
„Możesz pytać losu! Ale nie pytasz! Dniami i nocami zadręczasz się, pół życia gotów byłbyś oddać za prawdę, która leży tuż przed tobą, lecz się nad nią nie pochylasz i nie podnosisz jej!
Anatol woli żyć pośród własnych iluzji, które są dla niego ważniejsze niż prawda. To człowiek, który w związkach z kobietami tylko pozornie szuka ideału stworzonego we własnej psychice. Boi się być kochanym, dlatego nie chce wiedzieć, czy ktoś mógłby go pokochać. W efekcie, dręczony urojoną niepewnością uczuć ukochanej woli żyć w nieustannych wątpliwościach, których skutkiem będzie porzucenie kobiety, nie pierwszej i nie ostatniej zresztą z tego powodu.
Jedyną kobietą w dramacie, która nie była związana z Anatolem jest Gabriela, żona i matka napotkana podczas bożonarodzeniowego wieczoru na zasypanych śniegiem ulicach Wiednia. Jest to jeden z najznakomitszych pośród tych historii portret kobiety – ciekawskiej, łasej na komplementy, spieszącej z pomocą, gdy nikt o nią nie prosi, a jednocześnie wyrozumiałej i obdarzonej wyobraźnią wyrastającą z głębi jej duszy. Droczy się z lekkomyślnym melancholikiem Anatolem, proponując pomoc w zakupie prezentu dla jego ukochanej z przedmieść, które przy byle okazji wykpiwa. Ta dama z „wielkiego świata" ukazuje swą wyższość nad słodką dziewczyną z przedmieść, mimo to, wiedziona niepohamowaną ciekawością, wypytuje Anatola o najdrobniejsze szczegóły z jej życia. W miłości Anatola do tej dziewczyny szuka swojego zagubionego przed laty uczucia. Kiedy czytelnik poznaje Gabrielę coraz bardziej, autor z przemyślanym „okrucieństwem" kończy historię bożonarodzeniowego spotkania słowami:
Niech pan powie: „Te kwiaty, moja... słodka dziewczyno, posyła ci pewna kobieta, która może mogłaby kochać tak jak ty, lecz zabrakło jej odwagi."
Jest to jedyna kobieta, której osoba, choć na chwilę wysuwa się na pierwszy plan, pozostawiając głównego bohatera w oddaleniu. To wyjątek od reguły, w której każda kolejna kobieta zdaje się być zaledwie pretekstem do snucia pogłębionej analizy życia Anatola. Kobiety-epizody, z które każda, choćby najmniejsza i najkrótsza miłostka, w jakiś sposób ukonstytuowała myślenie bohatera.
Autor nie podaje wieku Anatola, możemy się jedynie domyślać, że poszczególne historie dzieją się na różnym etapie jego życia (wiadomo, że pod koniec sztuki ma za sobą co najmniej dwudziestoletnią historię związków miłosnych). Ostateczny rozbrat z młodością następuje w historii pt. „Epizod". Dobitnie uwydatnia w niej autor uzależnienie bohatera od przeszłości, a także jego niekonsekwentne poglądy. Anatol postanawia wybrać się w podróż w poszukiwaniu schronienia dla własnej przeszłości. Stwierdzając, że w jego domu nie ma już miejsca na młodość, chce zacząć nowe życie w samotności. Z jednej strony deklaruje tym odcięcie się od przeszłości, z drugiej przyznaje, że szuka dla niej schronienia. Aby rozprawić się z przeszłością, prosi przyjaciela o przechowanie wszystkich drobiazgów i pamiątek związanych z jego byłymi partnerkami. To nieoczekiwane i tak niepodobne do niego wyzwanie do rozpoczęcia nowego życia na czas nieokreślony jest jedynie pretekstem do otwarcia paczuszek przeszłości i zanurzenia się we wspomnieniach. Jedna z paczuszek oznakowana słowem „epizod" skrywa w sobie wspomnienie kobiety, z którą spędził zaledwie popołudnie. Nastrój panujący wówczas w jego pokoju, zielono-czerwone światło lampy padające na jej ramiona i jego romantyczne skłonności wywołały obraz miłości gwałtownej i głębokiej w swej krótkiej istocie. Jednak Anatolowi jako niepoprawnemu romantykowi i poszukiwaczowi prawdziwej miłości w najmniejszym nawet tchnieniu odpowiedniego nastroju nie przychodzi do głowy, iż dla Bianki, kobiety, z którą spędził ówczesne „magiczne popołudnie" to on był w istocie epizodem, którego po kilku latach trudno będzie jej sobie przypomnieć. Bianka podczas rozmowy z przyjacielem bohatera, Maksem od niechcenia wypowiada słowa, które definiują relacje damsko-męskie w życiu Anatola:
„Są tacy, co kochają, nie dręcząc człowieka"!
Problem z Anatolem polega na tym, że nie tylko zadręcza swoją zazdrością, nieufnością i niewiernością kobiety, z którymi się spotyka, ale też sam jest dręczony – przede wszystkim przez zerkanie w przeszłość i niemożność racjonalnej oceny sytuacji. Ten lekkomyślny melancholik upatruje w nowym związku bezpieczną przystań, która szybko, z jego przyczyny, przemienia się we wzburzone morze, z którego nie ma ucieczki. Problemem dla Anatola jest złożoność kobiecej natury i jej „wrodzona niewierność". W etiudzie „Kamienie pamiątkowe" bohater opowiada przyjacielowi historię kobiety, której epizodyczna rola w życiu bohatera stałą się potwierdzeniem poglądu, wedle którego kobiecie z łatwością przychodzi rozdrobnienie miłości i obdarowanie jej więcej niż jednemu mężczyźnie. Emila, kolejna kobieta, z którą Anatol miał być „na całe życie" zgadza się na układ, w którym oboje kochankowie pozbywają się swojej przeszłości – wyrzucają wszystko, co wiąże się z ich poprzednimi związkami i w ten sposób oddają się sobie cali na nowo, jakby pierwszy raz. Anatol to człowiek, który nie potrafi żyć bez zerkania w przeszłość, czytelnik nie dowiaduje się, czy ze swojego życia wyrzucił wszystkie materialne wspomnienia dawnych kochanek, wiadomo natomiast, że skrupulatnie dopilnował, by Emilia pozbyła się wszystkiego, co mogłoby przypominać o dawnych mężczyznach: listy i wachlarze rzucone do ognia, bransoletki, pierścionki i kolczyki zaniesione do lombardu, lub po prostu wyrzucone z mostu do rzeki – wszystkie drobiazgi przywołujące wspomnienia z lat, gdy jeszcze się nie znali miały zniknąć z ich nowego życia. Uśpiona przeszłość zostaje jednak gwałtownie wyrwana ze snu przez dwa kamienie, które Anatol znalazł przeszukując biurko Emilii (pokazuje to, że nigdy nie potrafił do końca zaufać, zwłaszcza kobiecie). Cała historia rozbija się o te dwa kamienie, które dla kobiety są słodkim, acz odległym wspomnieniem dnia, w którym poznała uczucie, którym teraz może obdarzać Anatola. Zazdrosny kochanek nie chce słyszeć o żadnych tłumaczeniach, domaga się spalenia w ogniu dręczących go pamiątek ukochanej. Emila przekonująco odgrywa przed ukochanym komedię, w której tłumaczy symboliczne znaczenie owych kamieni. Prawdą jednak jest, że nie chce wrzucać do ognia czarnego diamentu, który wart jest ćwierć miliona. Gdy rozdrażniony Anatol rzuca rzadki kamień w ogień, poruszona Emila uzbrojona w szczypce do węgla za wszelką cenę stara się wydobyć z paleniska drogocenny kamień. Kwitując jej zachowanie krótkim słowem „dziwka", Anatol odchodzi ponownie pozostając sam ze swoją przeszłością ubogaconą o kolejny smutny epizod.
Anatol Schnitzlera jest postacią złożoną, którą nie sposób łatwo sklasyfikować i oceniać. Choć nieustannie narzeka na kobiecą niewierność, sam również ma problemy z wiernością. Widać to w etiudzie „Kolacja pożegnalna", w której bohater używając poetyckiego sformułowania „masz zamknąć oczy naszej miłości" prosi przyjaciela o dodanie otuchy, podczas rozstania z Anią, która jak gdyby nigdy nic znudziła mu się. Poza tym Anatol od kilku tygodni spotyka się z nową dziewczyną, a perspektywa zasiadania do dwóch kolacji jednego wieczoru staje się dla niego coraz bardziej uciążliwa. Jednak Ania ubiega Anatola, oznajmiając mu, że przed paroma godzinami zakochała się w innym mężczyźnie. Upokorzony bohater odgrywa scenę zazdrości, a jego urażona duma nie może ścierpieć, że to Ania pierwsza go rzuciła i to akurat w momencie, w którym on miał uczynić to samo! Schnitzler w humorystyczny sposób opisuje zakrapianą szampanem i farsą kolację, podczas której śmiech przeplata się z niedowierzaniem. Z jednej strony Ania, która musi pożegnać się z ostrygami, filets aux truffes i bordeaux, gdyż jej nowego wybranka nie stać na takie frykasy, z drugiej urażony Anatol, który bezskutecznie próbuje ją przekonać, że to on pierwszy przestał ją kochać i to on pierwszy chciał powiedzieć „koniec". I jak zwykle Anatol odchodzi bez kobiety, za to z nowymi wspomnieniami wrzuconymi do coraz bardziej ciążącego mu wora z napisem „przeszłość".
W historii zatytułowanej „Agonia" Schnitzler odkrywa kolejny urojony powód cierpień swojego bohatera – Anatol nie potrafi być z żadną istotą, którą pokocha nawet miłością prawdziwą i szczerą. To człowiek, dla którego miłość nie jest esencją niezbędną do życia, jest raczej trucizną wlewającą się w jego ciało i powodującą powolną agonię. Jednak jest to miłość skażona, miłość naznaczona nieustannym dogasaniem, nietrwała i niepewna. Dlatego trująca. Nazywany przez siebie samego „hipochondrykiem miłości" nie potrafi podejmować decyzji, które dla większości są trudnościami do pokonania. Jego przyjaciel wprost stwierdza, że długotrwałe związki źle na niego działają i odsłania prawdę przewijającą się przez każdą historię Anatola:
„Za twoją teraźniejszością zawsze ciągnie się potężny balast nieprzezwyciężonej przeszłości... Dlatego już od pierwszych lat twojej miłości od razu następuje proces rozkładu, a twojej duszy brakuje tej cudownej siły, by tę przeszłość całkowicie wyprzeć. I jakie są skutki? Że nawet najzdrowsze, najpiękniejsze godziny twojej teraźniejszości owiewa zapach stęchlizny – i atmosfera tej teraźniejszości staje się bezpowrotnie zatruta."
Maks pociesza przyjaciela, życząc mu siły do wyzdrowienia. Diagnoza jednak jest bezlitosna: nieuporządkowana przeszłość przyczyną tragizmu teraźniejszości. Rozmowie tej towarzyszy nastrój nie do końca odgadniony: z jednej strony ciężkość słów patetyzuje atmosferę, z drugiej lekkość, z jaką Maks analizuje życie przyjaciela nie pozwalają do końca rozstrzygnąć, czy Anatol naprawdę cierpi, czy tylko wymyśla sobie owo cierpienie. Elza, mężatka i kochanka Anatola pojawiająca się w „Agonii" jest kolejną, której bohater wypomina brak należytej miłości, choć ta nieustannie zapewnia o prawdziwości swego uczucia. Anatol z łatwością znajduje wymówkę, by kolejny raz zostać samemu – najczęściej jest to zarzut braku miłości z drugiej strony, bądź niemożność jej udowodnienia. Znamiennym jest, iż Elza jest drugą w przedstawionych historiach kobietą, która nazywa Anatola „dzieciakiem". Słowa te, rzucone mimochodem i od niechcenia, stają się delikatnym znakiem dla czytelnika, by spojrzał na bohatera nie tylko jako na straconego romantyka, ale właśnie na „dziecko we mgle", które nie potrafi nazwać kształtów, które je otaczają.
Dziecinność Anatola jest także dla Schnitzlera znakomitą okazją do stworzenia humorystycznych opowiastek. Jedną z nich jest „Przedślubny poranek Anatola". Autor przedstawia kuriozalną sytuację, w jaką wplątał się bohater. W dzień swojego ślubu budzi się u boku kobiety, która bynajmniej nie jest jego narzeczoną. Nie przekonuje tłumaczenie, że Anatol nie jest w nastroju do żeniaczki – wszystko już przygotowane: frak ślubny, kwiaty, panna młoda oczekuje, pozostaje tylko w miarę możliwości jak najdelikatniej pozbyć się kobiety, która miała umilić ostatnie chwile kawalerskiego życia Anatola. Sytuację zaognia fakt, iż owa kobieta nie jest „panienką na jedną noc", tylko byłą dziewczyną bohatera, przekonaną, że rozpoczyna swój związek z Anatolem na nowo. Ilona, jak to kobieta, z ciekawością wypytuje na jaki to ślub wybiera się jej chłopak i dlaczego nie może wybrać się z nim. Sytuacja gęstnieje z minuty na minutę, Anatol i Maks pokrętnie próbują wytłumaczyć się dlaczego koniecznie muszą iść na to wesele i dlaczego Ilona nie może pójść z nimi. Całość bardzo szybko przemienia się w farsę, kiedy Anatol sprowokowany bezczelnością Ilony w końcu wyznaje jej prawdę. Ilona nie należy do tego rodzaju kobiet, które na wieść, że ich chłopak żeni się, popadają z rozpacz. Wręcz przeciwnie – wpada w prawdziwą furię, krzyczy, rzuca się, w końcu niszczy bukiet Maksa i zrezygnowana opada na krzesło wybuchając niepohamowanym płaczem. To jedna z tych kobiet, które „kąsają z miłości", dlatego nie poddaje się tak łatwo. Po wyjściu Anatola daje do zrozumienia jego przyjacielowi, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Lekko przestraszonemu Maksowi Ilona przypomina wcielenie demona, a ta z afektowaną wielkodusznością żegna się z nim i opuszcza scenę. Co się dalej wydarzyło, czytelnik się nie dowiaduje. Możemy jedynie domyślać się, że ślub Anatola nie należał do klasycznych i tradycyjnych uroczystości.
Ostatnie opowiadanie z cyklu przygód Anatola może stanowić pewne rozliczenie bohatera z życiem, jakie do tej pory prowadził. Jest to czas podsumowań i prób uczciwego spojrzenia na swoje życie z perspektywy dwudziestu lat bezowocnych poszukiwań szczęścia u boku kobiet. Bohater wreszcie przyznaje, że bywają chwile, kiedy chciałby być kochany, jednak jego mania wielkości mu na to nie pozwala. Jest wirtuozem zazdrości, który uważa, że tylko on powinien być najważniejszym mężczyzną w życiu kobiety, z którą się spotyka – najważniejszym w przeszłości, obecnie oraz w przyszłości. Anatol to mistrz w wyszukiwaniu problemów tam, gdzie ich nie ma. Skoncentrowany tylko na sobie, nie zwraca uwagi na potrzeby innych osób. Wszystkie rozmowy prowadzone z Maksem kręcą się wokół osoby Anatola, tylko jego życie wydaje się być wartym roztrząsania. W relacjach z kobietami liczy się przede wszystkim to, czy one jego kochają, czy to on będzie zadowolony w tych związkach i czy to nie on zostanie skrzywdzony. W końcu sam przyznaje, że wlecze za sobą bagaż wspomnień i przychodzą takie dni, gdy zaczyna je rozsiewać oraz, że był taki czas, gdy pokochał kobietę, która naprawdę go rozumiała i z którą byłby szczęśliwy, jednak nie miał odwagi zaryzykować i dać szansę szczęściu. Uwięziony w tym, co było, zamknięty na to, co będzie – lekkomyślny melancholik, hipochondryk miłości, wirtuoz zazdrości – możemy nazywać go jak tylko chcemy, ale wiemy, że w gruncie rzeczy to po prostu małe, skrzywdzone dziecko. Głęboki, smutny momentami, lecz wyrazisty i ciekawy portret człowieka bojącego się szczęścia przedstawił Artur Schnitzler. Podejmując ciekawe zagadnienie braku odwagi wobec własnego życia, dokonał literackiej psychoanalizy osoby, która wcale nie jest tak daleka od ludzi, których spotykamy w prawdziwym życiu.
Bajka o kobiecie nie do końca upadłej
Drugi dramat znajdujący się w pierwszym tomie dzieł Artura Schnitzlera nosi tytuł „Bajka" i również odnosi się do skomplikowanych relacji damsko-męskich. Jednak o ile w „Anatolu" punkt ciężkości znajdował się w postaci głównego, męskiego bohatera, o tyle w „Bajce" bliżej poznajemy również porter kobiecej natury. Już w bardzo rozbudowanych didaskaliach czytelnik ma okazję poznać podstawowe właściwości poszczególnych bohaterów, począwszy od ich garderoby, a skończywszy na cechach osobowości. Określenia, takie jak: „w jego gniewie nie kryje się chęć ranienia, tylko głęboko bolesne wzburzenie", czy „w jego zachowaniu wyczuwa się pewne zakłopotanie, zarazem jednak silną wolę przezwyciężenia go" już na samym początku pozwalają zrozumieć motywy postępowań postaci, niejednokrotnie stanowiąc próbę ich usprawiedliwiania.
Główni bohaterzy to około trzydziestoletni pisarz Fedor Denner i odnosząca pierwsze sukcesy na teatralnej scenie aktorka Fanny Theren. Reszta postaci (m.in. matka Fanny, jej siostra z narzeczonym, znajomi i przyjaciele domu) stanowią tło dla rozgrywających się pomiędzy zakochanymi wydarzeń. W mieszkaniu pań Theren, w którym rozgrywa się większość akcji sztuki toczą się salonowe rozmowy o muzyce, sztuce, a także relacjach damsko-męskich. Schnitzler umiejętnie przedstawia ciekawe przekonania swoich postaci, z których każda wyraża odmienne poglądy. Zgromadzenie w jednym pokoju ludzi o różnych profesjach (pisarze, urzędnik, młodzi studenci, malarz) prowadzi do interesujących dyskusji na temat natury kobiet i ról mężczyzn w społeczeństwie. Z kolei rozmowy w kręgu kobiet odznaczają się dużo większym ładunkiem emocjonalnym oraz uczuciowym.
Na początku opowieści Fanny Theren przygotowuje się do nowej roli, która okazuje się jej wielkim sukcesem scenicznym. Z mało znaczącej aktorki, grającej przede wszystkim „ogony" szybko przemienia się w obiecującą i podziwianą artystkę, która otrzymuje intratną propozycję angażu w petersburskim teatrze. Fanny jest kobietą inteligentną, zdaje sobie sprawę, że stoi przed szansą, o której wiele młodych aktorek może tylko marzyć. Jednak decyzja o wyjeździe z Wiednia na „koniec świata" nie jest łatwa – Fanny zakochana ze wzajemnością w Fedorze nie wie co ma zrobić. Na początku dumnie i w skrytości czeka, aż ukochany zabroni jej jechać, by być z nią na zawsze. Jednak, gdy z ust Fedora nie padają żadne deklaracje, Fanny otwarcie wyznaje Fedorowi, że jej życie jest tylko przy nim, a za cenę miłości gotowa jest poświęcić nawet swoją karierę. Z pozoru nic nie stoi na przeszkodzie, by młodzi żyli długo i szczęśliwie – autor w wielu miejscach sztuki daje wyraz szczerej i prawdziwej miłości Fanny i Fedora. Lecz czy miłość jest w stanie wygrać z przeszłością, która kładzie się cieniem na najszczersze uczucie? Fedor nie potrafi sobie poradzić z tym, że dawniej Fanny była kochanką innego mężczyzny, że nie jest kobietą czystą, co w jego mniemaniu podaje w wątpliwość jej obecne uczucie. Nie pomagają tłumaczenia o błędach młodości, naiwności pierwszych uczuć, zapewnienia o szczerości i prawdziwości obecnego uczucia. Fedor nie jest w stanie postrzegać Fanny jako najszlachetniejszej z kobiet, zadręcza się jej przeszłością, przez którą nie jest w stanie dostrzec i poznać kobiety, które obecnie stoi przed nim ze swoją miłością. Robert Well, malarz i lekkoduch, który czerpie z życia same przyjemności uważa, że postępowanie ludzi pokroju Fedora nie jest niczym więcej jak tylko tworzeniem sztucznych bólów. „Bezbolesna miłość, bezbolesny zachwyt – brać rzeczy, jakie są – ponad wszystko!" – oto dewiza malarza, która zapewnia mu, jeśli nie szczęście, to przynajmniej zadowolenie i spokój ducha. Fedor jest zgoła innym człowiekiem – przypomina Anatola, bo tak jak on nie potrafi oderwać się od przeszłości, która w finale niszczy mu życie. W jego zachowaniu nie brakuje również cienia hipokryzji. Podczas rozmowy z Wandelem (przyszłym narzeczonym Klary, siostry Fanny) Fedor w wielkich słowach i z niezwykłym zaangażowaniem broni kobiet „upadłych", czyni godne pochwały, ale tylko teoretyczne rozważania na temat godności każdej kobiety i jej prawa do miłości: „(...) jakie mamy prawo uważać za nierządnicę każdą kobietę, która miała odwagę kochać, zanim pojawiliśmy się my"? – pyta Fedor, samemu starając się uwierzyć w szczerość wypowiadanych słów. W rozmowach z innymi szuka potwierdzenia tego, że Fanny w głębi duszy jest dobra, jakby sam nie był w stanie tego ocenić. Ostatecznie wygrywa jednak jego próżność i brak zdecydowania. Najpierw stwierdza, iż najwyższa pora, by bajkę o kobietach upadłych raz na zawsze wyeliminować ze świata, a potem sam stwierdza, że jest ona tak mocno w świecie osadzona, że nie sposób jej przezwyciężyć. Zapewnia zakochaną w nim Fanny, że nie wierzy w jej winę i pragnie z nią być, ale jego czyny przeczą słowom. Trudno jednak posądzać młodego pisarza o hipokryzję – jest to raczej zagubiony młody człowiek, który sam nie wie co czuje i co ze swoim uczuciem powinien zrobić. Brakuje mu odwagi i pewności, jest tak mocno osadzony w świecie, w którym liczy się to, co ludzie powiedzą, że przekłada to ponad własne szczęście. Fedor to ciekawy obraz człowieka o dwóch twarzach – zakochanego romantyka, który w imię miłości jest gotowy na wiele i pragmatyka, którego osąd społeczeństwa hamuje przed wołaniem serca.
W tym miejscu warto zadać sobie pytanie, czy Fanny Theren rzeczywiście była kobietą upadłą? Z tekstu dramatu dowiadujemy się tylko, że miała jednego poważnego kochanka, którego zresztą traktowała całkiem poważnie. Czyż jednak można ją winić za to, że została porzucona przez mężczyznę, który chciał się jedynie zabawić z młodą i naiwną aktoreczką? Bez wątpienia to ona staje się w tym dramacie ofiarą – szkodliwej miłostki, mieszczańskiej rzeczywistości i wreszcie – niedojrzałej miłości.
Schnitzler ciekawie sportretował również ówczesne środowisko artystyczne, a także stosunek wiedeńskiego społeczeństwa do kobiet-aktorek. Artyści w mniemaniu większości bohaterów z jednej strony są ludźmi barwnymi, z którymi miło spędza się wieczory, z drugiej nie traktuje się ich poważnie, raczej z pewną nonszalancją i umownym szacunkiem. Może dlatego kobiety-aktorki są znakomitymi towarzyszkami do walca, ale do małżeństwa już niekoniecznie. W domu pań Theren nigdy nie brakuje gości, którzy z chęcią odwiedzają ten przybytek artystycznych dusz, jednak większość z nich wychodzi z założenia, że i tak „nie należy wżeniać się w rodzinę, która chyli się ku upadkowi". Wątek ten, wzajemnych stosunków austriackiej bohemy i „reszty świata" będzie zresztą obecny w innych dramatach Schniztlera.
„Bajka" bardzo szczegółowo porusza problem kobiet w patriarchalnym społeczeństwie, gdzie to mężczyzna ma ostatnie zdanie i wolę decydowania o losie płci pięknej. Kwestia przyzwoitości kobiet, zasad moralnych i zakłamania świata często wybrzmiewa na pierwszym planie i staje się jednym z głównych problemów sztuki. Ciekawie przedstawiona na przykładzie miłosnych perypetii schnitzlerowskich bohaterów układa się w spójny i zajmujący portret ludzkich namiętności, poglądów i zachowań. Problem bycia kochanym, kwestie zaufania, współczucia oraz winy są jednymi z podstawowych motywów dramatów autora, których nie zabraknie także w innych sztukach. Podobnie jak powracające nieustannie pytanie: czy ogołocenie się z przykrej przyszłości jest możliwe, a bajka o tym, co niemiłe i smutne może odejść w zapomnienie? Schnitzler daje odpowiedź na końcu dramatu – jest ona okrutna i bolesna, ale niestety prawdziwa. Szkoda, że Fedor nie potrafił, jak Fryc z kolejnego dramatu nie zadawać żadnych pytań, bo przecież „kiedy jestem z tobą, reszta świata nie istnieje – i kropka."
Miłość zbyt gorąca
Dramat „Afekty" konstrukcją przypominający „Bajkę", również składa się z trzech aktów i także w tym utworze mamy do czynienia ze środowiskiem artystycznym, ale w znacznie mniejszym stopniu. Wiemy jedynie, że w Josefstader Theater (najstarszym wiedeńskim teatrze muzyczno-dramatyczny) jako skrzypek pracuje Hans Weiring, ojciec głównej bohaterki, Krystyny. Akcja również rozgrywa się w Wiedniu, wiosną roku 1896. To właśnie wiosna przez poetów i wszelkiej maści romantyków uważana jest za porę budzenia się wielkich uczuć, kiedy to rozkwitają miłości, a świeże powietrze pobudza płynącą w żyłach krew. „Afekty" odznaczają się bardzo ekspresyjnymi i żywiołowymi dialogami, do perfekcji przypominającymi naturalne rozmowy. Z pewnością jest to zasługa nie tylko pióra Schnitzlera, ale także Karoliny Binkot, której tłumaczenie znacznie odbiega od przekładów jej koleżanek i kolegów. Bikont dokonała znacznego uwspółcześnienia kwestii bohaterów, co z jednej strony nie zawsze przekonująco w dramacie wybrzmiewa, z drugiej znakomicie słowa te ożyłyby na współczesnych scenach teatralnych.
Krystyna jest bardzo młodą i niedoświadczoną dziewczyną. Wiadomo, że młodość ma swoje prawa, co Schnitzler dobitnie pokazuje w obrazie niewinnej panienki, która do szaleństwa zakochuje się w pewnym młodzieńcu, Frycu. O ile w „Bajce" didaskalia niezwykle szczegółowo opisują poszczególne postaci, o tyle w „Afektach" o bohaterach wiemy niewiele – Fryc i jego przyjaciel to młodzi panowie, przyjaciółka Krystyny, Maria jest modystką, a sąsiadka Katarzyna to żona repasacza. Właściwie więcej wiedzieć nie potrzeba, gdyż to, co w sztuce najważniejsze odgrywa się między bohaterami bez potrzeby znajomości ich profesji, a cechy charakteru wybrzmiewają w ich słowach i czynach. Najbardziej dwuznaczną postacią sztuki jest Fryc, grający na dwa fronty – romans z zamężną kobietą, którą zapewne darzy szczerym uczuciem, nie przeszkadza w zawróceniu w głowie Krystyny, która, pierwszy raz w życiu zakochana, traktuje go niemal jak Boga. Sam zresztą przyznaje: „stęskniłem się za czułością bez patosu, za tak słodkim i spokojnym podziwem dla mojej osoby...". Z biegiem akcji dramatycznej czytelnik coraz bardziej poznaje naturę Fryca i coraz łatwiej wydaje o nim osąd. Niemniej, w pewnym sensie można go uważać za bohatera tragicznego – zamiast wybrać spokojne i miłe życie u boku kochającej go kobiety (w pewnym momencie sam zresztą przyznaje, że i on kocha Krystynę – nawet jeśli nie jest to miłość, to na pewno czuje się z nią dobrze i za nią tęskni), decyduje się na pojedynek z zazdrosnym mężem innej kobiety.
Równie ciekawą postacią dramatu jest Teodor, wyrażający osobliwe myśli na temat kobiecej natury:
„Odpocząć! Taki jest głębszy sens istnienia kobiety: mają nam umilać odpoczynek. Nigdy nie uznawałem tak zwanych interesujących kobiet. Kobieta nie ma być interesująca, tylko właśnie miła."
W mniemaniu Teodora kobieta to takie przymilne stworzenie, którego najważniejszym zadaniem jest sprawianie mężczyźnie przyjemności:
„Baby są szczęśliwe, kiedy mogą być zwyczajnie ludzkie. Nie rozumiem, po co na siłę czynimy z nich demony czy anielice."
Jednak nawet ten zatwardziały kawaler ma łzy w oczach, gdy widzi w szał, w jaki wpada Krystyna na wieść o pojedynku Fryca o inną kobietę. W przeciwieństwie do przyjaciela, który miał odwagę stanąć do walki o miłość (abstrahując od tego, jak to się skończyło), Teodor, trochę jak Anatol, boi się być kochanym: „bo my nienawidzimy kobiet, które kochamy, a kochamy te, które są nam obojętne".
Pomysł na sztukę jest niewątpliwe ciekawy, głęboko osadzony w kręgach zainteresowań Schnitzlera. Zawiłe stosunki damsko-męskie, problem wierności, zdrady, zbrukania prawdziwych uczuć to tematy, które bez przerwy przewijają się w jego twórczości. Sam autor, z wykształcenia lekarz, bez wątpienia miał wiele okazji do poznania natury ludzkiej. Wnikliwe obserwacje otaczających go osób, potrafił z sukcesem przelać na papier. Niemniej, mam duże wątpliwości co do charakteru i postępowania głównej bohaterki. Nawet mając świadomość, że jest ona jeszcze nieukształtowanym dzieckiem, podlotkiem, na który zwrócił uwagę prawdziwy mężczyzna, nie przekonuje mnie jej afektowana egzaltacja. A nawet jeśli momentami jest całkiem wiarygodna, to na dłuższą metę męcząca. Aż ma się ochotę krzyknąć do niej, by się opamiętała i przejrzała na oczy. Jednak, jeśli najbliżsi nie byli w stanie przemówić jej do rozsądku, to co może zrobić czytelnik? Nic poza patrzeniem na jej upadek i denerwowaniem się, że miłość potrafi być tak irracjonalna. Przyjaciółka Maria daje Krystynie całkiem dobre rady, w jaki sposób postępować z mężczyznami, jednak zaślepiona przez pierwszą miłość bohaterka nie myśli już racjonalnie. Nie dochodzi też do niej głos rozsądku w postaci ojca, który, przeczuwając tragedię, stara się jeszcze uratować swoją córkę. Widząc obłęd w jej oczach, wie, że stanie się najgorsze. Obłęd ten nie spowodowała miłość, lecz miłosne zaślepienie, które niewinną dziewczynę sprowadziło na manowce. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Krystyna miłość do Fryca sobie „wyobraziła", czy „wymyśliła". Sztuka ma zakończenie otwarte – nie wiemy, co się stanie z główną bohaterką, trudno nam też uwierzyć w to, co się stało z Frycem. Właściwa akcja dramatyczna zaczyna się dopiero na początku trzeciego aktu, a nie kończy wcale. Afekty bohaterów to ekspresja emocji w postaci źle ulokowanych uczuć oraz miłości, z którą nie wiadomo co zrobić. Jaki z tego morał? Chyba tylko jeden, by miłość traktować na zimno. Jednak, kiedy krew uderza do głowy, a wiosna burzy święty spokój, jest to możliwe?
Oto czym jest honor dla prawdziwego mężczyzny
W okolicach małego teatru letniego w pewnym kurorcie niedaleko Wiednia toczy się akcja kolejnej sztuki Artura Schnitzlera pt. „W matni". I tym razem mamy do czynienia z wielkimi namiętnościami i tragedią w finale. Również tym razem czytelnik ma okazję poznać artystyczne środowisko teatralnej bohemy, tym razem są to aktorzy prowincjonalnego teatru, szumnie przez dyrektora nazywanego „ośrodkiem kulturalnym". Na tej drugorzędnej scenie nie brakuje postaci małostkowych, zawistnych, pełnych kompleksów, poczucia wyższości oraz niespełnienia (zarówno życiowego, jak i artystycznego). Jedyną osobą nieprzystającą do grupy i niezgadzającą się na zwyczaje w niej panujące (zwłaszcza picie szampana z oficerami do białego rana) jest, nazwana przez autora w didaskaliach pierwszą naiwną, Anna Riedel. Przez koleżanki po fachu traktowana z wyższością, a nawet pogardą, przez mężczyzn adorowana, przede wszystkim przez swoją niedostępność i tajemniczość. Jedną z osób, która bez sukcesu stara się zaprosić Annę na kolację jest porywczy i gwałtowny porucznik Kariński. Ten hazardzista ze skłonnościami do przemocy wydaje się być człowiekiem skończonym, kiedy zawisa nad nim groźba relegowania ze służby za pobicie cywila. W momencie, gdy wojsko, której jest dla niego całym życiem i bez którego nie widzi sensu istnienia postanawia z niego zrezygnować, nie ma wiele do stracenia, dlatego łatwiej mu podejmować decyzje prowadzące do jego zguby. Jedną z nich jest przemożna chęć pojedynkowania się z człowiekiem, który go obraził. Jest nim bogaty malarz „na urlopie", Paul. Zarówno jeden, jak i drugi zainteresowany jest Anną, choć żaden nie daje tego po sobie poznać. Dla Paula naturalnym wydaje się spoliczkowanie Karińskiego, który obraził kobietę, jednak nie zamierza przepłacać tego życiem, pojedynek uważając za coś wstecznego, odsyła sekundantów porucznika, tym samym tracąc własnych przyjaciół, którzy nie uważają za stosowne przebywać w otoczeniu „człowieka bez honoru". Do pojedynku nie dochodzi, nie oznacza to jednak pomyślnego zakończenia.
„W matni" dobitnie i surowo ukazane jest artystyczne środowisko i jego główne zadania – aktorki mają przede wszystkim bawić i umilać człowiekowi czas. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są traktowane przedmiotowo, często jako osoby drugiej kategorii. Wystarczy tu przytoczyć chociażby słowa porucznika Vogla: „Wielbić to ja mogę żonę mojego majora albo baronową Tessi, a na kobiety z teatru mam po prostu ochotę!", czy „jeśli jeszcze te z teatru będą chciały być porządne, człowiek zupełnie straci orientację!". Zatrważające, że ze wyjątkiem Anny, aktorkom zdaje się to nie przeszkadzać – przynajmniej na krótszą metę.
Jednym z najbardziej interesujących momentów sztuki jest rozmowa Paula z Wellnerem, jego lekarzem oraz z wieloletnim przyjacielem, Poldim na temat nieszczęsnego pojedynkowania się z porucznikiem Karińskim. Rozmowa ta obnaża słabość tzw. kodeksów moralnych i honorowych ówczesnej austriackiej socjety. Z perspektywy czytelnika, który pojedynki zna jedynie z książek i filmów może nieco śmieszyć tak poważne traktowanie tego typu załatwiania spraw, jednak dla ludzi z ówczesnej epoki honor stanowił wartość świętą, a obraza oficera (nawet, jeśli ten sobie na to zasłużył) domagała się jednoznacznego zadośćuczynienia. Dlatego Poldi nie wyobraża sobie dalszego utrzymywania stosunków z człowiekiem, który myśli inaczej:
„No przecież kodeks honorowy! Skoro obraziłeś człowieka honoru, naruszając jego nietykalność, co stanowi obrazę trzeciego stopnia, proszę bardzo! Ergo musisz się bić, skoro jesteś człowiekiem honoru. Tak już jest i nie możesz tego zmienić. Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej."
Paul pozostaje jednak nieugięty, pojedynkowanie się uważa za rzecz bezsensowną (jest to „komedia męskiej odwagi i pogardy dla życia) i nie myśli narażać swojego życia z tak błahych powodów. Akcja zagęszcza się, kiedy do bohatera ponownie przychodzi sekundant Karińskiego, porucznik Rohnstedt. Scena ich rozmowy w pierwotnej wersji sztuki zawierała propozycję udawanego pojedynku, być może ze względu na to, że była powszechnie krytykowana przez recenzentów, autor postanowił ją zmienić – obie wersje są dostępne w tym wydaniu dramatów i to do czytelnika należy wybór i ocena – która opcja jest ciekawsza i bardziej interesująca. Rohnstedt, jako przyjaciel Karińskiego, zwraca uwagę na desperację młodego oficera, dla którego niemożność pojedynkowania się będzie oznaczała przymus podania się do dymisji, co zrujnuje jego życie. Paul jednak pozostaje nieugięty.
Można odnieść wrażenie, że w sztuce tej wątki miłosne schodzą na dalszy plan, choć większość decyzji bohaterów i ich konsekwencje wynikają właśnie z relacji damsko-męskich. Schniztler poprzez pomieszanie różnych środowisk i warstw społecznych dokonał interesującej analizy ludzkich postaw i zachowań. Wartka akcja, zaskakujący finał i barwne postacie sprawiają, że „W matni" czyta się trochę jak powieść sensacyjną – historia stworzona przez autora zajmuje czytelnika, nie pozwalając mu jednocześnie na wydawanie jednoznacznych osądów o bohaterach. Trudno tu mówić o czyjeś winie, bądź nie-winie, motywacje bohaterów, choć różne, mają swoje uzasadnienie, niekiedy nawet usprawiedliwienie. To do czytelnika należy ich ocena, jednak, czy można sądzić kogoś kto kocha albo jest zaślepiony przez namiętność?
cdn.