Pożegnanie z Dygatem i Hasem

"Pożegnania" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Narodowy w Warszawie

Każdy, kto zna film Wojciecha Jerzego Hasa pt. „Pożegnania” od razu skojarzy z nim piosenkę napisaną specjalnie dla tego obrazu. Niezapomniana Sława Przybylska śpiewająca „Pamiętasz, była jesień” to jeden z piękniejszych motywów tego obrazu. Powtarza się on zresztą wielokrotnie. Jednak Agnieszka Glińska w swojej adaptacji powieści Stanisława Dygata wystawianej na deskach Teatru Narodowego, zrezygnowała z Przybylskiej, a wraz z nią pozbawiła sztukę nostalgicznego klimatu melancholii.

Spektakl może wydać się tęsknotą za dawnym, przedwojennym światem. Główny bohater, Paweł (w tej roli Marcin Hycnar) to zbuntowany młodzieniec, który nie tyle, co nie potrafi, ile raczej nie chce odnaleźć się w zastanej rzeczywistości. Wyśmiewa ojca, marzącego o bliżej nieokreślonej kariera dla syna. Powtarza za nim, że nie nadaje się do życia. Jakby na złość wszystkim, nawiązuje znajomość z fordanserką, Lidią. I to właśnie ta relacja powinna przemienić się w oś wydarzeń, jednak wiele niepotrzebnych wątków zdyskredytowało tę historię. Patrycja Soliman, w roli ubogiej, ale pewnej siebie i inteligentnej dziewczyny z zadatkami na córę Koryntu bądź hrabinę, wzbudza sympatię widzów, podobnie jak Hycnar, który raz bawi i rozśmiesza, po to by za chwilę zbudzić współczucie i niekłamaną troskę. Tych dwojga mógłby połączyć głęboki związek. Dzięki temu bohaterowie staliby się w sztuce najważniejsi. Właściwie do stworzenia spektaklu wystarczyłoby tych swoje aktorów. Reszta, choć interesująca, nie jest tak ważna. Bo to właśnie członkowie tego magicznego duetu są ze sobą tożsami, nie tracąc przy tym własnej specyfiki. Szkoda, że w spektaklu Glińskiej tak trudno tę zespoloną tożsamość uchwycić.

Reżyserka skoncentrowała się przede wszystkim na ogólnej scenerii opowieści. Nie brakuje więc barwnych postaci (stanowczy ojciec, wyraziści przyjaciele z Paryża, gospodyni pensjonatu „Quo Vadis"), które najczęściej wzbudzają radość publiczności, rzadziej zaś głębokie zainteresowanie. Zwłaszcza w epizodzie paryskim bardzo dużo jest zabawy, radości z życia i beztroski młodzieńczych lat. Przejście do roku 1945 wydaje się sztuczne i jakby „na siłę" do sztuki doklejone. A przecież to właśnie w tym czasie rozgrywają się najważniejsze dla bohaterów wydarzenia. Dygat w swej powieści, podobnie jak Has w filmie, doskonale oddał atmosferę tamtych czasów. A były to czasy przepełnione smutkiem, w powietrzu wisiała rozpacz, ludzie pełni byli marazmu. Paweł, który właśnie wrócił z obozu, zupełnie nie nadaje się do życia. U Glińskiej objawia się to jedynie zmianą stroju – zamiast w dobrze skrojonych i eleganckich garniturach, Hycnar pojawia się w starym swetrze. Może i widać w jego oczach jakąś tęsknotę czy smutek, ale dostrzegają to tylko ci, którzy znają powieść i film „Pożegnania".

Spektakl, oprócz naprawdę dobrej gry aktorów, ratuje muzyka – to ona jedyna prawdziwe potrafi oddać nastroje panujące na scenie. Niestety jest jej za mało. I wielka szkoda, że brakuje Sławy Przybylskiej. Może dzięki niej łatwiej byłoby zrozumieć, dlaczego pożegnania nie są łatwe i przyjemne.

W opisie spektaklu można przeczytać: „Ta pełna wdzięku i dowcipu opowieść pozwala przyjrzeć się najnowszej historii ironicznie i z dystansem (...)." To prawda, nie brakuje w niej humoru, żartów, a nawet lekkiej swawoli. Jednak, jeśli ceną za takie przedstawienie rzeczy, ma być odarcie prawdziwych (vide: smutnych i trudnych) pożegnań z ich rzeczywistego oblicza, to może lepiej pozostać tylko przy jednym gatunku? I może lepiej nie silić się na proste prześmiewanie albo bagatelizowanie pięknej historii?

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
29 grudnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...