Prapremiera Schimmelpfenniga w Teatrze Ludowym

"Peggy Pickit widzi twarz Boga" - reż. Grzegorz Kempinsky - Teatr Ludowy

13 kwietnia w Teatrze Ludowym polska prapremiera sztuki Rolanda Schimmelpfenniga "Peggy Pickit widzi twarz Boga" w reż. Grzegorza Kempinsy'ego w przekładzie Michała Ratyńskiego.

Oglądając (czy choćby czytając) sztukę Rolanda Schimmelpfenniga "Peggy Pickit widzi twarz Boga", raczej nie przyjdzie nikomu do głowy, że powodem i inspiracją jej powstania były problemy kontynentu afrykańskiego, zwłaszcza AIDS, przybierające tam rozmiary pandemii.

Schimmelpfennig został zaproszony do projektu realizowanego w jednym z teatrów w Toronto, w ramach którego miała powstać trylogia dramatyczna, poruszająca problemy Afryki. Podjął zadany temat i dzieło zaczęło żyć własnym życiem. Sztuka o dramacie Trzeciego Świata stała się krzywym zwierciadłem dla nas, mieszkańców Starego Kontynentu.

Paradoksalnie wyraźniej niż problemy Czarnego Lądu zarysowały się w niej nasze własne. Afrykańska soczewka sprawiła jedynie, że wyjaskrawiały, stały się niemal karykaturalne.

Jesteśmy tak skupieni na sobie, że pomoc tym, którzy walczą o najbardziej elementarne potrzeby: życie, zdrowie, przetrwanie, staje się dla nas jedynie protezą życia duchowego. Niezdolni do wiary czy niewiary, musimy przecież dbać o kondycje naszego sumienia i dobre samopoczucie. Zatem taka "pomoc humanitarna" najlepiej robi nam samym. Przecież nie próbujemy wniknąć w prawdziwy dramat Afrykańczyków, nie próbujemy zrozumieć kierujących nimi wartości, ani zgłębić powstających między nimi konfliktów. Mówiąc o problemach afrykańskich, mówimy wciąż dla siebie i o sobie: zagłuszamy sumienie, szukamy przygód, próbujemy na różne sposoby odgrywać altruistów, chwalimy się osiągnięciami, pokrywając je wątpliwą skromnością i próbujemy wskazać winnych naszych niepowodzeń

Nakreślony przez Schimmelpfenniga nieco cyniczny, podszyty czarnym humorem "portret dwóch par we wnętrzu" nie jest uduchowionym freskiem, ale cyfrową fotografią, zapisującą stan relacji międzyludzkich w cywilizowanym świecie XXI wieku. Towarzyskie spotkanie "po latach" ludzi o skrajnie różnych doświadczeniach życiowych i zawodowych pokazuje jak daleko im dziś do siebie i jak blisko. Jedni przed laty wybrali małą stabilizację, drudzy altruistyczna przygodę, dzisiaj mimo różnic materialnych wszyscy znaleźli się w tym samym punkcie pustego, samotnego życia w parach.

Jednych wygodne mieszkanie w zamkniętym, strzeżonym, monitorowanym osiedlu i ciepłe posadki skutecznie oddzieliły od realnej rzeczywistości i od siebie nawzajem. Że ktoś jest obok, we wspólnym domu, poznają po tym, że jego samochód stoi w garażu. Drudzy w konfrontacji z "prawdziwym" światem, ociekającym potem i krwią poznali jak miałkie może być życie i wzajemne relacje, jeżeli jeszcze można je nazwać wzajemnymi, ale to niewiele zmieniło w nich samych. Pozostali nadal "ludźmi Zachodu".

Najczęściej bowiem, niezależnie od okoliczności, istniejemy sami sobie, równolegle, samotni, ale nie zainteresowani sobą dopóki nie zadamy bólu albo nie poczujemy go.

Bo tak naprawdę o czym traktuje dramat Schimmelpfenniga?

Przecież nie jest tutaj najważniejszy problem porzuconego gdzieś na Czarnym Lądzie osieroconego dziecka, które przez chwilę miało opiekunów wśród lekarzy pracujących w misji i jeszcze gdzieś daleko, anonimowych dobroczyńców, którzy słali pieniądze i kolorowe listy. Raczej właśnie ci lekarze i ci dobroczyńcy, którzy zdezerterowali przed ogromem ludzkiej tragedii, skupiają naszą uwagę. Wrócili do świata Zachodu, który jednak nie jest gotowy przyjąć ich z powrotem, zasklepiony w swojej cywilizacji, zdolny jedynie do pozornych uprzejmości.

W tej sztucznej relacji czworga kiedyś bliskich sobie ludzi ujawniają się teraz najróżniejsze mroczne niuanse relacji międzyludzkich. Rozkwitają egoistyczne roszczenia, żale i pretensje. I tylko najciszej każde z nich upomina się o odrobinę miłości. Głośniej nie wypada, bo przecież są tacy dorośli i umieją, i lubią analizować związki i relacje, przyglądać się sobie, definiować, diagnozować i poszukiwać, ale już nie potrafią "uleczyć samych siebie". Boją się nawet podjąć leczenie - pisze Maria Klotzer w programie do przedstawienia.

(-)
Materiał Teatru
11 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia