Prapremiery: Z jajem i bez - choć nago
8. Festiwal PrapremierSienkiewicz i Kane, czyli bardziej i mniej udane tegoroczne prapremiery. Jedna bawi się kontrowersyjnością i sensami, druga się w nich gubi - krakowska "Trylogia" Jana Klaty oraz bydgoskie "Łaknąć" Łukasza Chotkowskiego.
Poznawanie "Trylogii" Sienkiewicza jeszcze nigdy nie było tak wciągające i nie powodowało tak wielu salw śmiechu. Odpowiedzialni za adaptację Jan Klata i Sebastian Majewski wydestylowali z powieści to co najciekawsze, wyciągnęli z niej to co sprawia, że tekst nas bawi, że bawi nas miejscami naiwnością sam autor. Dzięki temu narodową biblię chwytamy w dłoń niczym tanią książeczkę z dowcipami z przydomowego kiosku. Na szczęście dorzucono nam tu jeszcze bolesne przemyślenia i mądre konkluzje. Wyszedł więc nie tylko kabaret - z Maryjką czochrającą rycerzy w kaplicy na Jasnej Górze, z kpiącymi z siebie wielkimi aktorami, ale mądry spektakl, który odkrywa nasze słabości, naszą polskość.
Autorka scenografii, Justyna Łagowska, zaprosiła nas do kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej i jednocześnie lazaretu - szpitalu, w którym poobwiązywani bandażami leżą chorzy - zmęczeni życiem aktorzy. To plejada największych. Artyści są tu sobą; po chwili dopiero są postaciami, w które wcielają się, wykrzykując kolejne - przypisane im - nazwiska bohaterów "Trylogii". Przez chwilę mamy wrażenie, że pomylili się na castingu. Anna Dymna gra kruchą, blondwłosą Basieńkę, Ewa Kolasińska - Krzysię Drohojowską, smukłego, wysokiego Kmicica - Krzysztof Globisz, a przystojniachę Skrzetuskiego - leciwy Jerzy Grałek. Nawet w rolę zwinnego Wołodyjowskiego wciela się ubrany w dres ponad 76-letni Andrzej Kozak. Trudno nie odnieść wrażenia, że jesteśmy w domu opieki podczas wieczoru z teatrem. Gra znakomitych aktorów przypomina świetne scenki z zajęć dla początkujących studentów: spuszczanie oczu, rumieniec, zaloty, pojedynek, odgrywanie strachu i kłótni.
Klata wyreżyserował swoją "Trylogię" niezwykle sprawnie, wysuwając na pierwszy plan barwne postaci, mierząc się z tym, co przez wielu kojarzone jest już nie z książkowej lektury, ale z filmów i zanurzonych w masowej kulturze cytatów. Na scenie pokazał i oblężenia (wystarczą walki na poduchy czy chowanie się za szpitalnym posłaniem - dobry efekt murowany), i pojedynki, a nawet pościgi na koniach (cudowne sceny skaczących na metalowych łóżkach pacjentów w rytm współczesnej muzyki). Wyciągnął nie tylko patriotyzm postaci, ale ich nienawiść do Żydów, mizoginizm, pijaństwo. Pokazał też, jak trwałe są inne cechy - choćby całkiem szalona miłość do ojczyzny. Stało się to jednak nie tylko za sprawą żartobliwych opowieści, ale w trakcie poruszających scen - przypominających katyńskie zbrodnie strzałach w tył głowy rozbawionych bohaterów, czy schodzenia mężczyzn do kanałów na straceńczą misję. "Trylogia" skłania do myślenia - równie mocno przez śmiech, jak i bez niego. Brawa dla krakowskiego zespołu!
Tego samego wieczoru na Małej Scenie Teatru Polskiego widzowie obejrzeli "Łaknąć" w reżyserii Łukasza Chotkowskiego. W swoim tekście Sarah Kane pokazała koszmar świata, na który składają się istnienia czterech postaci, właściwie tylu bohaterów, ilu czytelnik zapragnie. Z każdym z nich wiążą się rzeczywiste przeżycia i pragnienia - marzenie miłości, piętno odrzucenia, ból rozstania, krzywda. Trudno odmówić tekstowi prawdy, wnikliwej oceny rzeczywistości i - po tylu latach - aktualności. Spektakl, mimo dużego potencjału, nie przekonuje mnie. Tym razem Justyna Łagowska stworzyła przestrzeń nieograniczającą się jedynie do prostego wyznaczenia scenicznej akcji. Był w tym zamysł, aby pozostawić tam miejsce do odczuwania spektaklu przez widza. Akcja sztuki dzieje się na platformach ustawionych wokół publiczności. Na obrotowych stołkach widzowie śledzą wybrane momenty, z zaciekawieniem obserwując postaci lub odwracając od nich wzrok, czasem zwyczajnie nie nadążając, by odpowiednio szybko się obrócić. To najlepiej odwzorowuje atak słowami, który dotyka współczesnego człowieka. Dzięki takiemu rozplanowaniu przestrzeni akcja od początku nie tylko pochłania widza. Ona go atakuje, tak jak atakują się bohaterowie. Jak oni próbują wyłowić zdania, sensy, zrozumieć, usłyszeć na drugim końcu sali.
"Łaknąć" serwuje nam niezmiennie świetną aktorską grę Dominiki Biernat, Anity Sokołowskiej, Michała Czachora i Mateusza Łasowskiego. I prócz scenografii, świetnej, granej na żywo muzyki, nic więcej. Wszystko to dobre, ale dla widza to zbyt mało. Pokoleniowy krzyk, który z siebie wydobywają, to jedynie potok słów, przemieszany z gestami, w których widz najwyraźniej miał się doszukać nieistniejącego znaczenia.