Prawo do sztampy
„Fedra. Prawo do miłości" - reż. Consuelo Bariliari - Compagnia Schegge di MediterraneoTeatr Nowy udostępnił swoją scenę gościnnemu spektaklowi – „Fedrze. Prawie do miłości". Choć programowo włoskie przedstawienie pokrywa się z postulatami Nowego, formalną odwagę zastąpiła konwencja. Brakowało tylko, żeby (nie)Fedra zastąpiła szpilki koturnami.
Mit Fedry jest powszechnie znany – kreteńska księżniczka, córka Minosa i Pazyfae, zostaje żoną Tezeusza, ale zaczyna pałać uczuciem do swojego pasierba, Hipolita, na którym mści się, gdy ten odrzuca jej amory. W tekście Evy Cantarelli mitologia wykorzystywana jest jako archetyp – uniwersalna narracja bynajmniej nie o zgubnej namiętności, a o walce o prawo do niej. Fedra staje się wzorcem dla emocjonalnej emancypacji bohaterki – kobiety dojrzałej, świadomej swojej urody i zalet, która wzorcowo wypełnia obowiązki żony oraz matki do czasu, kiedy nie budzi się w niej zakazane uczucie. Intencją twórców spektaklu było zakwestionowanie naturalności jakiegoś tabu, w konfrontacji z którym budzi się świadomość własnej indywidualności, niespętanej zależnościami czy społecznymi konwenansami. Jakby Freud wkroczył na scenę, przerwał monodram i powiedział: superego czyni cię nieszczęśliwym.
Psychoanalityczne inklinacje (scena buduarowa ma miejsce w oprawie, którą można by określić jako „antyfalliczny dizajn"), mitologia, introspekcyjne monologi – cała osnowa spektaklu ma dodać mu wrażenia głębi. Aurę eksperymentu i tajemniczości wprowadzają projekcje, które czasami przysłaniają bohaterkę, czasami występuje ona na ich tle, ale właściwie wydają się one jedynie ornamentem w nie tylko dość konwencjonalnej historii, lecz co gorsza – opowiedzianej banalnie, bez polotu. Pojawiająca się w opisie zamierzenia – „próba przepisania Fedry" – właściwie odczytana może być nie jako twórcza reinterpretacja, a najbardziej dosłownie. Spektakl wydaje się archaiczny, co dodatkowo potęguje manieryczna inscenizacja i gra aktorska Galatei Ranzi. Całkowicie odbiega ona do postdramatycznych standardów, do których zdążył widzów przyzwyczaić Nowy, a przypomina raczej emocjonalność znaną z wenezuelskich tasiemców. Niczym swoja mitologiczna imienniczka, wygląda posągowo, gra z emfazą – i nie potrafi wzruszyć swym dramatem. Ma się wrażenie, że zamiast walczyć ze złowieszczym patriarchatem – mizdrzy się do niego.
„Fedra" jest przykładem spektaklu, który mimo oparcia na dramacie wchodzącym w dialog z tradycją, obrazuje przywiązanie do niej – niczym wczepiona w oparcie szezlonga bohaterka. Przesuwanie znaczeń zderza się z Fatum – formą.
„Fedra. Prawo do miłości", reż. Consuelo Bariliari, Compagnia Schegge di Mediterraneo