Próba przełamania kryzysu tożsamości

rozmowa z Ireneuszem Janiszewskim

Konstrukcja dramatu sprawia największe trudności. Bardzo trudno jest zagrać sceny, które są jedynie fragmentami pewnej rzeczywistości, które mają balansować na granicy komizmu i poważnego problemu.

Dotychczas dramat Maksima Kuroczkina wystawiano w polskich teatrach pod tytułem „Transfer”. Pan zdecydował się w Teatrze Polskim w Szczecinie na tytuł pierwotny „Curikow”. Czy to znaczy, że tytułowy bohater będzie w Pana spektaklu najważniejszy?

Rzeczywiście, do tej pory ten tekst był prezentowany pod tytułem „Transfer”. Zresztą tych realizacji nie było wiele, jak na dramat, który zyskał takie uznanie. Uważałem, że tytuł „Transfer” nie stanowi żadnego szczególnego klucza do dramatu, a poza tym to słowo w języku polskim nie budzi takich samych skojarzeń, jak w języku oryginału.  Natomiast Curikow – nazwisko głównego bohatera, jest na tyle abstrakcyjne, że budzi zaciekawienie.
Poza tym, istotnie, w spektaklu koncentrujemy się na postaci Curikowa nie tylko dlatego, że jest on po prostu głównym bohaterem.  To osobiste doświadczenie Curikowa jest pretekstem do wypowiedzi o szerszym znaczeniu.
Punktem wyjścia w dramacie jest próba przełamania kryzysu tożsamości i kryzysu egzystencjalnego głównego bohatera poprzez wyprawę do piekła (reprezentującego obszar nieświadomości), aby skonfrontować się z obrazem archetypicznym (ojciec). Zresztą sam autor sugeruje taką psychologiczną interpretację, wprowadzając na przykład postać Manabozo – pierwotnie typ trickstera. Co ciekawe – ten trop jest ledwo zarysowany w samym dramacie. Generalnie mam poczucie, że autor więcej ukrywa, niż pokazuje w swoim tekście i zapewne jest to zabieg celowy.

Kuroczkin w swoich dramatach stawia przede wszystkim ważne i trudne pytania o sens naszej egzystencji, o niełatwe wybory, jakich w życiu musimy dokonywać, w próbach dociekania do tego kim naprawdę jesteśmy, a kim być chcielibyśmy . Które z tych dylematów są, dla Pana jako reżysera, najważniejsze w poszukiwaniu zawartych w utworze treści?

Jeśli chodzi o „Curikowa”, to dramaturg stawia te „trudne pytania” właściwie zawsze nie wprost. Za każdym razem kiedy pytanie „o sens naszej egzystencji”, o boga, pojawia się w tekście dramatu – zostaje od razu zdegradowane albo przez sytuację, w której pada, albo przez charakter postaci, które te pytania zadają.
Wydaje się, że Kuroczkin sugeruje, że nie w stawianiu tych pytań jest sens, ale w samej egzystencji, w jej przejawach, w ludzkich napięciach; sugeruje, że ludzie zadają sobie te pytania z naiwności albo z nawyku, a nie stają się bardziej uważnymi na własną egzystencję.

Trudność tekstów Kuroczkina wynika z faktu, że nie są one jednorodne, łączą w sobie elementy komediowe, z horrorem i dramatem egzystencjalnym. Jak Pan w szczecińskiej realizacji chce te konwencje z sobą „pożenić”?

W tej niejednorodności tkwi przewrotność autora. Miałem nawet poczucie, że jest to jakaś tricksteryczna  złośliwość dramaturga. Z początku ta niejednorodność lekko mnie przerażała. W pierwszym odruchu chciałem koniecznie „pożenić” te konwencje. Potem odniosłem wrażenie, że to przymus nawyku. Ostatecznie zdałem się na tekst, na autora. Teraz nie mam poczucia jakiejś niespójności, a jeśli coś takiego się pojawia, to wydaje mi się, że tkwi w tym przewrotna, szaleńcza metoda. Te konwencje, poprzez kontrast, poszerzają świat, tworzą napięcia. A może po prostu ten dramat ma swoją własną konwencję i wystarczyło tylko przestać przypisywać poszczególne obrazy znanym konwencjom, nie szufladkować?

Jak Pan zamierza poradzić sobie z konstrukcją dramatu, która sprowadza się niekiedy do ciągu skeczy, kierujących ostrze swej satyry w duchową pustkę naszej współczesnej rzeczywistości?

Konstrukcja dramatu sprawia największe trudności. Bardzo trudno jest zagrać sceny, które są jedynie fragmentami pewnej rzeczywistości, które mają balansować na granicy komizmu i poważnego problemu. To szczególnie niekomfortowa sytuacja dla aktorów. Osiągnięcie spójności postaci jest w tym przypadku szczególnie trudne. Przyznam, że zdawałem sobie sprawę z tej trudności i ryzyka, ale uważam, że mimo to warto sięgnąć po ten tekst. W tej chwili czekam z niecierpliwością na pierwsze przedstawienie z publicznością, bo bardzo możliwe, że po tym doświadczeniu będę wprowadzał korekty do spektaklu. Tekst Kuroczkina wydaje się być nieprzewidywalny.

Nie przeszkadza Panu ambiwalencja autora w ukazywaniu poglądów i postaw moralnych?


Ależ ta ambiwalencja jest najciekawsza i właśnie ona stanowi o współczesnym rysie tej dramaturgii!
Kuroczkin obnaża swego rodzaju pustkę duchową, uwypukla wszelkie moralnie podejrzane postawy, nie ma złudzeń, co do człowieka, ale jednocześnie nie gubi wobec niego pewnej sympatii. W uproszczeniu można stwierdzić, że homo sovieticus i człowiek współczesny jest tak samo „podejrzany moralnie”, jest w podobnym, nieustannym kryzysie swej kondycji egzystencjalnej; tyle że w pierwszym wypadku - boga, pierwiastek metafizyczny zastąpiono materializmem marksistowskim z wyrocznią komunistycznego reżimu, a w drugim – neoliberalizmem, konsumpcjonizmem i niewolniczym kultem pieniądza. Jednak Kuroczkin nie poprzestaje na tej oczywistej diagnozie, a wdaje się w polemikę z tradycją rosyjskiej literatury metafizycznej. Okazuje się bowiem, że mówienie o duszy, powtarzanie jak mantrę pytania o istnienie boga nic nie daje, a stanowi jedynie zasłonę dla jałowości i gnuśności ludzkiej; staje się listkiem figowym dla najgorszych czynów – przecież wielka tradycja duchowa nie uchroniła Rosji ani reszty ludzkości przed kolejnymi kryzysami i klęskami, w tym największymi w postaci totalitaryzmów.
Mnie najbardziej Kuroczkin kojarzy się z Bułhakowem – szczególnie z „Mistrzem i Małgorzatą”- tam działania Wolanda były ignorowane, bo nie mieściły się w ramach światopoglądu marksistowskiego.  W „Curikowie” główny bohater wyrusza do piekła jak na wyjazd służbowy, bo piekło jest wpisane w prawdopodobieństwo zdarzeń współczesnego świata jak wszystko inne,  a współczesnego człowieka już chyba nic nie zdziwi.

Czy łatwo jest pokazać w teatrze piekło, do którego w końcu trafia za swoją zgodą tytułowy bohater?

Oczywiście, że to cholerna pułapka. Piekło jest jednocześnie przestrzenią konwencjonalną (musi być jakoś identyfikowalne dla widza,  przy czym „Rodzajów piekła naliczyłam ze dwadzieścia” jak mówi Masza);  z drugiej strony jest przestrzenią indywidualną (każdy ma swoje piekło, swoje wyobrażenie piekła religijnego, egzystencjonalnego itd.).  Inna sprawa, że wszyscy wiemy jakie wyobrażenie piekła mieli na przykład chrześcijanie w XVI wieku, bo wystarczy odnieść się do ikonografii. Tymczasem nikt nie wie jakie jest piekło współczesne. Może o tym jakie ono jest dowiemy się dopiero z perspektywy czasu?  A może piekło,  a zatem również jego obraz przeżywa swoisty kryzys, jak sugeruje Kuroczkin („ten ich sklepik wkrótce zamkną”)… Przyznam, że poszedłem za tą sugestią autora i w spektaklu pojawia się "piekło w kryzysie"

Wiesław Kowalski
teatrdlawas.pl
2 kwietnia 2012
Portrety
Karol Wojtyła

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...