Problemy z równowagą
"Bóg mordu" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Teatr Polski w Bielsku-BiałejZaburzenia równowagi to jeden z częstszych efektów ubocznych pojawiających się przy stosowaniu niektórych leków. Niestety, koncernom farmaceutycznym zdarza się takie informacje ukrywać. Tak jest w przypadku firmy, dla której pracuje Alain - jeden z bohaterów spektaklu "Bóg mordu" prezentowanego m.in. przez Teatr Polski w Bielsku-Białej. I choć tematem sztuki Yasminy Rezy wcale nie są problemy medyczne, to jednak te związane z psychiczną równowagą - jak najbardziej
Przyjrzyjmy się sytuacji. W niewielkim salonie zgromadzono cztery inteligentne i kulturalne osoby: pisarkę Veronique i jej męża zajmującego się handlem sanitariatami oraz Alaina z żoną Anette. Choć przyczyna tego spotkania nie jest przyjemna – syn jednego z małżeństw wybił drugiemu dwa przednie zęby – z pewnością szybko i bezboleśnie znajdą oni rozwiązanie tej sytuacji. Tu nic złego stać się nie może. Teoretycznie.
Do głosu bowiem dochodzi tytułowy bóg mordu. Okazuje się, że poszanowanie odmiennych sądów, światopoglądów czy sposobu życia to tylko mit. Z bohaterów wychodzą najgorsze instynkty, a spod dywanu – ich ciemne sprawki. Nie jest to jednak ponury spektakl demaskujący ludzkie przywary. Co chyba najbardziej zdumiewające, w realizacji Teatru Polskiego z Bielska-Białej pozostaje on nadal komedią. W dodatku śmieszną.
Kiedy mowa o równowadze, nie chodzi tylko o spokój wewnętrzny bohaterów spektaklu (czy raczej: jego brak), ale także o sposób prowadzenia przedstawienia. Yasmina Reza balansuje na cienkiej linii między bolesnym dramatem o kondycji współczesnego człowieczeństwa a farsą. To od reżysera (w tym przypadku – Grzegorza Chrapkiewicza) zależy, który z tych biegunów stanie się dominujący. W bielskiej realizacji jest to raczej ten drugi. Niesprawiedliwym byłoby jednak uznać przedstawienie za bezrefleksyjną, prostą i rubaszną farsę. Widzowie nie są tu bawieni „na siłę”, a pod zabawnymi sytuacjami bez trudu można dostrzec brutalną diagnozę, jaką stawia ludzkości francuska dramatopisarka.
Spektakl w wykonaniu artystów z Bielska-Białej toczy się w iście zawrotnym tempie. Jak w kalejdoskopie zmienia się nie tylko jego nastrój, lecz także sojusze między bohaterami. Każdy zwrot akcji to niemal nowe rozdanie. Tu nie ma już mowy o lojalności wobec małżonka ani, tym bardziej, o tak zwanej politycznej poprawności.
Tempo to pozwala porwać widzów. Wytrzymują je również aktorzy. Choć początkowo na pierwszy plan wysuwa się głównie Anna Guzik, która w rewelacyjny sposób potrafi jednym spojrzeniem niemal „zamrozić” akcję spektaklu, to wszyscy dobrze się spisali. Wymienić tu trzeba przede wszystkim świetną Grażynę Bułkę, która przygotowuje się właśnie do swojego benefisu w Teatrze Korez. Rolom żeńskim nie ustępują męskie – z kreacji Adama Myrczka i Grzegorza Sikory można wyczytać wiele prawdy o przedstawicielach brzydszej płci.
W bielskiej realizacji na uwagę zasługują zwłaszcza sceny, które, mimo wspominanego już tempa spektaklu, poprowadzone są w sposób statyczny. Dzięki niuansom gry aktorskiej można obserwować, jak z minuty na minutę, atmosfera się zagęszcza. W chwilach, gdy dochodzi jednak do wybuchu, a nawet do rękoczynów, akcja wydaje się zarysowana nieco grubszą – właśnie farsową – kreską.
Teatr Polski z Bielska-Białej reklamuje „Boga mordu” banerem z nieco przerośniętym chomikiem. Jego „przygoda” staje się w pewnym momencie prawdziwym katalizatorem, wyzwalającym najgorsze emocje (nawet jeśli pojawiają się one w słusznej sprawie). Los zwierzątka nie jest jednak do końca jasny. Być może został pożarty przez pierwszego lepszego drapieżnika lub zakończył swój żywot pod kołami samochodu. Być może jednak, jak twierdzi Michel, zajada się właśnie chomiczymi przysmakami. „Bóg mordu” pozostawia otwartym nie tylko to pytanie. Najciekawsze jest jednak to, co z tak zagranym spektaklem zrobią widzowie – zobaczą w nim tylko farsę, czy może także coś więcej?