Przed koronawirusem

Zdjęcia z podróży Krzysztofa Pastora.

- Z litewskim zespołem zaczęliśmy tworzyć nowe wartości, spektaklami w oryginalnych artystycznych interpretacjach wielokrotnie oczarowaliśmy wileńską publiczność - mówi Krzysztof Pastor, choreograf i dyrektor Polskiego Baletu Narodowego.

La Foce

Jedno z najcudowniejszych miejsc na ziemi jest posiadłością należącą do rodziny mojej żony. Villa La Foce została zbudowana pod koniec XV w. jako schronisko dla pielgrzymów i kupców. W 1924 r. majątek, który był w ruinie, kupili dziadkowie - Antonio i Iris Origo (znana pisarka). Zainwestowali oni w renowację budynków, wybudowali sierociniec, dom kultury i szkołę. Piękne ogrody zaprojektował angielski architekt Cecil Pinsent. Choć od 25 lat dwa razy do roku regularnie się tam pojawiamy, za każdym razem jestem zaskoczony i oczarowany pięknem tego miejsca. Prawdę mówiąc, mój zachwyt staje się już tematem żartów przyjaciół. W La Foce powstało wiele moich baletowych projektów. Ciekawostką jest to, że zdjęcia z tej posiadłości zostały użyte w scenograficznych projekcjach wizualnych do baletu "Don Giovanni". Niejednokrotnie w toskańskiej posiadłości gościłem też zespoły artystyczne, z którymi tworzyliśmy koncepcje spektakli. Podczas prac nad baletem "Burza" pracowałem z wizualnymi artystami - Shirin Neshat i Shoją Azarim, z Jeanem Kalmanem od scenografii i oświetlenia, kostiumolożką Tatyaną van Walsum i dramaturgiem Willemem Brulsem. Zamknięci na wiele dni, w ciszy i spokoju intensywnie pracowaliśmy nad oryginalnymi koncepcjami. W La Foce pracowałem też z dramaturgiem Klausem Bertishem nad przedstawieniem "Tancerz, klaun, Bóg" dla Holenderskiego Baletu Narodowego, którego kanwą jest biografia wielkiego polskiego tancerza i choreografa Wacława Niżyńskiego. Powstało tam zresztą bardzo wiele pomysłów i koncepcji moich przedstawień, bo jest to miejsce przepiękne, posiadające swoją duszę i bardzo inspirujące.

Wilno

Prawie 10 lat temu zaproponowano mi stanowisko dyrektora Litewskiego Baletu Narodowego w Wilnie. Nie od razu się zgodziłem, w tym czasie byłem bowiem choreografem rezydentem w Het Nationale Ballet w Amsterdamie, z kolei w warszawskim Teatrze Wielkim - Operze Narodowej od dwóch lat zajmowałem stanowisko dyrektora Polskiego Baletu Narodowego.

Choć praca w Wilnie wymagała z mojej strony okrojenia innych ciekawych projektów, finalnie podjąłem rękawicę i nie żałuję. Z litewskim zespołem zaczęliśmy tworzyć nowe wartości, spektaklami w oryginalnych artystycznych interpretacjach wielokrotnie oczarowaliśmy wileńską publiczność. Po dekadzie pracy ze wspaniałymi ludźmi postanowiłem przekazać stery świetnemu choreografowi Martynasowi Rimeikisowi. Prawie od dwóch lat przygotowuję go do objęcia tego stanowiska. Staram się go prowadzić, przekazuję tajniki, dzielę się kontaktami, objaśniam, jak rozmawiać z tancerzami, jak reagować na ich rzeczywiste potrzeby i kaprysy. Wiem, że Martynas doskonale sobie poradzi, ale też może zawsze na mnie liczyć. Zdjęcie zostało wykonane przy okazji wspaniałej gali z okazji moich 60. urodzin, zorganizowanej właśnie przez Litewski Narodowy Teatr Opery i Baletu. Ta piękna kobieta na fotografii to Swietłana Zacharowa, jedna z największych gwiazd światowego baletu.

Chicago

2014 r. Na zdjęciu stoję z Ashley Wheater, dyrektorem artystycznym chicagowskiego Joffrey Ballet, oraz dyrektorem administracyjnym tego zespołu Gregiem Cameronem. Wystawiałem tam "Romeo i Julię". Tak na marginesie, ze względu na pandemię mają teraz wirtualny tydzień wspomnień, tym razem poświęcony właśnie mojemu przedstawieniu. Joffrey Ballet to zespół mniejszy od zespołu Teatru Wielkiego, bo liczy około 40 osób, ale jest bardzo międzynarodowy i inspirujący, pełen różnych osobowości artystycznych.

Dla tematu, jakim jest "Romeo i Julia", taka mieszanka świadomych artystów jest doskonałym połączeniem. Pracowałem z nimi ponad miesiąc przed premierą i około tygodnia przed spektaklem w Nowym Jorku. Publiczność i krytycy odebrali spektakl w Chicago znakomicie. W Nowym Jorku na wszystkich wyprzedanych siedmiu spektaklach w Lincoln Center, w David T. Koch Theatre, czyli tam, gdzie na co dzień występuje New York City Ballet, reakcja publiczności była entuzjastyczna, natomiast recenzje były mieszane. To, co było dla nich kontrowersyjne, to fakt, że bohaterów nie umieściłem w czasach renesansu. Świat mojej interpretacji dzieła Szekspira jest bardziej uwspółcześniony, ale bez dziwactw. Opowiadam o tej najbardziej znanej historii miłości, ale umieszczając ją w bardzo silnie zarysowanym kontekście konfliktu między dwiema zwaśnionymi rodzinami. Ale może zaistnieć on pomiędzy religiami czy grupami etnicznymi. Tak naprawdę ten konflikt trwa cały czas. Romeo i Julia umierają także w naszych czasach. Pamiętam, gdy wybuch wojny na Ukrainie podzielił wiele rodzin.

Wcześniej, w 1996 r., pracowałem w Zagrzebiu nad projektem Donau Ballet w czasie kryzysu na Bałkanach. Ta wojna była dosłownie na wyciągnięcie ręki, nasz teatr został bowiem zbombardowany, w wyniku czego ja i wielu tancerzy zostaliśmy ranni. Do dzisiaj uważam, że to cud, że tam nikt nie zginął. Wtedy też media rozpisywały się na temat Romea i Julii z Sarajewa. Historia dotyczyła zabitej przez snajperów zakochanej pary Bośniaczki i bośniackiego Serba, którzy chcieli się przedostać przez most do serbskiej strefy.

Spisał Michał Korsun

Michał Korsun
Sieci
20 kwietnia 2020
Portrety
Krzysztof Pastor

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...