Przegląd sezonu w teatrze: Scena narodowa

Scena narodowa: tu rządzi triada

Scena narodowa: tu rządzi triada. Minęły już czasy, gdy wyróżnikiem narodowości bywały martyrologiczne dramy romantyczne czy współczesne

Różne dobre albo i doskonałe przedstawienia w minionym sezonie widziałem, ale pojedynczo, rozproszone po mapie teatralnej. Trudno też na ich podstawie wyciągnąć jakikolwiek spójny wniosek – ideowy czy estetyczny. Spróbujmy inaczej: zbiorowego zwycięzcę, jeśli taki termin w ogóle ma sens, upatruję w działalności jednego teatru – Narodowego. A tu w szczególności spektaklową triadę „Iwanow” (reż. Jan Englert) – „Umowa, czyli łajdak ukarany” (Jacques Lassalle) – „Marat/Sade” (Maja Kleczewska). Cała trójka dosyć jest różna, bo najstarszy jest nadto Francuzem, a Kleczewska młodsza od obu panów o całe pokolenie, może o półtora. I jeśli Lassalle’a z Englertem jeszcze łączą jakieś estetyczne pokrewieństwa teatralne, głównie poszanowanie dla klasycznej tradycji, to Maja K. jest typowym dzieckiem naszych czasów, przeciw tej tradycji ostro zbuntowanym. A przecież ta dziwaczna triada jakoś układa mi się w spójną całość jako pospólna wypowiedź duchowo-artystyczna ekipy zarządzającej gmachem przy warszawskim placu Teatralnym.

Ktoś mógłby z przekąsem powiedzieć, że co to za scena narodowa, skoro czołowa trójka sezonu składa się z XVIII-wiecznej cynicznej komedii francuskiej, XIX-wiecznej tragikomedii rosyjskiej i XX-wiecznej niemieckiej groteski politycznej. Pomijając drobiazg, że inne premiery Narodowego akurat na polskiej dramaturgii bazują, minęły już czasy, gdy wyróżnikiem narodowości bywały martyrologiczne dramy romantyczne czy współczesne. Narodowy ma przede wszystkim dbać o pryncypia intelektualne i jakość estetyczną, umiejętnie wiążąc wszystko, co żywe z tradycji, z tym, co najbardziej twórcze dziś. Same banały, nie przeczę, ale niech ktoś spróbuje wykonać to zadanie w praktyce; wystarczy popatrzeć na ślady, jakie od dziesiątków lat zostawia po sobie Narodowy, zataczając się od kulisy do kulisy. Tymczasem wspomniana wyżej triada doskonale, myślę, realizuje te podstawowe zadania. Dwa tradycyjne, ale bynajmniej nie staroświeckie spektakle; wręcz przeciwnie, błyskotliwe i perfekcyjne w swoim gatunku. Obok – równie błyskotliwe, nowatorskie dzieło Kleczewskiej, najlepsze jak dotąd w jej dorobku. W każdym z trzech przypadków świetne aktorstwo, wyborna reżyseria, scenografia... czego chcieć więcej?

Owszem, i wady by się znalazły, ale teraz nie o wytykanie chodzi, ale o ogólny obraz. Janie Englercie, Teatrze Narodowy: idźcie tą drogą!

Tadeusz Nyczek
Przekrój 32-33/09
20 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia