Przegrana rewolucja w kraju rewolucji
„Charków! Charków!" - reż. Svietlana Oleshok - Teatr Polski imienia Arnolda Szyfmana w WarszawieZSRR był fenomenalny w tworzeniu wielkich talentów naukowych, wojskowych, a zwłaszcza artystycznych i jeszcze lepszy w sprawnym pozbywaniu się ich z własnych granic. Odchylenie od normy, wykroczenie poza ramy wyznaczone przez partię, nieuczciwy donos od współpracowników, wszystko to wiązało się z reakcją władzy, a jednocześnie bez tego nie dało się być innowacyjnym. Dlatego wielkim strumieniem talenty - takie jak główny bohater - płynęły na zachód.
Spektakl w reżyserii Svietlany Oleshok został napisany przez Serhija Żadana na podstawie prawdziwej historii awangardowej grupy radzieckiej. Główny bohater przyjeżdża do teatru państwowego w Charkowie jako nowy reżyser. Młody ambitny wizjoner chce zmienić oblicze teatru radzieckiego. Rezygnuje ze starych sztuk i ich tematyki, nad czym straszliwie ubolewa część zespołu, podkreślając cały czas, że spektakl musi zawierać miłość i trupy. Tak samo niezadowolony jest sam dyrektor instytucji oraz publika, która nie stawia się zbyt tłumnie na występy. Jedynie jedna z aktorek daje się przekonać do nowych metod reżysera, zauroczona nim samym, a może właśnie jego metodami.
„Charków! Charków" to opowieść o idealistach, marzycielach próbujących zmienić za wszelką cenę zastany stan rzeczy, niezależnie od tego, co i kto stanie im na drodze. Tak jak to często bywa, (a może niemal zawsze) wizjoner zderza się ze ścianą i doprowadzony do ostateczności chwyta się brzytwy. Jednocześnie możemy potraktować główną postać jako każdego z nas. My tak samo, jak i on, na co dzień zderzamy się z twardym szklanym sufitem systemu, otoczenia. Dopiero przełamanie tych barier, ucieczka, sprawia, że możemy odetchnąć pełną piersią.
Scenografia odgrywa ważną rolę w odbiorze całego spektaklu, na trzech tkaninach rozwieszonych u szczytu i boków sceny wyświetlane są czarno białe filmy wprowadzające nas w nastrój epoki, a także aktywnie biorące udział w samej sztuce. Bardzo dobre wrażenie robi tu zwłaszcza scena rozmowy z dyrektorem, kiedy to ponad naszymi głowami wyświetlany jest staruszek przyjmujący komiczne pozy, a z zascenia słychać jego głos besztający aktorów. Na samej scenie wybudowane jest metalowe rusztowanie ze schodkami na piętro, a z boku jest widoczna orkiestra. Same kostiumy natomiast odpowiadają strojom z epoki, a ich zmiany na przestrzeni sztuki, podkreślają przemiany zachodzące w samym teatrze.
Obsada w składzie Modest Ruciński, Dorota Bzdyla, Michał Kurek, Jakub Kordas nie zawodzi aktorsko, przy czym na czoło wysuwa się zdecydowanie Pani Bzdyla. Jej gra jest ekspresyjna, jednak nie karykaturalna, a głos i mimika oddają aktualną sytuację bohaterki. Modest Ruciński grający główną rolę reżysera kipi na scenie dobrą energią i optymizmem.
Spektakl jest krótki, a musicalowa forma jeszcze przyspiesza tempo. Całość ogląda się z przyjemnością i mimo lekko komediowego charakteru, nie umyka nam ciężar całej historii. Gra aktorska, scenografia i muzyka nie zawodzą, dając nam dobry musical, oraz krótką podróż do smutnych czasów ZSRR.