Przemoczone suchoty
"Kochankowie z klasztoru Valldemosa" - reż. Tomasz Konina - Teatr Wielki w ŁodziIntencje były zacne. Librecista Janusz Krasiński nakreślił afabularny w gruncie rzeczy obraz podróży Fryderyka Chopina i George Sand na Majorkę
pisał zderzenie ekscentrycznych artystów estetów z prostactwem prowincji, wydelikaconych paryżan z surowością zimy na zapadłej wyspiarskiej wsi. Tudzież narastający rozziew między wzajemną miłością bohaterów a ich własnym, mocno rozdętym ego. Marta Ptaszyńska usłyszała w dramacie jeszcze jedno zderzenie: ciepłych katalońskich rytmów i tonów ze światem muzyki polskiego kompozytora, brzmiącej tu chłodno, nieomal jak u Bacha. Aliści nie skorzystała z klucza, wydawałoby się, oczywistego: cytowania muzyki bohatera.
W ogóle i libretto, i muzyka nie niosły tej delikatnej dramaturgii na talerzu; żądały podbicia jej, wzmocnienia czułą inscenizacją. Tymczasem Tomasz Konina ujął rzecz w abstrakcyjnych dekoracjach i zajął się dymami, deszczem i śniegiem, hiszpańskimi tancerkami oraz spuszczaniem fortepianu z nadscenia. Zaniedbał natomiast nie tylko psychologię postaci, ale też ich elementarną charakterystykę sceniczną. Wyszło z tego, że dzieci pani Sand wyglądają na starsze od mamy, a służąca jest na scenie rzeczywistą panią.
Pięknie śpiewający popisowe arie Adam Zdunikowski i Agnieszka Makówka od strony aktorskiej kreślili postacie nieporozumienia: Chopina jako mieszczańskiego nerwusa na wczasach i George Sand jako dziewczynę kumpla w zgrabnej bluzeczce, w spodniach i długich butach. Wypada żywić nadzieję, że nieprzemakalnych. Bo reżyser kazał wszystkim dwie godziny brodzić w pokrywającej scenę płytkiej wodzie. Chopinowi w przemoczonych skarpetkach suchoty musiały ruszyć pełnym galopem - ale czy na takiej refleksji zależało realizatorom światowej prapremiery dzieła mającego wieńczyć Rok Chopinowski?