Przerost formy nad treścią

"Moralność Pani Dulskiej"-reż: B. Szydłowski - Teatr Łaźnia Nowa

"Moralność Pani Dulskiej" to nowy spektakl w reżyserii Bartosza Szydłowskiego. Niejednokrotnie już projekty Łaźni Nowej, której jest dyrektorem, były mocno naznaczone "nowohuckością". Lokalny patriotyzm, chęć zmiany wizerunku krakowskiej dzielnicy i edukacja mieszkańców - wszystko to godne największej pochwały. Tym razem jednak reżyser dąży do bezpośredniej konfrontacji.

Tekst Zapolskiej zostaje przeniesiony w teraźniejszość – i to w bardzo konkretne, ściśle sprecyzowane realia. Dulska i Zbyszek to przedstawiciele Krakowa, Hanka natomiast to rodowita mieszkanka Nowej Huty. Dla pewności, on nosi na głowie czapkę krakowiaka, ona natomiast pokracznie porusza się w ciężkich kaloszach po scenie.  

Już na wstępie zatem, mamy ściśle wytyczoną granicę pomiędzy tym, co krakowskie, a tym co nowohuckie. Oczywiście jest to jedynie punkt wyjścia dla dalszych i bardziej ogólnych rozważań na tematy, o których wspomnieć należy później. Jednak już to założenie może wzbudzać pewne zastrzeżenia. Czy naprawdę różnice są tak istotne? Czy są jakiekolwiek przesłanki, by mieszkańca Nowej Huty nie tylko ukazywać lepiej, ale w ogóle inaczej? Z całym szacunkiem dla lokalnego kolorytu, historii i utartych stereotypów – nie, takich racjonalnych powodów nie ma. Bardziej przypomina to tworzenie mitów, niż walkę ze stereotypami.  

To dziwne założenie, nawet jeżeli z gruntu fałszywe i pozbawione racji, służy do opowiedzenia historii o pułapce konformizmu i zakłamaniu, szerzącemu się wśród zapatrzonych w siebie artystów – w tym przypadku konkretnych, bo krakowskich. I kolejne zaskoczenie zaserwowane nam przez reżysera – tę kołtunerię symbolizuje tutaj, między innymi, wyśmiewana Piwnica Pod Baranami. Chociaż zawsze można potraktować to jako rodzaj umyślnej, taniej prowokacji. 

W związku z tym zamysłem, główne intrygi dramatu Zapolskiej zostały zredukowane bądź zmodyfikowane; ruch ten dotyczy także postaci. Najistotniejszą z nich jest Zbyszek i to jego dylematy stawiane są tutaj na pierwszym planie. Jego własną paranoję tworzy świadomość swojej mocy i drzemiących w nim artystycznych możliwości, które to cechy zestawione zostają z ciągłym lękiem i obawą, by nie zostać zaliczonym do ogólnie pojętego kołtuństwa. Dulska, poza leżeniem na fortepianie, niewiele robi. Trafnym pomysłem jest umieszczenie jej głowy w ortopedycznym kołnierzu, który sprawia, iż ta, nieustannie i ostentacyjnie, wzniesiona jest tak wysoko, jak to tylko możliwe.  

Tych interesujących koncepcji jest w sztuce wiele, gdyż ingerencja w warstwę fabularną posuwa się bardzo daleko, a scenografia jest szczególnie rozbudowana. Podobać się może umieszczenie Dulskiego wśród widowni, w roli milczącego, pozbawionego siły sprawczej obserwatora. Ciekawe jest, że Hanka w finale po prostu odchodzi, swoją odmienność wynosząc do rangi największej zalety. Bardzo dobre są również teksty i muzyka ballad, ułożonych przy współpracy Maleńczuka. 

Ale wszystkie te i inne zalety niestety giną w chaosie, jakiego doświadczamy. Ilość użytych środków początkowo może zachwycić swoją różnorodnością, z czasem jednak nasuwają się pytania o ich celowość. Niezrozumiałe jest chociażby, dlaczego Juliasiewiczową gra mężczyzna. Pojawiają się w spektaklu również cytaty z Kantora i znanego filmu dokumentalnego Marcina Koszałki. Aktorzy grają raz naturalistycznie, innym razem niemal kabaretowo. Co chwila sięgają po kolejne rekwizyty, z kamerą Zbyszka na czele. A całość, i tak mocno niespójną, przedzielają jeszcze wspomniane ballady, pełniące niejako rolę intermediów.  

W „Moralności Pani Dulskiej” widać myśl przewodnią i cel, do którego zmierza całość, ale tylko chwilowo, gdyż gubią się w ogromnej ilości, przeróżnej maści teatralnej maszynerii, której natłok potwierdza, iż ilość nie zawsze idzie w parze z jakością.

Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
2 maja 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia