Przez rozpracowanie po zakochanie

"Nigdy nie zakocham się" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Teatr Capitol

Skoro rzecz jest o zakazanych amorach między łowczym ze służb specjalnych a zwierzyną ze świata przestępczego, narzuca się pytanie: gdzie jest agent Tomek? Został w polskich realiach, w tych brytyjskich nie ma dla niego miejsca

Gdy o krótkie określenie przedstawienia „Nigdy nie zakocham się” zapytano duet w życiu prywatnym i w pracy (również nad tym spektaklem) - Grażynę Wolszczak i Cezarego Harasimowicza, zgodni byli, że to komedia kryminalna. Co nie wyczerpuje jednak fabuły misternie utkanej przez Harasimowicza, autor dodał więc: komedia kryminalno-erotyczna i tu ostro zaprotestowała kreująca rolę kobiecą w dwuosobowej sztuce Grażyna Wolszczak mówiąc: „Komedia, owszem, ale raczej kryminalno-romantyczna”.

Gry damsko-męskie


Nic nowego pod słońcem, wszak on jest z Marsa, a ona z Wenus. Ów dualizm damsko-męski jest w równej mierze przyczyną odwiecznej walki płci, co ich nieuchronnego przyciągania... Nie inaczej jest w spektaklu, który musi mieć wszakże dobrego pijarowca, bo w materiałach promocyjnych obie strony pogodził zapis o „miłosno-kryminalnej komedii”. I tego się trzymajmy, wszak miłość (w modelu idealnym!) to harmonijne połączenie romantycznych porywów i udanego seksu. Skąd zatem przewrotny tytuł? - Zaczerpnąłem go z pięknej piosenki Burta Bacharacha pt. „I’ll Never Fall in Love Again”- zdradza Harasimowicz, którego sztukę wystawiono premierowo w maju 2009 r. w stołecznym „Capitolu”.

W „Nigdy nie zakocham się” przyciąganie i odpychanie, wabienie i mamienie odbywa się między Dianą ze Scotland Yardu i złodziejem Ernestem, których myśli krążą wokół brylantu zwanego „Grotem Kupidyna”. Abstrahując chwilowo od detektywistycznych i jubilerskich rozważań, zwróćmy uwagę, że w mitologii rzymskiej Kupidyn to bóg miłości, będący synem Wenus i Marsa (!), a w greckiej utożsamiany nie z kim innym, a z Erosem właśnie. Zatem wszystko jasne, bo nie może być przypadku w tym, że Cezary Harasimowicz tak właśnie nazywa 46-karatowe cacko, wokół którego ogniskuje się akcja, z chwili na chwilę zapętlając coraz bardziej intrygę...

Niewykorzystany agent

A jednak to nie cenny kamień zainteresował dziennikarkę telewizji śniadaniowej, gdy w rozmowie z twórcami sztuki zapytała: „Dlaczego Scotland Yard, a nie choćby CBA?” Innymi słowy - dlaczego brytyjskie realia, a nie nasze swojskie? Autor scenariusza sięgnął po alibi w postaci brylantu, bo tak wartościowego nie posiadamy w naszym kraju na stanie; podobnie jak księżniczki, dla której miał być w przedstawieniu prezentem zaręczynowym. Niestety, w tajemniczy sposób brylant zniknął ze słynnej londyńskiej Galerii Sotcheby’s. W tv temat odpuszczono, my nie musimy i powiedzmy wprost: Harasimowicz starał się wykpić, tymczasem popełnił grzech zaniechania, nie wykorzystując w tej kryminalno-miłosnej historii legendarnego agenta Tomka! Po co nam zapożyczona pani inspektor z Londynu, gdy mamy na podorędziu własnego zdolnego fachowca? Włamywaczką byłaby powabna Grażyna Wolszczak i wątek damsko-męski sam by się rozkręcił. A jaka adrenalina! Pozostaje pytanie, czy grający na zmianę scenicznego Ernesta Jacek Poniedziałek i Piotr Gąsowski sprostaliby zadaniu, wszak nasz agent miał jakiś wyjątkowy wabik. I będzie miał jeszcze większy, bo podobno ma kandydować w wyborach parlamentarnych... Nie, jednak osadzenie akcji sztuki w Londynie było mądrym zabiegiem.

Miłość do brylantów

Jesteśmy zatem nad Tamizą w chwilę po tym, jak „Grot Kupidyna” zapadł się pod ziemię. W pokoju jednego z londyńskich hoteli spotyka się dwoje nieznających się ludzi, za to znających nieźle życie. Zrazu może się wydawać, że kierował nimi ślepy los, podczas gdy był to precyzyjny scenariusz w rękach zaprawionego w robieniu komedii Grzegorza Chrapkiewicza. Reżyser przyznaje, iż jego metodą pracy jest przegadanie wszystkiego dokładnie z aktorami, a potem rozrysowanie każdego ich przejścia przez scenę. O porozumienie nie powinno być trudno, Chrapkiewicz pracował bowiem jako aktor i dobrze wie, jak smakuje ten chleb. Może to powinowactwo sprawia, że wykonawcy akceptują jego sceniczne wizje, a jako cholerykowi - co sam podkreśla - wiele zostaje mu wybaczone? Chrapkiewicz prowadził więc pewną ręką Dianę i Ernesta przez zastawiane na siebie nawzajem pułapki, błyskotliwe słowne utarczki i wyrafinowaną grę „kto kogo”. I choć do wspólnego pokoju hotelowego zaprowadziły ich różne pobudki, to u ich podstaw lśniły brylanty. Niby tacy przebiegli, a nie przewidzieli, że los wystawi oboje na próbę i będą musieli odpowiedzieć sobie na parę trudnych pytań. Wśród nich na to najważniejsze: brylanty czy miłość?!

Katarzyna Kabacińska
Express Bydgoski
10 lutego 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia