Przyglądamy się śmierci po swojemu

rozmowa z Dorotą Segdą

Rozmowa z Dorotą Segdą, aktorką Teatru Starego w Krakowie wcielającą się w postać JULII w spektaklu "Król umiera, czyli ceremonie" w reż. P. Cieplaka.

Aniela Pilarska: "Król umiera" to spektakl o śmierci, zwyczajnej, ludzkiej, takiej, jaka każdego z nas czeka. W jaki sposób problem umierania koresponduje ze współczesnym teatrem?

Dorota Segda: Teatr od swojego początku mówił o sprawach najważniejszych. Mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Potrzebuję tego jako widz i jako aktorka. Jako widz – bo wysoka sztuka daje mi możliwość przeżywania katharsis i jako aktorka – bo dzięki temu mam poczucie misji. Mogę dostarczać ludziom niecodziennych wzruszeń i dawać okazję do odświętnych myśli. Granie w takich spektaklach to dziś dla aktora święto…

A.P.: We współczesnym świecie mamy do czynienia, albo z konsumpcyjną afirmacją życia, kultem młodości, albo z jego zupełną brutalizacją. Jaki jest więc cel stawiania pytania o sens umierania dzisiaj?

D.S.: Tzw. współczesny teatr bywa dla mnie bardzo męczący. W sposób płaski stara się naśladować rzeczywistość, upodobniając się do telenoweli. Często za pomocą agresywnych środków. Rzadko jest piękny. Rzadko pobudza do myślenia w sposób subtelny i wyrafinowany. Mam wrażenie, że często wynika to z warsztatowej mizerii. Żeby wyreżyserować Czechowa trzeba dużo umieć. Na szczęście są twórcy, którzy tej manierze się opierają. Piotr Cieplak na przykład stworzył własna krainę łagodności. Mówi w niej o rzeczach ważnych swoim głosem. Nie tym, który uznany jest za właściwy. Dzięki temu chce się Go słuchać. Bo jest mądry i autentyczny.

A.P.: Śmierć od jakiegoś czasu została pozbawiona swojego metafizycznego wymiaru, np. w publicznej dyskusji w mediach na temat eutanazji stała się pewnego rodzaju uprzedmiotowionym towarem, luksusem, na który możemy sobie pozwolić bądź nie. Piotr Cieplak stara się od tego postrzegania śmierci odejść...


D.S.: ”Każdy umiera pierwszy” – mówi królowa Maria u Ionesco. Żeby oswoić śmierć wymyślono religie, filozofie. Nikt nie wie, czym ona jest. Nikt nie wie, jak o niej mówić. Jak się jej nie bać. My wraz z Piotrem Cieplakiem przyglądamy się jej po swojemu. Do jednych to przemawia, do innych nie. Taka jest sztuka. I chwała Jej za to.

A.P: Dlaczego w spektaklu zostały wykorzystane sceny tańca współczesnego i rewia mody?

D.S.: Bo w teatrze są różne pokolenia, różne style i głosy. Dzisiejsze młode pokolenie to jutro będą klasycy, na których młodsi znowu będą patrzyli z politowaniem dla ich konserwatywności. Tancerze u Cieplaka są tymi młodszymi. Ale on z nimi nie dyskutuje; broń Boże ich nie potępia, nie dyskredytuje. Po prostu dzieli się z nimi sceną. Są nową wielką siłą, która przeminie lub zostanie. Robiąc spektakl o śmierci w teatrze trudno nie pomyśleć i o jego przemijaniu...

A.P: Czy we współczesnym teatrze jest jeszcze miejsce dla teatru absurdu? Po co sięgać po tego typu język teatralny?

D.S.: Dzisiaj style się pomieszały. Dobrze jest, żonglując nimi, mieć o nich wiedzę. Dzięki ich stykaniu można odnajdywać nowe energie w starych dramatach. Czasem ich język wydaje się nam, lub jest, faktycznie przestarzały, zamknięty w manierze swoich czasów. Odkrywamy go dla współczesnych różnymi drogami. Nasz „Król” zaczyna się jak teatr absurdu sprzed lat, żeby zmylić widza i za chwilę powiedzieć do niego całkiem innym głosem. Może uda się niektórych wcisnąć w fotel…skoro życie przemija, przemijają też style i zmienia się też teatr – o tym też jest nasze przedstawienie.

A.P.: Wielokrotnie mówiło się, zgodnie ze słowami reżysera, że jest to również spektakl o "starym" Starym Teatrze, o jego odchodzeniu i konfrontacji nowego świata teatralnego ze starym. Czy rzeczywiście udało się to zrealizować? Jakie odwołania do lat świetności Starego Teatru (być może już mało czytelne dla młodego widza) można w tym spektaklu odnaleźć?

D.S.: To też spektakl o przemijaniu Starego Teatru. Jest w nim sporo cytatów z naszych starych ról, ale ich odkrywanie to zadanie dla tych, którzy te role zapamiętali. Fajnie, jak się to komuś udaje. Ale zapewniam, że jeśli ich ktoś nie widział i teraz nie dostrzeże np. moich czerwonych butów Mańki ze „Ślubu” Gombrowicza, nie straci przedstawienia! To są małe rebusiki i smaczki dla teatromanów i dla nas samych, a nie sensy, bez których odczytanie sztuki staje się niemożliwe.

A.P: Jak Pani odczytuje swoją rolę w tym spektaklu? Kim jest pokojówka umierającego króla? Posłańcem śmierci czy ostatnią nadzieją?

D.S.: Julia jest Moją Gelsominą .Kochającą i tęskniącą do miłości dziwną wariacją na temat służącej i błazna – głupiej i najmądrzejszej zarazem osoby w teatralnym świecie Króla Berangera. I jest rolą, którą kocham.

A.P.: Dziękuję bardzo za rozmowę. 

Wywiad powstał 16 maja 2009 r. na potrzeby Gazetki Festiwalowej XX Gliwickich Spotkań Teatralnych.

Aniela Pilarska
Dziennik Teatralny Kraków
19 maja 2009
Portrety
Dorota Segda

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia