Przygody kapelmistrza

"Amadeusz" - aut. Peter Shaffer - reż. Anna Wieczur - Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy

Kapellmeister Antonio Salieri wychyla się spod zasłon czasu by przedstawić przełom wieków, przepaść oddzielającą Romantyzm od Oświecenia, Boga od człowieka, geniusza od przeciętniaka, słodkość od goryczy i brata od brata.

Amadeusz jest rozkosznie indywidualistyczną sztuką, powstałą w czasach gdy ludzie jeszcze nie byli tak spięci z byle powodów jak ostatnio( co z roku na rok staje się co raz bardziej nudne, powtarzane w nieskończność, niezjadliwe, epigońskie, marnotrawiące przestrzeń w sieci na której można by umieścić o wiele ciekawsze rzeczy jak na przykład linki do stron z zoofilią).

Z drugiej strony moralnie, ideologicznie i w ogóle całkowicie jestem mieszczaninem, marzy mi się kąpanie w pieniądzach niczym Sknerus McKwacz, po za tym nie mam zbyt wielu potrzeb, dlatego utwór Shaffera jest dla mnie trochę obcy niczym ósmy pasażer Nostromo. Niczym Mozart.

Tak. Mozart jest mi obcy, nie jestem wielkim fanem muzyki klasycznej, znam ją jedynie dzięki starym amerykańskim kreskówkom z lat 30-tych, 40-tych, 50-tych i 60-tych ubiegłego, słusznie minonego wieku typu Tom i Jerry czy Zwariowane Melodie na których karykaturalni Murzyni wesoło zbierali bawełnę na plantacjach. Mozart, Wolfgang (trudno znaleźć bardziej niemiecko-niemieckie imię, brzmi prawie jak Wolfenstein albo Werwolf) Amadeusz znany dzisiejszemu światu głównie dzięki Mozartkugeln(całkiem dobre, ale jadłem tylko wersję Mirabell) i Rondo Alla Turca, jest antagonistą czy też protagonistą dramatu Petera Shaffera, debiutującego w 1979, w National Theatre w Londynie, rok później w National Theatre(cóż za bogactwo i różnorodność znamion !- tak nawiasem) w Washington D.C. i na Broadwayu. Zdobyła on szeroką popularność, tłumy waliły wszystkimi otworami prowadzącymi do budynków teatralnych, nieuchronnie doszło do równie słynnej adaptacji filmowej z ręki Miloša Formana z wspaniałego, ulubionego przez Orwella roku 1984.

Tak, tak było, pewnie ktoś za tym nostalgizuje(za latami 80-tymi, albo Oświeceniem albo muzyką Mozarta albo muzyką przed Mozartem). Mamy Wiedeń, 1823 rok naszej ery, w ponurym pokoju oświetlonym jedynie srebrną poświatą księżyca, Salieri w postaci Adama Ferencego snuje opowieść o swoim całkiem udanym lecz jednocześnie nie spełnionym życiu. Jest to cokolwiek pasywny Salieri, Salieri po zderzeniu z masywnym pociągiem, Salieri po wybuchu bomby atomowej, Salieri po ostrej jeździe bez trzymanki bez zapinania pasów, zrzędliwy Salieri. Pensywny, makiawelistyczny, trochę mefistofelesowski z oblicza i odzienia, na pewno nie mąż czynu, człowiek akcji.

Trudno uwierzyć że był w stanie zrobić wszystko co opowiadał że zrobił, może kiedyś gdy był młodszy? problemem jest to że nawet gdy wrócił do siebie z przeszłości wyglądał tak samo, był jednym Salierim, ale oczywiście nigdy nie zaszła w nim żadna diametralna przemiana charakteru. Jak na Włocha był bardzo wycofany nawet jak na Lombardczyka, spodziewałbym się po nim większej żywiołowości, albo więcej ilości zjedzonych ciastek. Właściwie to brzmiał trochę niczym jakiś dżentelmen z Północy. Nie żeby to było złe, ale nie byłem do końca pewien czy mam do czynienia z mieszkańcem Italii. Z drugiej strony autor jest Anglikiem. Z trzeciej to nie jest prawdziwy Salieri. Nie prawdziwy? Dlaczego?

Zejdźmy z drogi tekstu głównego na scieżkę dygresji. Tekst Petera Shaffera nie ma absolutnie nic wspólnego z historycznymi Salierim i Mozartem, Panie świeć nad ich duszami i spędzonymi przez nich dniami, godzinami i minutami, amen. To cyfry, jak jedynka i dwójka. Amadeusz to zbiór tematów poruszających obecność i brak Boga, jego sprawiedliwość lub jej brak, właściwie to parafraza księgi Hioba, tylko tym razem akcent jest przesunięty na kwestie geniuszu i płodności kulturalnej. (Pytanie - Czy Bóg jest sprawiedliwy gdy obdarza kogoś niegodnego talentem? Dlaczego fan japońskich anime i pornosów posiada możność kreacji równającą się boskiej gdy literat albo filozof smęci jakieś smęty przy których nawet trup sztywnieje? Zamiast pytania – Czy Bóg jest sprawiedliwy gdy sprowadza albo zezwala na zło i nieszczęście? Dlaczego sprawiedliwi cierpią a złym dobrze się powodzi?). Dodatkowo dochodzi do tego motyw zazdrości– brata do brata, bliźniaka do bliźniaka, Ezawa do Jakuba, Izmaela do Izaaka wynikający z rywalizacji między bliźniakami i dramaturgami Peterem i Anthonym Shafferem. Wynikiem czego relacja Salieriego do Mozarta ociera się relację opartą na miłości i nienawiści, Salieri nie może by kompletnym człowiekiem bez Mozarta a Mozart nie może być kompletnym człowiekim bez Salieriego. Zachwianie delikatnej równowagi między nimi prowadzi obu do nieuchronnego końca.

Salieri Ferencego był niekompletny, czuć było że czuł że czegoś mu brakuje. Trudno uwierzyć w to o czym mówi. Mozart, w ogóle nie występuje jako pełnoprawna postać, zarówno w sztuce jak i na scenie, widzimy go przez pryzmat wspomnień Salieriego widzianego przez pryzmat Shaffera (który podobno nie przepadał za kompozytorami). Mozart Hycnara jest wiecznym dzieckiem, mimo posiadania ciała dojrzałego mężczyzny, za swoją naiwność i niedojrzałość, zapłaci życiem. Błyszczy dowcipem, jest wulkanem andrygonicznej, pełnej seksu energii. Kiedy nadchodzi czas by zmierzyć się z Salierim gaśnie cicho niczym płomień świecy i pozostawia po sobie jedynie słodki zapach dymu.

Jego życiowa porażka, nie pozostawia wielkiego wrażenia, może dlatego że ostatecznie „triumfuje" nad spiskującym Włochem. Właściwie nie jest w ogóle człowiekiem, jest demonem opanowanym przez Boga, w głowie którego kiełkuje idealna platońska wizja muzyki sfer obejmującą cały Wszechświat. Jego osobowość o ile można to tak nazwać, oscyluje między dzieckiem któremu wolno na wszystko z racji posiadania geniuszu, a byciem narzędziem Boga, któremu nic nie wolno, bo ma tylko jedno zadanie by napełnić świat boską muzyką. Umiejscowionymi między takimi przeciwnymi punktami odniesienia, Mozart zostaje skurszony między żarnami swojej dewocji do muzyki i nieogarnięcia zasad rządzących brutalnym półświatkiem wiedeńskiego dworu.

Michał Grossman
Dziennik Teatralny Warszawa
14 lipca 2022
Portrety
Anna Wieczur

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...