„Przykrywka na ból" – spektakl (misterium?) o cierpieniu kiczem przykrytym

"Ból" - reż. Kinga Chudobińska-Zdunik - Teatr Collegium Nobilium w Warszawie

Patos pojawia się tu czasem, wkrada się cicho i zaraz ustępuje głośnym krzykom, kakofonii dźwięków i wszechobecnemu chaosowi. Chaos ten próbuje zagłuszyć te najczarniejsze myśli i wyobrażenia o przyszłości, jest przykrywką na to, co naprawdę bolesne. No bo jak mówić o cierpieniu, którego nikt, kto go nie doświadczył, zrozumieć nie może? Którego nawet nie da się opisać tak, aby inni mogli nam prawidłowo współczuć.

Spektakl reżyserii Kingi Chudobińskiej-Zdunik pod tytułem „Ból", którego prapremiera odbyła się 28 kwietnia 2023 w warszawskim Teatrze Collegium Nobilium, to rzecz o cierpieniu, chorobie – oraz towarzyszącym im różnym stanom emocjonalnym.

***

Kontekstem, który wysuwa się na plan pierwszy tego wydarzenia scenicznego, jest z pewnością fakt, iż reżyserka cierpi na stwardnienie rozsiane, które to zostało u niej zdiagnozowane w 2014 roku. SM (czyli sclerosis multiplex) stanowi oś konstrukcyjną „Bólu". Cała reszta – w moim mniemaniu – jest próbą ilustracji trudnego doświadczenia, konfrontacji z fizyczną reprezentacją rozmaitych chorób, na które cierpieli inni, znani i ważni w kulturze (tu: Aleksander Wat, Faustyna Kowalska, Bruce Fredrick Cummings).

Jest to spektakl o mocno subiektywnym charakterze. Reżyserka, w roli tzw. Cicerone, czyli przewodnika po teatralnej instalacji, wita swoich „gości" w piżamie, tłumacząc dlaczego czyta z kartki (przez chorobę nie jest w stanie zapamiętać tekstu, myli się i jąka, gdy mówi z pamięci). Rozpoczyna opowieścią o sobie i swoim doświadczeniu choroby. Wskazuje na powywieszane wokół kartki, z własnymi wierszami, stworzonymi w szpitalu, oraz na inne elementy instalacji, tworzące patchworkową scenografię.

Taki początek od razu wprowadza intymną atmosferę oraz poczucie, że zamiast na spektaklu znalazłam się na spotkaniu terapii grupowej. W tworzeniu intymnej i pozbawionej konwenansów atmosfery sprzyja także brak wyznaczonego miejsca do siedzenia i wskazanie od autorki spektaklu, iż każdy może usiąść gdzie chce, także na podłodze, a nawet może się położyć.

***

„Scena" stanowiła jednolitą, wspólną przestrzeń, którą widzowie mogli eksplorować tak, jak chcieli. Jak pisze Kinga Chudobińska-Zdunk, stanowi ona „absurdalną instalację chorobową, organizm, do którego można wejść i który można opuścić w dowolnym momencie".

Scenografię, przygotowaną przez Sonię Skowronek i Feliksę Żurawską, tworzyła instalacja, do której widz miał fizyczny dostęp. Składała się z porozmieszczanych po pomieszczeniu konstrukcji, platform, stoisk, powywieszanych kartek (zawierających odręczne pismo czerwonym atramentem, z ociekającymi wściekłością i ironią wierszami reżyserki o swojej chorobie). Była także tablica z prywatnymi zdjęciami, notatkami. Jedna ze stacji (przy której siedziała reżyserka) była „stoiskiem" z blistrami i rozmaitymi opakowaniami po lekach. W oczy rzucał się także obraz rezonansowy mózgu reżyserki, czy „kapliczka" z ikoną Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.

We wszystkie elementy scenografii można było ingerować – zatem wchodzić w kontakt z osobistymi symbolami, wspomnieniami, nośnikami emocji i przeżyć.

Wszystko to tworzyło obraz z jednej strony ponury, smutny, budzący pewną dozę lęku i współczucia, zaś z drugiej strony, jakby pokolorowany i kiczowaty, co przywoływało na myśl estetyczny horror vacui lat 90. Z całego tego zlepku obrazów wyłania się wniosek, jakoby widzowie byli we wnętrzu umysłu (lub ciała?) samej reżyserki – lub inaczej – jakoby ciało reżyserki było sceną samą w sobie.

***

Tekst dramaturgiczny stanowią Dziennik bez samogłosek, Dzienniczek (św.) Faustyny Kowalskiej, The Journal of Disapointed Man, dwa utwory Kalibra 44 (Plus i minus, Moja obawa) oraz przemyślenia, wnioski, opowieści Kingi Chudobińskiej-Zdunik.

Symultanicznie odgrywające się przy każdej ze stacji sceny, przeplatały się ze scenami skoncentrowanymi na jednym wydarzeniu scenicznym, w trakcie których aktorzy zajmowali sam środek pomieszczenia, widzowie zaś siedzieli/stali dookoła. Zmuszało to widza do ciągłego poruszania się, wprowadzało nieprzewidywalność, a widz pozostawał nieustannie czujny.

Kostiumy, za które odpowiedzialna była Barbara Niestrawska, przypominały kosmiczny miszmasz różnorodnych materiałów, tworzących niepowtarzalną mieszankę stylistyczną. Miękkie, czerwone materiały ulokowane zostały w tych miejscach na ciele bohaterów, które najbardziej bolały.

***

Owe elementy instalacji nazwano „stacjami", co przywołuje na myśl elementy sztuki pasyjnej. Sama zaś przestrzeń sceniczna – scenę symultaniczną, charakterystyczną właśnie dla średniowiecznego teatru misteryjnego. Stacje te, zgodnie z tym jak przedstawiła je reżyserka, pełnią funkcję tzw. „umilaczy".

Jak sama nazwa wskazuje, ich nadrzędną rolą jest „umilać", czyli w tym przypadku sprawiać, aby łatwiej było znieść cierpienie. Określenie to wraz z nadmiernie kolorową, kiczowatą scenografią sprawiają, iż „Ból" wpisuje się w konwencje groteski i absurdu.

Każda stacja przeznaczona była dla poszczególnych bohaterów spektaklu – Aleksandra Wata, czyli zespół opuszkowy Wallenberga (Karol Kunysz) i Oli Watowej (Zuzanna Radek, której fenomenalna gra aktorska bardzo zwróciła moją uwagę), W.N.P Barbelliona, czyli sclerosis multiplex (Artur Zudzin-Wiśniewski), Faustyny Kowalskiej, czyli gruźlicy (Paulina Matusiewicz) Każdy z nich stanowi personifikację swojej choroby. Poza tym występują: Cicerone (Kinga Chudobińska-Zdunik) – w roli przewodnika po owym muzeum bólu oraz Bóg (Bartosz Kieszkowski) – siedzący w jednym miejscu na podwyższeniu, nieobecny, biernie obserwujący ciąg fragmentarycznie ułożonych zdarzeń.

„Ból" tworzy pewnego rodzaju absurdalne, groteskowe i może trochę obrazoburcze (np. św. Faustyna śpiewająca tekst Mojej obawy) misterium. Wybiega daleko poza kontekst religii, czy tradycyjnie rozumianych „żywotów świętych". Skupia się na doświadczeniu cierpienia jako takiego i zaprasza uczestników spektaklu do współuczestniczenia w nim.

Chudobińska-Zdunik korzysta jednak z elementów zaczerpniętych z tradycji chrześcijańskiej, choć pozbawia ich pierwotnego znaczenia, którym jest pośrednictwo między sacrum a profanum. Przecież także ucieczka w metafizykę może być jednym z „umilaczy" w cierpieniu, co ilustruje obecna na scenie „kapliczka" z ikoną Matki Bożej Nieustającej Pomocy, osaczona wielością rozmaitych, kolorowych przedmiotów.

***

Spektakl jest chaotyczny, pozornie pozbawiony dyscypliny i sensu, jednak taka struktura wydaje się uzasadniona. „Ból" i jego pokawałkowana, fragmentaryczna, absurdalna i niemal oniryczna konstrukcja stanowią próbę wyjaśnienia, czym naprawdę jest nieuleczalna, trudna, ciężka w przebiegu choroba.

Fakt, iż reżyserka porusza problem trudności w przekazaniu ludziom zdrowym, czym właściwie jest choroba, jak odczuwany jest bardzo specyficzny rodzaj bólu, który im nie towarzyszy, wskazuje na to, że owa instalacja teatralna jest także próbą porozumienia się osób chorych z osobami zdrowymi.

Taka poetyka spektaklu uchyla drzwi tym zdrowym, aby mogli choć częściowo poznać i spróbować zrozumieć cierpienie, jakiego nigdy nie doświadczyli, a dla innych chorych może pełnić funkcję terapeutyczną. Doświadczenie choroby jest doświadczeniem nie do opisania, stąd brak formalnych i poukładanych środków artystycznego wyrazu.

A konwenanse, których zdecydowanie brak w spektaklu? Konwenanse mogą stanowić jedynie przeszkodę w dotarciu do prawdziwego sedna rzeczy.

Anna Banasiak
Dziennik Teatralny Warszawa
24 maja 2023

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia