Przypływy i odpływy miłości
"Kolejność fal" - aut. Filip Zawada - reż. Daria Kopiec - Wrocławski Teatr WspółczesnyPrzywykliśmy do definiowania prawdziwej miłości jako tej, która trwa długimi latami. Powinna być namiętna, płomienna, cnotliwa i wierna. Im więcej człowiek ma za sobą rozczarowań miłosnych, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że taki romans jest możliwy tylko w telewizji.
Na deskach Współczesnego Teatru Wrocławskiego w spektaklu pt. Kolejność fal, otwiera się dla nas szersza perspektywa. Sztuka autorstwa Filipa Zawady, rozważa nad romansem i jego relacją z upływającym niemiłosiernie czasem. Reżyserka, Daria Kopiec, maluje pełniejszy obraz miłości romantycznej. Sztuka wygrała nagrodę w konkursie dramaturgicznym.
Poznajemy głęboko związanych ze sobą mężczyznę i kobietę. Obserwujemy ich relację w trzech punktach na osi czasu i związku. Świeżo zakochani młodzi, partnerzy w kryzysie wieku średniego i emeryci, skrępowani supłem przyzwyczajenia. Każdy okres to inne radości i pragnienia, inne trudności i zmartwienia. Stare nici porozumienia pękają i zostają zastąpione przez nowe. Stopniowo jednak granice między rzeczywistością, wspomnieniem, a wyobrażeniem, zacierają się.
Początkowo żywe uczucia zbledły na przestrzeni lat. Te same drobne gesty – podarowanie kwiatów, masaż stóp żony – zmieniają znaczenie. Kiedyś romantyczne, potem wymuszone i podstępne, na koniec nieistotne, nędzne wręcz. Złamane zostają niegdyś złożone obietnice. Myśli nie należą już tylko do tej ukochanej niegdyś osoby. Żonę ogarniają wieczne pretensje do męża, który nie okazuje jej potrzebnej uwagi i uczuć. Mąż nie potrafi wybaczyć żonie zdrady z innym mężczyzną. Nie wiedzą, jak wspierać się w żałobie po zmarłym synu.
Mogłoby się wydawać, że kwiat młodzieńczej miłości zwiędnął. Meandry życia oddaliły od siebie ukochanych. Wybrzmiewające w spektaklu różnice między kobietami i mężczyznami okazały się zbyt znaczące. Jednak do starego małżeństwa zaczyna coś docierać. Jak silna jest ich miłość, skoro tyle przetrwała? Może nie czują zakochania, ale łączy ich coś ważniejszego? Może właśnie ich bolesne wady sprawiły, że mogli stworzyć więź trwającą tyle dni i nocy?
Jedne sceny bawią, a drugie poruszają. Aktorom udaje się zarażać emocjami wielkich zauroczeń jak i druzgocącej straty. Artyści swobodnie się przemieszczają, momentami zlewając się ze scenografią, która jest istnym dziełem sztuki. To ona porywa, nadając nastrojom i uczuciom cechy rzeczy namacalnych. Przez cały spektakl wyświetlane są scenerie i obrazy w odcieniach bieli, szarości, zieleni, błękitu i granatu. Są inspirowane wspaniałymi obrazami, takimi jak malowidła z Kaplicy Sykstyńskiej. Stroje utrzymane są w tej samej kolorystyce. Łagodność bądź jaskrawość barw, dopasowana jest do etapów związku bohaterów. Dopełnieniem wizji artystycznej jest nieoczywista, wciągająca muzyka grana na żywo i chóralne śpiewy. Wszystko to wprowadza widza w emocjonujący i przyjemny trans.
Samo wykonanie i oprawa artystyczna spektaklu, są wystarczające, by nazwać go pierwszorzędnym. Dochodzi do tego głębia merytoryczna. Do tej pory zresztą nie obejrzałam we Wrocławskim Teatrze Współczesnym spektaklu, który nie dawałby bazy do intensywnych refleksji.
"Kolejność fal" to piękna i wartościowa sztuka. Stanowi świetną lekcję anatomii ludzkich relacji i przemijania.