Przypowieść o karaluchu

"Chomik Tygrys" - reż. Laura Słabińska - Teatr Animacji w Poznaniu

Malina Prześluga, autorka wielu sztuk dla dzieci, ma bez wątpienia bujną wyobraźnię, eksplodującą niecodziennymi pomysłami, zaskakującymi i niestereotypowymi. W swoich tekstach scenicznych powoływała już na scenę zaiste postacie niezwykłe, na przykład: słowa, ucho, rury, bakterie, sałatkę grecką, antenę telewizyjną, torbę plastikową z "Żabki" czy nawet... gołębią kupę. Tym razem bohaterami sztuki "Chomik Tygrys" czyni autorka między innymi karalucha i papier toaletowy, a wydarzenia umieszcza nawet w... klozecie.

Marek Waszkiel, dyrektor Teatru Animacji, miał chyba rację, urządzając konkurs na scenografię do tej sztuki. Od sposobu wizualizacji zależy przecież w wielkim stopniu wizja przedstawienia, w którym grać mają nie tylko zwierzęta, ale i przedmioty, i w którym de facto zdarzeń jest niewiele, bo fabuła raczej uboga. Konkurs na scenografię wygrała Ewelina Bunia i to jej projekt zadecydował w dużym stopniu o kształcie spektaklu reżyserowanego przez Laurę Słabińską. Scenografka wpadła na ciekawy koncept, aby kołowrotek dla chomika, raczej na scenie niemożliwy do "ogrania", zastąpić płaską płytą grającą, na której miałby się tytułowy bohater kręcić, uruchamiając każdorazowo niczym igła gramofonową muzykę. Ale "w praniu" ten pomysł kompletnie nie wypalił, przerósł możliwości techniczne teatru. Za to bez wątpienia efektowną okazała się wizja klozetu, a raczej demonicznej rolki papieru.

Nic jednak nie zgadza się z treścią teatralnej reklamówki: ani to bowiem ciepła opowieść, ani zabawna, a piosenek - tyle, co kot napłakał, i nie tyle nawet piosenek, co śpiewanych króciutkich rymowanek (zresztą na bakier z dykcją). O przygodach też trudno mówić - bo właściwie jest tylko jedna, chyba że za przygody uznać pojawienie się w świecie Chomika nieznanych mu istot (Karalucha i Szczura), innych niż animowane wielkie dłonie opiekuna-właściciela. Także improwizowane "rozmowy" z dziećmi - które zachwala reklamówka - to zaledwie nieliczne próby wywoływania raczej zwykłego odzewu z widowni, jak w wielu innych dziecięcych przedstawieniach. Trudno też przyjąć, że to opowieść o przyjaźni. Po prostu domowy Chomik polubił swych pierwszych koleżków i postanawia uratować Karalucha (nieciekawy kostium), którego ludzkie dłonie przeznaczyły do spuszczenia w kanał. Warto mieć przecież koleżkę czy znajomka, i warto pomóc mu w potrzebie, aby go nie stracić. Zwłaszcza gdy żyje się w kokonie troskliwych rąk, gdy doskwiera nuda, samotność i brak rówieśników, a zabawki - zwłaszcza zepsute lub nieudane (jak owa płyta) - nie wypełniają potrzeb emocjonalnych i rozwojowych.

Klozetowa ośmiornica

"Chomik Tygrys" to sztuka dla dzieci przedszkolnych, ani śmieszna, ani wzruszająca, ani jakoś specjalnie teatralnie efektowna, za to przegadana na pewno. Pierwsza część przedstawienia przez dłuższy czas przynudza, jest bez wigoru i ciekawszych dialogów, bez interesujących zdarzeń czy intrygującej teatralizacji. Dopiero pojawienie się Szczura przynosi wyraźne ożywienie dzięki wizualizacji tej postaci (zdecydowanie najbardziej udany, zabawny i funkcjonalny kostium). W dodatku sceny Szczura z Chomikiem rozgrywane są w konwencji bliskiej komedii dell'arte za sprawą i żywszych dialogów i bardziej dynamiczniej gry, i zgrabnej animacji "kukieł"-kostiumów (Artur Romański w roli Szczura wypada zdecydowanie najlepiej). Szkoda, że konwencja zabawy, błazenady, nie przenika całego przedstawienia; ale też prawdę mówiąc, dialogi nie bardzo temu sprzyjają. W drugiej części całkiem udana jest sekwencja w WC, prezentująca efektowny horror ubikacyjny, w którym w roli "krzesła elektrycznego" występuje zabawnie groźna rolka papieru toaletowego, który ma być śmiertelnym całunem dla zamkniętego dotąd w pudełku Karalucha. Pudełko wygląda jak szklana trumna-sarkofag, a rolka papieru przybiera postać drapieżnego czy raczej bezdusznego mechanicznego potwora, zbudowanego z wielu członów - rolek papieru, które w dodatku rozwijają się na różne strony i wiją groźnie niczym macki ogromnej ośmiornicy.

Szlag trafi ideę

Nie zadziała jednak w tym przedstawieniu zakładana zapewne teza, że ktoś odrzucany, brzydki i na pierwszy rzut oka odpychający także wart jest, by się z nim zakolegować i mu pomóc, gdy będzie taka potrzeba. Bo szczur i karaluch (licentia poetica niczego tu nie zmieni) nie bardzo się nadają do tego typu pedagogizacji. Nie da się czynić odległych skojarzeń z chorymi, biednymi, odrzuconymi, grubymi, małymi czy kolorowymi itd. Oczywiście spośród fauny spotykanej w domach, w mieszkaniach, karaluch czy szczur faktycznie nadają się do roli społecznych outsiderów, ale jak odpowiedzieć małemu widzowi, który po jakimś czasie zapyta serio: dlaczego chcesz, tatusiu, zabić tego karalucha? Albo zechce znaleźć mu schronienie w swoim dziecięcym pudełeczku? Ęęę? Czy aby przedszkolny spektator nie dozna dysonansu poznawczego: ma się przecież solidaryzować z karaluchem, ma mu współczuć, choć wie, że to wstrętny prusak, i że po wyjściu z teatru, kiedy przyjdzie się zderzyć z rzeczywistością, zawoła z obawą lub odrazą: "Mamo, mamo, tam karaluch siedzi!". I zbożny przykład Chomika szlag trafi.

Błażej Kusztelski
Materiał nadesłany
24 września 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia