Przywrócone arcydzieła
„Plac Zbawiciela" (2006) - reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze - 1 marca 2022, godz. 19.00.Spotkanie 72. W marcu, w „Przywróconych arcydziełach" - „Plac Zbawiciela" Joanny Kos Krauze i Krzysztofa Krauzego.
Rzecz dzieje się współcześnie i opowiada historię, która zdarzyła się naprawdę, a mogłaby zdarzyć się każdemu z nas. Młode małżeństwo z dwójką dzieci ma wkrótce odebrać klucze do własnego mieszkania. Ponieważ przeznaczyli na to wszystkie pieniądze, muszą oszczędzać. Rezygnują z samodzielności i wynajmowanego mieszkania, przenosząc się do matki chłopaka. Dramat rozpoczyna się, gdy wychodzi na jaw, że developer zbankrutował. Teraz młodzi nie tylko stracili wszystkie pieniądze, nie mają szans na własne mieszkanie, ale popadają w kolosalne długi.
__
Będą z nami, będą ze mną – Jowita Budnik i Joanna Kos Krauze.
Po raz pierwszy w historii siedemdziesięciu dwóch spotkań z polskim kinem, to jest aż tak prywatna opowieść. Byłem zaangażowany w powstanie tego filmu jako przyjaciel Krzysztofa i Joanny – czytałem scenariusz, a to był od Joanny i Krzysztofa najwyższy rodzaj zaufania, potem pojawiałem się na planie filmu, a Robert Jaworski zrobił nam wtedy piękne zdjęcia. To było w Otwocku, na linii otwockiej, o której pięknie pisał Gałczyński. Nastrój nie był jednak poetyczny. Były realizowane finałowe zdjęcia w sądzie.
Rozmowy z Joanną, z Krzysztofem, z Jowitą. Przyglądanie się powstawaniu filmu, jednemu z najważniejszych polskich obrazów tamtych lat – o tym jeszcze nie wiedziałem.
Rozmowy z Krzyśkiem, a był to czas, kiedy rozmawialiśmy, albo pisaliśmy do siebie niemal codziennie. Oglądanie układek montażowych. Mało kto wie, że przez jakiś czas ten film miał być czarno-biały, powstała taka wersja, i nie był to dobry pomysł.
W końcu gotowa wersja. I wzruszenie, że tak to wyszło. Że ta przygoda ma tak poruszający finał.
Wybitna Jowita Budnik, wielka Ewa Wencel, ciekawy Arkadiusz Janiczek, muzyczny motyw Pawła Szymańskiego z „Zaratustry" Lupy, zdjęcia Wojciecha Staronia. To była pełnia, i wiedziałem to od samego początku, na wiele miesięcy przed pierwszym pokazem „Placu Zbawiciela".
A potem widziałem już szczęście. Szczęście moich przyjaciół: Joanny i Krzysztofa.
Nagrody, recenzje, rozmowy z widzami.
Jak zwykle prowadziłem premierę, jak zawsze byłem blisko. Wciąż jestem.
Coraz bliżej chyba.
__
"Plac Zbawiciela" - recenzja Łukasza Maciejewskiego (miesięcznik FILM)
„Plac Zbawiciela" to dobry adres. Ścisłe centrum Warszawy. Ciągle mijamy podobne place, ulice i domy. Każdego dnia robimy to bezrefleksyjnie, bo niby nad czym się zastawiać? Siła filmu Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze bierze się stąd, że twórcy każą się nam natychmiast zatrzymać i zastanowić nad własnym „Placem Zbawiciela": adresem, który dobrze znamy. Krauze precyzyjnie pokazali, że do (auto)destrukcji nie potrzeba wielkich słów, szerokich gestów. Skala mikro zawłaszcza makroskalę. Za firankami mieszkań na „Placu Zbawiciela" – i na każdej ulicy - małe rodzinne dramaty decydują o pojedynczych klęskach ich uczestników. Bez szansy na tabloidową karierę.
Beata i Bartek. Fajni, młodzi ludzie, bardzo sympatyczni. Małżeństwo jakich wiele: z dziećmi, z problemami. Za chwilę odbiorą klucze do mieszkania. Ten czas zamierzają przeczekać u Teresy, mamy Bartka: żeby trochę zaoszczędzić, żeby babcia mogła nareszcie nacieszyć się wnukami. Ale deweloper okazuje się oszustem, a ich wspólne pieniądze przepadają. Zaczyna się dramat. Nie z powodu pieniędzy, nie tylko. To samonapędzająca się spirala: jedna zła myśl, albo jeden zły gest, prowokują kolejne. Niechęć zamienia się w nienawiść. A w pewnym momencie na wszystko jest już za późno.
Po „Długu", „Moim Nikiforze" i „Placu Zbawiciela" nikt już chyba nie będzie miał wątpliwości, że Krzysztof Krauze jest dzisiaj najciekawszym polskim filmowym twórcą. A po „Placu Zbawiciela" wypada także z nadzieją powitać nowego reżysera ...Joannę Kos-Krauze. Bo też dawno nie było u nas tak dobrego filmu. Filmu, który ogląda się w napięciu jak najlepszy amerykański thriller, ale który – pomimo wagi tematu – jest także dowcipny i zabawny. Przede wszystkim jednak „Plac Zbawiciela" jest bezkompromisowy. Krauze pokazali położenie kobiet w kraju, w którym wymaga się od nich jednocześnie błyskotliwej zawodowej kariery, kotleta na obiad i lateksowej minówy, w zamian oferując naprawdę niewiele – żenujące uśmieszki lub tuszowany prymitywną chucią mizoginizm.
Najważniejsze są dwie protagonistki - Teresa i Beata, zarazem dwie wielkie kreacje aktorskie Ewy Wencel i Jowity Budnik. Beata (Budnik) idzie przez życie trochę jak Irena, bohaterka Kunderowskiej „Niewiedzy", mija piękne wystawy sklepowe, ogląda kolorowe magazyny, ale „jej włosy nie lśnią". Już nie. Po drodze się zagubiła. Były jakieś ambicje, były studia, chęć wyjazdu z rodzinnej wsi na zawsze. Ale wszystko przyszło za wcześnie (macierzyństwo), lub zbyt późno. Beata nie ma już siły żyć. A przecież czuje, że wszyscy dookoła wymagają od niej sił wręcz nadludzkich. Ma być dobrą żoną, synową, mamą, znaleźć pracę i zacząć oszczędzać. Im więcej wymagań, tym mniej możliwości. Zaczyna się rozpacz. W kontrze stoi Teresa (Wencel): oschła, zawistna, zołzowata. Bardzo zgorzkniała, bardzo samotna. Czekająca – od lat, od dziesięcioleci – żeby ktoś ją wreszcie przytulił, pogłaskał. I nie wymagał, żeby była dalej żmiją. Nie doczeka się, kąsa nadal. Rani, bo czuje się poraniona. Bo wie, że na zawsze poraniła też syna – Bartka, którego nie wyposażyła w nic więcej, poza skrajnym egoizmem. Tak pełne, zniuansowane kobiece portrety to w polskim kinie prawdziwy ewenement. I wielkie szczęście. Nie tylko dla kobiet.
„Plac Zbawiciela" to także film o samotności w rodzinie. Matryca zresztą prawie zawsze jest podobna. Najpierw jest szkoła podstawowa i średnia, potem szukanie, nawet po omacku, wspólnotowości, która – zwłaszcza dla indywidualistów – stałaby się parasolem ochronnym dla ich odrębności. Potem przychodzi tzw. dorosłość, niedojrzała jeszcze dojrzałość. Rodzina, małżeństwo, związki, dzieci, kłopoty z pracą, kłopoty ze sobą, rozwody, znowu dzieci... Coraz mniej przyjaciół i znajomych, mniej słów, więcej milczenia i nienawiści. Gdyby małżeństwo Beaty i Bartka przyszło trochę później, gdyby dzieci urodziły się dopiero za kilka lat, gdyby Teresa chociaż raz w życiu zerwała maskę zgorzkniałej urzędniczki i po prostu zaszalała w sanatorium w Ciechocinku, wszystko wyglądałoby zapewne inaczej. Wiele udałoby się naprawić. Ale, co sugestywnie pokazali Krauze, taka refleksja jest w naszym życiu zawsze spóźniona. Nie potrafimy sprostać marzeniom i fantazjom, bo nie potrafimy w ogóle żyć. Nikt nas tego nie nauczył.
Bohaterowie „Placu Zbawiciela", jak bohaterowie wszystkich placów i ulic (nie tylko polskich, rzecz jasna) w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Wymieniają monosylaby, czasami z furią atakują, ale nie mówią, jakie są ich plany i marzenia. Starają się być dowcipni, są z reguły cyniczni i złośliwi. A prawdziwe szczęście odnajdują jako bojówkarze osobliwej praworządności: Na przykład kiedy na zebraniu osiedlowym, wrzeszcząc i przeklinając, chętnie dopadliby do gardła zbankrutowanego dewelopera. To przenikliwa scena, bo przecież właśnie takich zachowań uczą nas ciągle kolejni polityczni dranie, taki styl premiują prasowe gówna. Chamstwo za chamstwo. Żadnej litości. Kto jest silny (i niewrażliwy) – jakoś to wszystko przetrwa, kto delikatny – jak Beata – zdecyduje się na rozwiązanie krańcowe. I może dopiero wtedy, na samym końcu rozpaczy tli się nadzieja. Trzeba sięgnąć dna: małego, marnego dna marnego ludzkiego losu, żeby zobaczyć jasny cień. Dostrzec, że złe myśli, podłe czyny, czasami – chociaż bardzo rzadko – mogą zamienić się w czyny dobre, myśli piękne. Tylko czy wystarczy sił na czekanie, jak długo jeszcze?
„Plac Zbawiciela" (2006) - reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze - 1 marca 2022, godz. 19.00
reżyseria: Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze
aktorzy: Jowita Budnik, Arkadiusz Janiczek, Ewa Wencel
czas trwania: 105 min.
produkcja: Polska 2006
__
Gdynia 2006: Grand Prix - Złoty Lew
najlepsza rola kobieca
najlepsza muzyka
nagroda dziennikarzy
Orły 2007: najlepszy film
najlepsza reżyseria
najlepsza główna rola kobieca
najlepsza drugoplanowa rola kobieca