Pudło z bombkami
przegląd spektakli teatrów śląskichRepertuary teatrów na Śląsku można porównać z wielką choinką obwieszoną świecidełkami. A pod choinką oprócz prezentów, które nas cieszą, znajdujemy także "pudła", które po obejrzeniu najchętniej wymienilibyśmy na coś innego.
Ostatnio normą stało się ocenianie poziomu artystycznego Teatrów podług ilości premier. Czy jednak nie chodzi o to, by otrzymywać mniej spektakli, ale za to lepszych?
Co sprytniejsze Teatry – świadome słabości swoich przedstawień, stawiają na występy gościnne. Czasem próbuje się w ten sposób ożywić repertuar. Ta praktyka z powodzeniem stosowana jest w Teatrze Śląskim w Katowicach (i tu oklaski na stojąco należą się dyrektorowi artystycznemu – Tadeuszowi Bradeckiemu, który uruchomił swoje „kontakty”). Teatr nareszcie pokazał inne, „skórzane” oblicze. Oczywiście, proszę nie doszukiwać się w tym żadnego sadyzmu. Mam na myśli raczej wystawę masek komedii dell’arte w foyer Teatru, która cieszyła się sporym zainteresowaniem. Na Dużej Scenie mogliśmy także zobaczyć świetny spektakl „Arlekin/Don Giovanni” Teatru Pantakin z Wenecji. Dobre spektakle bronią się same. I teraz dopiero zacznie się sadyzm. Co do najgorszych przedstawień – jest ich niestety zbyt wiele, żeby wszystkie omawiać. Powiem tylko, że ten najgorszy z najgorszych zaczyna się na „E” i kończy na „U”.
Repertuary Teatrów na Śląsku w minionym roku (jak zwykle) były bogato okraszone spotkaniami, promocjami, wystawami i konferencjami. Wszystkie te pomniejsze działania, oprócz swoich oczywistych zalet, pełniły także inną, jakże istotną funkcję. Mianowicie, skutecznie odwracały uwagę od niskiego poziomu większości spektakli. Ale wystrzegajmy się uogólnień. W międzyczasie zdarzały się również udane przedsięwzięcia, przejawiające się
w zachwytach typu: och! i ach! Niejaki „Król Ubu” zdążył umocnić swoje rządy w Teatrze Śląskim. I wygląda na to, że będzie walczył o prymat na Dużej Scenie w nadchodzącym roku, dowodząc wyższości srówna Polewki nad grównem Boya. Niektórych może dziwić niewielka ilość recenzji, jaka ukazała się po premierze, ale nie upatrujmy przyczyny
w spektaklu. Okazało się, że w tym samym czasie było zbyt wiele premier w innych miastach i co ważniejsi krytycy po prostu nie dojechali. I tym sposobem… Ubu się z(g)Ubił.
Wśród nowości na deskach Teatru Śląskiego pojawił się m.in. „Polterabend” w reżyserii Tadeusza Bradeckiego. Ale i tak większość widzów (nie bez powodu) wybrała i nadal wybiera „Cholonka” w Teatrze Korez. Liczba widzów na tym spektaklu nie tylko zadziwia, ale i momentami przytłacza (w dosłownym tego słowa znaczeniu). Często przysłowiowy „śmiech na sali” pojawia się zanim aktor zdąży wypowiedzieć swoją kwestię. A to oznacza tylko jedno: spektakl oprócz nowicjuszy ma grono stałych bywalców (żeby nie powiedzieć fanatyków). Oczywiście do Teatru Korez, oprócz świetnego repertuaru, przyciąga także (a może przede wszystkim) osobowość Dyrektorowicza (czytaj: Mirosława Neinerta).
Na mapie teatralnej Górnego Śląska figuruje także Bytomskie Centrum Kultury (BCK), które konsekwentnie hartowało nas w tym roku Teatrem. I nadal bywa, że potrafi zaintrygować widzów dobrym zespołem lub nazwiskiem na afiszu. Liczba zwolenników Hartowania Teatrem ciągle rośnie. Dzieje się tak dlatego, że BCK żywo reaguje na zjawiska teatru współczesnego. Wybór spektakli często bywa zaskakujący. Dowodem jest spektakl „Po ptakach/After the birds” w wykonaniu Stowarzyszenia Teatralnego Chorea i teatru Eartfall z Walii. BCK w porównaniu z teatrami repertuarowymi pretenduje, jeśli nie do miana sceny eksperymentalnej, to na pewno do ośrodka kultury, który nie schlebia gustom mieszczańskiej publiczności i nie boi się eksperymentów. Nadto, jako jedno z nielicznych tego typu miejsc, „nie chodzi na skróty”!
Teatr Rozrywki w Chorzowie nie pozostaje w tyle. Zwłaszcza po remoncie. Złośliwi mogliby pomyśleć, że lśniące wnętrza przyciągają teraz widzów bardziej niż repertuar. Ale bez przesady. I tu zdarzyło się kilka, jeśli nie perełek to przynajmniej świecidełek. Należy do nich m.in. gościnny spektakl „Bóg” Woody Allena w reżyserii Krystyny Jandy. Ot, całkiem ładne cacko teatralne, a na pewno kolorowe. Bo w Teatrze Rozrywki nadal z powodzeniem sprawdza się formuła: dużo i kolorowo. Zaletą Rozrywki są jednak nie tylko komedie i musicale. Mam na myśli projekty własne teatru, jak np. cykl spotkań: „Górny Śląsk – świat najmniejszy”. Do najciekawszych należał w tym roku wieczór wspomnień ze Stanisławą Łopuszańską pt. „Nic ponad teatr”. Jedyną niedogodnością była przestrzeń Małej Sceny (inaugurowana tegoż wieczoru). Głównie dlatego, że brakowało miejsc! Gdy spotkania odbywały się na Dużej Scenie nie było tego problemu.
W minionym roku nienajlepiej działo się w sferze scenografii. Do ważniejszych wydarzeń należała wystawa kostiumów autorstwa Barbary Ptak w Centrum Scenografii Polskiej
w Katowicach. Ale poza tym na scenach śląskich (i nie tylko) panuje programowa pustka (nie mylić z „Pustą przestrzenią”). Czy wobec tego Teatr znalazł się na brook-u? Na pewno nie. Wypadałoby jednak skończyć z kartonami na scenie. Nie tolerujmy scenografii z odzysku, ani ubrań z wyprzedaży, udających kostiumy teatralne! Apel Denisa Bableta (sprzed ponad 30 lat) o nowe formuły i materiały w dziedzinie scenografii wydaje się nadal aktualny. Nie powinny zatem dziwić zarzuty o bezmyślność „scenografów” w podejściu do materii
i chroniczny brak plastycznej wyobraźni. O dziwo pojawił się głos, że przecież „Szajna też korzystał z tektury i innych takich”, więc o co właściwie chodzi?! O to, że jeśli ktoś porównuje plastyczne wizje Szajny z paroma kartonami funkcjonującym w spektaklu na zasadzie zapchajdziury – ten w ogóle nie powinien być krytykiem.
I sprawa druga. Czasem odnoszę wrażenie, że oświetlenie zamiast współgrać ze scenografią retuszuje jej braki. Oświetlenie również jest sztuką, a nie tylko środkiem technicznym. Czy jednak dobry rzemieślnik może być artystą? (Oto problem o starożytnym rodowodzie.) Brakuje dobrych artystów w tej dziedzinie. Ostatnio na witrynach Teatru Śląskiego i Teatru Rozrywki pojawiły się oferty pracy dla oświetleniowców. Czyżby zatem szykowały się jakieś zmiany? Młodzi aktorzy nie zawsze potrafią pracować ze światłem – często po prostu stoją obok, co jest pewnym kuriozum. A może jestem w tym momencie niesprawiedliwa, bo oni kontestują w ten sposób zastaną konwencję? Tego nie wiadomo. W każdym razie na teatr młodych gniewnych to nie wygląda.
Dobrze, że wśród tych pudeł nad pudłami pojawi się czasem jakaś bombka. Ale nie przywiązujmy się zanadto. Takich przebłysków było tego roku niewiele. A jeśli były, najczęściej związane były ze spektaklami gościnnymi. O Katowicach mówi się za mało. Niektóre premiery (lepsze i gorsze) wciąż traktowane są po macoszemu. Na pytanie: dlaczego tak się dzieje? – słyszymy kolejną i jakże nonszalancką wymówkę: bo akurat w tym samym czasie była inna ważniejsza premiera w Warszawie czy Krakowie. Jednak okres noworoczny pozwala mieć nadzieję, że czeka nas jakaś pozytywna reakcja łańcuchowa w teatralnym życiu Śląska. Przed nami wysyp premier i festiwali. A zatem patrzcie i oglądajcie! Byle z przymrużeniem oka.