Pukiel włosów na pamiątkę
"Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" - reż. Agata Duda-Gracz - Teatr im. Juliusza Słowackiego w KrakowieKto by się spodziewał takiej Pięknej Heleny i takiego Złotowłosego Parysa? Sprawcy zamieszania grecko - trojańskiego dalece odbiegają od nadanych im przez Agatę Dudę-Gracz przydomków. Spektakl inspirowany szekspirowskim „Troilusem i Kresydą" zaskakuje przewrotnością, goryczą i humorem splecionymi aż do niesmaku.
Mężni Achajowie pod wodzą Wielkiego Agamemnona oblegają Troję. Robią to jednak nieśpiesznie – konflikt zamarł, powoli przeradza się w codzienność i rutynę. Podczas wojny giną ludzie, lecz i to przykryte jest płaszczem zobojętnienia. Walczą o honor, ojczyznę oraz miłość -nikt jednak nie wie czy któraś z tych wartości jest faktycznie warta walki na śmierć i życie. Poszło przede wszystkim o miłość, a teraz trudno to już odkręcić. Złotowłosy Parys (czeszący delikatną łysinkę, ubrany w cekinową sukienkę i lekkie sandałki) rzeczywiście porwał Piękną Helenę (obnażającą teraz piersi i oferującą pukiel włosów „na pamiątkę") z szaleńczej miłości, przy okazji wywołując wojnę, bo przecież w grę wchodzi automatycznie i honor, i ojczyzna. Duda-Gracz trafnie pokazuje absurdalność stanu wojny – bierze w niej udział cały naród, podczas gdy prawdziwie zaangażowanych jest kilka osób. Ludzie giną z powodów dla siebie nieistotnych, w wyniku spraw, które mogły zostać załatwione pokojowo.
„Starożytni" dobrze wiedzą, że muszą się atrakcyjnie zaprezentować i sprzedać zwiedzającym, którzy – jako konsumenci – chętnie „kupią" ich historie ubrane w mity i przykurzone minionym czasem. Szczególnie podkreśla to kramik prowadzony przez Pazyfae (Karolina Kamińska), w którym dostępne są pamiątki po herosach i bohaterach. Przewodniczką po tym dziwnym jarmarku jest Fortuna (Dominika Bednarczyk). Ubrana w kanarkowy strój stewardessy jest łączniczką czasów starożytnych ze współczesnymi. Oferuje zwiedzającym między innymi pojedynek na pieśni, w którym jury są boginie czy popisy tanecznicy prezentującej wątpliwej jakości taniec brzucha.
Warto wspomnieć o absolutnie wyjątkowej muzyce, wykonywanej na żywo podczas spektaklu. Oprócz tego, że nadaje sztuce rytm i podkreśla dramatyzm lub komizm scen, otacza salę aurą pewnej magiczności. Wojciech Krzak i Maja Kleszcz, którzy są odpowiedzialni za stronę muzyczną wcielają się także w postaci. Dreszcze przechodzą gdy na Kasandrę przyjdzie „pora wieszczenia" i zacznie śpiewać jakby rozdzierała własną duszę. Ubrana w krwisto-czerwony kostium i pomalowana w tym samym odcieniu sprawia wrażenie zjawy, zwiastunki nieszczęścia i zguby. Wojtek Krzak jako druid pracuje nad wewnętrznym rytmem poszczególnych scen poprzez dźwięki strun czy uderzenia w membranę. Niezwykłe są także pojawiające się czasem dwugłosy skrzypiec i wiolonczeli.
„Każdy musi umrzeć.." – umiera więc także i mit o pięknej Helenie, która okropnie mlaska jedząc i dłubie w zębach wcale nie urzekając pięknem. Ginie mit o Hektorze niezrównanym, który zostaje znieważony walką z głupkowatym Ajaksem, a następnie brutalnie zabity przy stole, gdzie dokonał się gwałt Odyseusza na Eneaszu. Umiera również mit o przebiegłym planie wobec Trojan – mityczny koń jest drewnianą zabawką na kółkach. Nie ma także miejsca na powab szekspirowskiego języka. W świecie „Porcelanki" umiera cała bohaterskość bohaterów i mityczność mitów. Potwierdza to ostatnia sekwencja – zupełnie odmienna od dość zabawnej formuły spektaklu, całkowicie kończąca jej komediowość. Brutalne sceny, czerwone światło, wizualizacje wojny i piski Kasandry absolutnie odejmują słowa. Oklaski po spektaklu są niepewne, nieśmiałe. Nie dlatego, że sztuka była wątpliwej jakości, lecz przez poczucie, że nie ma bohatera, któremu można bić brawo.