Pułapka formy

"Starucha" - reż: Igor Gorzkowski - Teatr Ochoty w Warszawie

Ciekawe, że wspomina się o Marinettim i włoskim futuryzmie, o dadaistach i formistach, a pomija osiągnięcia Olejnikowa, Zabołockiego, czy Charmsa właśnie. Może to być efekt skutecznej - jak się okazuje - polityki władz wczesnego Związku Radzieckiego, duszącego w zarodku wszelkie przejawy artystycznej awangardy. Wszak los oberiutów był nie do pozazdroszczenia.

Aresztowani i osadzeni w więzieniach, niemal wszyscy zostali usunięci z życia kulturalnego i ludzkiej pamięci. Spektakl Ochoty może przywrócić ich dzieła do świadomości przynajmniej części odbiorców. Nie można jednak też zapominać, że oberiuci byli jedną z wielu grup eksperymentujących z formą, wszak gra z nią, a nie z treścią, zdeterminowała późniejszy rozwój (regres?) sztuki. ,,Starucha” językowo przypomina teksty Koterskiego, obsesyjne opisywanie każdej czynności przywodzi na myśl monologi i dialogi bohaterów z filmów polskiego reżysera. Prócz tego jest oklepany już dzisiaj sam motyw tworzenia dzieła, czyli artystyczny autotematyzm u progu swojego apogeum.

Scenografia Roberta Pludry to swoiste ,,maksimum minimalizmu”. Dekoracje, jawnie inspirowane poetyką ruchów awangardowych z początku XX wieku, to kilka ustawionych poprzecznie biało-czarnych ścian. Na środku biała, dwudrzwiowa szafa, obrócona pokazuje szopę-dom Sakerdona Michajłowicza (Adam Ferency). Jest to i przybliżenie stanu rozchwianej psychiki pisarza (Andrzej Mastalerz), i hołd dla stylistyki oberiutów. ,,Starucha” Gorzkowskiego to pastisz Charmsa.

Reżysera spektaklu nie interesują już tak przeżycia wewnętrzne głównego bohatera, co raczej kontekst czasów, w których się obracał. Wskazują na to kostiumy Magdaleny Dąbrowskiej, stylizowane na ubiór rosyjskiej inteligencji i prowincji ubiegłego wieku. Futurystyczny styl Charmsa podkreśla świetna, ilustracyjna muzyka Piotra Tabakiernika, będącego taperem przedstawienia. Grana jest ona na żywo, surowe dźwięki rozchodzą się w niepokojącym rezonansie. Ascetyczne oświetlenie dopełnia obraz wiejącej chłodem i nieludzkim szaleństwem przestrzeni.

Ta enigmatyczność zostaje dookreślona grozą rzeczywistości, głównie dzięki uzupełnieniu wykorzystanych tekstów Charmsa o elementy jego biografii. Psychodeliczne wnętrze głowy pisarza ustępuje jeszcze bardziej chorym realiom sowieckiej Rosji – biedy, głodu i marazmu. Aktorzy grają z konwencjonalnym dystansem, z powodzeniem bawiąc się daną przez reżysera materią. Bartłomiej Bobrowski gra aż trzy postacie, które potem stopią się w jedną. Wyróżniają je pojedyncze rekwizyty (kapelusz, wąsy, okulary). Aktor jest na przemian maszynistą, narcystycznym twórcą i zalęknionym, cichym znajomym bohatera Mastalerza. Michajłowicz Ferencego to zapijaczony filozof. Z kolei samotna Młoda Damulka, którą gra Wiktoria Gorodeckaja, staje się niewinną ofiarą systemu, uosobionego w postaci Kamila Prubana. Zmaganie się Gorzkowskiego z Charmsem zyskuje więc wymiar estetyczno-historyczny, ale reżyser na tym nie poprzestaje.

Kluczową postacią jest Starucha (Anna Sroka). Skrywa ciało pod czarną szatą (całunem?), widać jedynie jej wymalowaną twarz. Makijaż sugeruje, że może ona być kolejnym wcieleniem archetypu błazna – bezwzględnego rezonera cynicznej rzeczywistości. Rzecznikiem tego, co stanowi podskórną tkankę już i tak dość szalonego świata. Nadciągającej apokalipsy? Męki twórczej? Czy może przez to nie zyskuje cech diabła? Nie taki jest on jednak straszny, jak go malują. Starucha niczemu nie jest winna, trzyma tylko pustą tarczę zegara. To ludzie nakręcają jego niewidoczne zębatki. Rola Sroki jest wyrazista, odczłowieczona, co daje jak najbardziej pozytywny efekt.

Świat ,,Staruchy” jest mroczny, a zarazem niesamowicie hermetyczny. Bardziej niż na konkretnym przekazie, skupia się na stworzeniu opozycji do artystycznych form ostatnich lat, poprzez odwołanie się do konwencji stylistycznych odesłanych do lamusa. Sprawdza się to jako perfekcyjnie zrealizowane widowisko, bogate w arsenał wielorakich środków aktorskich i kreacyjną moc gestu. A mimo to wyczuwalna jest obcość, skutkująca paroma dłużyznami i pustką całości, przy całej wieloznaczności tego słowa.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
23 stycznia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia