Puste miejsce przy stole

„Kanadyjskie sukienki" - aut - Maciej Archon Michalski - Lubuski Teatr w Zielonej Górze

„Kanadyjskie sukienki" to częściowo biograficzna opowieść sfilmowana 10 lat temu przez Macieja Archona Michalskiego, a teraz wystawiona na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze przez tego samego reżysera.

Twórcy zabierają nas do świata PRL-u lat 80. XX wieku, w którym szara rzeczywistość codziennej egzystencji, łączy się z przeświadczeniem o kolorowym i pełnym cudowności życiem w Ameryce. W tych czasach „bogata ciocia z Ameryki" była powodem do dumy, a tytułowe sukienki przysyłane stamtąd rodzinie, symbolem luksusu i zbytku, w jaki opływali mieszkańcy tego kontynentu. „Kanadyjskie sukienki" to historia prostej, wiejskiej rodziny, w której kobiecą ręką rządzi matka Zofia (Elżbieta Donimirska). Jej mąż- Tadeusz (Aleksander Podolak) wyemigrował do Kanady w celach zarobkowych, zabierając ze sobą jedną z córek. Podzielona w ten sposób rodzina idealizuje Kanadę, kurczowo trzymając się wyobrażenia o niej jako „ziemi obiecanej" do której wiedzie droga pełna cierpienia i samotności.

Tymczasem okazuje się, że wyjazd Amelii do Kanady był z góry zaplanowaną intrygą, mająca na celu wydanie jej za mąż za przyrodniego kuzyna. Dziewczyna zmuszona jest opuścić miłość swojego życia- Zbyszka, z którym spodziewa się dziecka. Jej siostra Laura wyszła za mąż za szefa masarni, który znęca się nad nią psychicznie i fizycznie, z beztroskiej dziewczyny stała się nieszczęśliwą kobietą, która dopiero po latach znajduje w sobie siłę na sprzeciw „nie ma miejsca na moim ciele, którego byś nie okaleczył" mówi do męża wiedząc, że nic to dla niego nie znaczy. Bracia także nie zaznali szczęścia. Wiktorowi nie pozwolono wziąć ślubu z miłością jego życia, więc ożenił się bez miłości, a ponurość codziennej egzystencji coraz częściej zalewa alkoholem.

Reżyser postanowił już na początku poinformować nas, że postać jubilatki- Zofii, której urodziny będą dzisiaj obchodzone, nie doczeka się szczęśliwego zakończenia sztuki. Kiedy widzimy ją po raz pierwszy, leży na katafalku otoczona pogrążonymi w smutku dziećmi i w akompaniamencie śpiewu Matki Boskiej (Vũ Thị Thanh Huyền) odchodzi do innego świata. Po chwili jednak energicznie podrywa się z miejsca i rozpoczyna przygotowania do swego święta. Katafalk zmienia się w stół pokryty czerwonym obrusem, a my już wiemy, że wyprzedzono fakty- widmo śmierci ma towarzyszyć nam w czasie spektaklu, zasiewając jakiś niepokój i refleksję: czy jeśli sprawy potoczą się inaczej, zakończenie także będzie inne? Czy pozostałe postacie mogą w jakiś sposób wpłynąć na los matki? A może zbliżamy się do tego co nieuchronne i niczyje zachowanie nie zmieni tego co musi się zdarzyć? To symboliczne, że katafalk zamienia się właśnie w stół. Ten mebel, przez niektórych uważany za najważniejszy punkt domu, ma za zadanie jednoczyć rodzinę przy wspólnym posiłku, a tutaj stoi pusty.
Poza stołem centralnym punktem scenografii jest ogród, w którym często przebywa matka, swoją drogą prawie nie opuszczająca sceny. Ubrana jest w czarny, jakby żałobny strój i kontrastuje z drzewem za jej plecami, które- obsypane niebieskim cekinami, stanowi nierealny wyjątek realistycznej scenografii. Czy jest to Eden, jedyne miejsce, w którym ludzie nie znali trosk? A może to po prostu azyl nieszczęśliwej kobiety, która stworzyła to miejsce w umyśle i ucieka do niego, ilekroć życie ją przytłacza?

Głównym punktem spektaklu jest właśnie scenografia Adama Łuckiego, zrobiona z dbałością o detale i wiernością wystrojowi lat 80. XX wieku. Mimo, że na początku naszym oczom ukazuje się tylko wspomniany stół, ogród i poczta, potem dostajemy scenograficzną perełkę uwieńczoną współgrającymi z nią światłami. Oprócz jadalni będziemy mieli okazję zobaczyć m.in. pokój sióstr, mieszkanie ciotki Chesterowej oraz dom Laury. Na powierzchni tak małej, jaką jest scena teatru, udało się stworzyć osobistą przestrzeń dla każdego z bohaterów w taki sposób, żeby nie sprawiała klaustrofobicznego wrażenia. Na pomoc przychodzą także kostiumy i gra aktorska. Wiktor w wykonaniu Pawła Wydrzyńskiego, nie był tylko godnym politowania hulaką, ale budzącym sympatię, niespełnionym mężczyzną. Aktor ten zrobił dla swojego bohatera więcej niż wynikało z samego tekstu, dodał mu prawdziwości i spowodował, że ten prosty chłopak stał się jedną najbardziej oryginalnych postaci.

Podobał mi się pomysł zastosowania retrospekcji. Nie jest to efekt łatwy do osiągnięcia w teatrze, gdzie na pomoc nie ruszy charakteryzator i czarno biały obraz sugerujący, że rzecz dzieje się w przeszłości. Tutaj wszystko musi wynikać z tekstu. Każdy niuans napomknięty jakby przypadkiem, podpowiada nam z jakim okresem życia bohatera mamy do czynienia, przez co nie gubimy się w czasie narracji, ale stopniowo dowiadujemy coraz więcej. Oprócz retrospekcji interesującym zabiegiem jest urzeczywistnienie się marzeń bohatera, w momencie, kiedy na scenie pojawia się Maryś (James Malcolm) - dawny przyjaciel i kochanek Adama, który prawdopodobnie zmarł. Ich spotkanie to pełne bólu rozliczenie się z przeszłością, które do niczego nie prowadzi, ale jest niezbędne dla zrozumienia postaci. W gruncie rzeczy historie bohaterów są dosyć proste, tylko sposób ich przedstawienia wzmacnia oddziaływanie na widza.

W końcowych scenach twórcy rozpalają w nas nadzieję. Rodzina spotyka się w końcu, a siostry we własnym towarzystwie odzyskują dawną radość życia, lecz w samym środku tej pozornej radości, pojawia się myśl: co z matką? Czy jej los jest przesądzony? Wątpliwości rozwiewa pojawienie się jej męża, który, prowadząc ją przez życie, nie omieszka robić tego samego po śmierci.

Spektakl posługuje się nieco stereotypowym przedstawieniem mieszkańców polskiej wsi, w której prawie wszyscy mężczyźni są alkoholikami, a kobiety tłamszonymi przez nich pomocami domowymi. Jednym z chlubnych wyjątków może być tutaj Zbyszek, świetnie odegrany przez Wojciecha Romańczyka, ale i jemu nie dano zaznać szczęścia, kiedy widzimy go po raz ostatni - w mundurze wiejskiego policjanta opuszcza scenę z przeświadczeniem, że luksus życia w Kanadzie okazał się ważniejszy od miłości.

Teresa Wysocka
Dziennik Teatralny Zielona Góra
4 kwietnia 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia