Pycha też umiera

"Król umiera" - reż: François Lazar - Teatr Lalek Banialuka w Bielsku-Białej

Umiera Król, gaśnie słońce, pękają skały, a dwór szykuje się do rytuału żałoby. Jeśli umiera Król, umiera i Królestwo; wraz ze śmiercią pojedynczego człowieka przepada przecież cały jego świat.

I to nieważne, że z woli autora, agonia władcy trwa dokładnie tyle, ile spektakl, śmierć powtarza się każdego wieczoru, a Król to tylko aktor, któremu przyszło grać w jednym z najbardziej wieloznacznych dramatów Eugene\'a Ioneski. 

Inscenizacja sztuki "Król umiera" w Teatrze Lalek Banialuka w Bielsku-Białej jest przedstawieniem przejmującym i doskonałym formalnie, reżyser Francois Lazaro i jego aktorzy nie zapominają bowiem, że to sztuka nie tylko o śmierci, ale także o teatrze, iluzji i manipulowaniu wrażliwością widza... 

Lazaro przekłada na obraz i działanie to, co w tekście dramatu najważniejsze, a do pokazania w teatrze - najtrudniejsze: bezradność wobec nieodwracalnego. Ale także -wstydliwe w naszej kulturze - pomieszanie grozy śmierci z groteskową przed nią obroną. Banialukowy Król, w fantastycznej kreacji Ryszarda Sypniewskiego, więdnie na naszych oczach, kwadrans po kwadransie odzierając swoją postać z godności, poczucia bezpieczeństwa, a w końcu nawet z odruchów fizjologicznych. Z aroganckiego tyrana najpierw zmienia się w człowieka opętanego strachem i próbującego przekupić los prawdziwymi lub domniemanymi zasługami. Potem staje się zdziecinniałym starcem, liczącym na jakąkolwiek już litość, by w końcu skamienieć w poczuciu rezygnacji. 

Za sceną, a może i za murami teatru, czai się więc śmierć, ale publiczność widzi ją jakby z dwu stron. Z jednej to tragikomiczna szarpanina umierającego tyrana, z drugiej coraz większe zniecierpliwienie dworu, który chce już mieć tę przykrą ceremonię za sobą. Nawet ci, którzy kochają Króla, nie wytrzymują oczekiwania na jego koniec, który zresztą wcale nie musi być początkiem czegoś nowego. 

Psychologiczne wręcz rozpoznanie stanów emocjonalnych, dopadających człowieka w obliczu śmierci, Francois Lazaro rozgrywa jednak w nierealnej, momentami baśniowej aurze, w której symbolem stanu przejściowego między bytem a niebytem staje się lalka. Gdy Król zaczyna umierać, jego postać wydostaje się z nadmuchanego, płóciennego kokonu. Teraz jest ich dwóch - nadęta powłoka doczesna i drobniutka dusza. Pycha, wynosząca Króla ponad otoczenie i marne ciało, równe tym, o których losie decydował. Każda z postaci ma swój lalkowy odpowiednik, bo każdy człowiek ma w sobie potrzebę bycia kimś innym. Wobec śmierci nasze maski stają się jednak zbędnym balastem; przecież nie zabierzemy ich ze sobą na drugą stronę. Czyż nasze życie, zdaje się pytać Lazaro, nie jest absurdem, z którego nie potrafimy się wydobyć dopóty, dopóki ono trwa? 

Z biegiem spektaklu scena zdaje się emanować coraz większym zimnem, ale widzowie, paradoksalnie, wchodzą w coraz bliższe relacje z bohaterami. Magia teatru, co jakiś czas przerywana wyraźnym sygnałem uwaga, to tylko spektakl, to zasługa precyzyjnie rozpisanego scenariusza i bardzo dobrego aktorstwa Małgorzaty Bulskiej, Lucyny Sypniewskiej, Władysława Aniszewskiego, Radosława Sadowskiego i Tomasza Sylwestrzaka oraz scenografki Joanny Braun i kompozytora Krzysztofa Maciejowskiego. 

Mam tylko nadzieję, że bielskie przedstawienie nie zostanie mechanicznie zaliczone, przez widzów i komisje kwalifikacyjne festiwali teatralnych, do szufladki z napisem "teatr dla dzieci"...

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
10 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...