Pytania bez odpowiedzi

"Akropolis.." - reż: M. Marmarinos - Wrocławski Teatr Współczesny

Spektakl "Akropolis. Rekonstrukcja" wystawiony we Wrocławskim Teatrze Współczesnym jest przedsięwzięciem ryzykownym i śmiałym, ażeby nie powiedzieć szalonym. Michael Marmarinos miał wiele pomysłów na jego realizację. Zbudował z nich sceniczne kuriozum, uwodzące pod względami formalnymi, które odwracają jednak uwagę widza od kwestii najistotniejszych.

Wrocławskie przedstawienie nie jest utworem skończonym, hermetycznie zamkniętym. Pomimo klamrowej kompozycji, zasygnalizowanej wyjściem z wody i ponownym w niej zanurzeniem aktorów, kolejność oraz kształt poszczególnych aktów są modyfikowalne. Ta elastyczność formy oraz otwartość gry aktorskiej na improwizację zbliża spektakl do happeningu. Wrażenie takie wzmacnia nieustannie inicjowana przez występujących artystów interakcja z widzem. Aby ją umożliwić reżyser posadził część widowni na scenie, a aktorom pozwolił swobodnie chodzić między publicznością. Kiedy w planie głównym rozgrywają się wydarzenia sceniczne, aktorzy nieuczestniczący w akcji zaczepiają widzów natarczywym spojrzeniem, czasem pytaniami. W bachicznym epilogu nawiązującym do Wesela Wyspiańskiego widzowie wciągani są fizycznie do akcji. Publiczność nie może zatem czuć się bezpiecznie. Czwarta ściana zostaje zburzona z kretesem, ale zabieg ten nie służy jedynie obnażeniu sztuczności przedstawionego świata. Iluzja, z jaką zmagają się twórcy przedstawienia, polega na przekonaniu o autonomii wyobraźni artystycznej. Reżyser z premedytacją sięgnął po różne nawiązania literackie, teatralne i kulturowe, aby pokazać, że umysł ludzki nie może postrzegać niczego bez porównań i odniesień. Nie istnieje tabula rasa.  

Marmarinos uczynił punktem wyjścia swoich rozważań szeroki kontekst kulturowy dramatu Wyspiańskiego, a kluczowym zagadnieniem – pytanie o to, jak wyobrażenia zbiorowe wpływają na wyobraźnię artystyczną: czy ją ograniczają, czy rozwijają? W jego przedstawieniu tradycja jest nawarstwiona i unaoczniona przez różnorodne konteksty, a czasem preteksty kulturowe. Nawet dramat Wyspiańskiego wydaje się tutaj być tylko nawiązaniem, które na scenie ilustruje główną tezę spektaklu: praca artystyczna to rekonstrukcja, gdyż nie da się tworzyć w pustce, jesteśmy w sieci powiązań kulturowych zanurzeni po uszy, dlatego jedyne co można zrobić, to łączyć w różnych kombinacjach tego, co było. Wrocławski spektakl, wyrosły z ducha postmodernizmu, wydaje się być wyznaniem artystycznej bezsilności zarówno wobec wizyjności dramatu Wyspiańskiego, jak i spektaklu-legendy Teatru Laboratorium.

Trudno wymagać od przedstawienia Marmarinosa spójności, skoro nawet jego pierwowzór literacki jest hybrydyczny pod względem stylu, gatunku i tematu. Autor dramatu uczynił spoiwem swojego dzieła Wawel. Grotowski, przenosząc miejsce akcji Akropolis do obozu koncentracyjnego, wszedł w dialog z dziełem Wyspiańskiego, a jednocześnie zdiagnozował współczesną mu cywilizację. Akropolis Marmarinosa dzieje się hic et nunc – jest „tworzone” przez aktorów na scenie, z okruchów wspomnień postaci. W akcie pierwszym, rozgrywającym się umownie na Wawelu, w postaci zastygłe w wodzie wstępuje powoli życie. Protagoniści próbują odtworzyć wydarzenia z przeszłości: zmagając się z własną pamięcią, instruują partnerów, co w danej chwili mają robić, co mówić. Te same wydarzenia odgrywane są w różnych wariantach. Zniekształcone wspomnienia nie pozwalają na dokładną rekonstrukcję sytuacji z przeszłości, ale umożliwiają tworzenie na nowo. Pobrzmiewa w tej refleksji poezja Wisławy Szymorskiej, że nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Myślą tą przesiąknięte są kolejne akty spektaklu. W odsłonie drugiej, opartej na historii Jakuba, na wiszących wokół sceny ekranach wyświetlają się kadry z nagrania spektaklu oraz fotografie członków Teatru Laboratorium. Wrocławscy aktorzy próbują odtworzyć sceny z Akropolis Jerzego Grotowskiego i Józefa Szajny: spoglądając na zdjęcia, naśladują czyjeś gesty, głosy, zachowania, ale nie identyfikują się z graną rolą. W akcie trzecim postaci zmagają się z pamięcią zbiorową i próbują przedstawić wydarzenia z zamku trojańskiego: animują partnerów, podpowiadają im kwestie, działają wspólnie. Spektakl kończy radosny epilog, w którym korowody taneczne przechodzą w zabawę stylizowaną na wesele. Jest to jedyny fragment przedstawienia zabarwiony polskością.

We współczesnym teatrze coraz częściej wystawia się dramaty nie dlatego, że odnajduje się w nich aktualne bądź uniwersalne sensy, ale dlatego, że za ich pomocą można przekazać „oryginalną” wizję reżyserską. Jednak lekceważenie kluczowych sensów wystawianego utworu bywa często nie tyle wyrazem niekonwencjonalności twórczej, ile świadectwem bezsilności autora inscenizacji. Zagadnienie tego, czym i gdzie może być dzisiaj polskie „akropolis” pojawia się we wrocławskim przedstawieniu tylko jako wątek poboczny. Pytają o to aktorzy w parateatralnej części spektaklu stylizowanej na improwizowaną dyskusję z publicznością – prowadzoną naprędce przed i po przerwie w przedstawieniu. Wypowiedzi widowni nie mogą wpłynąć na rozwój akcji, a ze strony reżysera sugestii o współczesnym akropolis zabrakło. Marmarinos sięgnął po gotowe odpowiedzi, ale nie zaoferował nic w zamian. Szkoda, bo jako obcokrajowiec miał szansę wykazać się ostrością spojrzenia i zdiagnozować polską kulturę trafniej niż rodacy. Mogłoby to wywołać kontrowersje, ale byłoby głosem w jakiejś sprawie. Jednak reżyser spektaklu nie zdobył się ani na taki ruch, ani na wejście w dialog z dramatem Wyspiańskiego czy koncepcją Grotowskiego. Postawił pytania, na które odpowiedzi nie znalazł. I tę nieporadność artystyczną pokazał na scenie, czyniąc głównym tematem swojego dzieła dialektykę między tradycją a wyobraźnią twórczą. A szkoda, bo nawet jeśli poprawi się szczegóły – np. nada interakcji aktora i widza większy sens, wyrzuci zbędne rekwizyty czy skróci nieco przydługi epilog – to po obejrzeniu spektaklu będzie się czuło niedosyt. Niestety, ciekawa zabawa nie zastąpi refleksji, a konstatacja, że na podstawie tego, co było, można „uszyć” coś innego – to trochę za mało.

Ilona Matuszczak
Dziennik Teatralny Wrocław
12 stycznia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...