Pytanie o szczęście

"Tango" - reż. Piotr Waligórski - Teatr Bagatela w Krakowie

Nikt z nich już nie pamięta, od jak dawna milczą z sobą. Kiedyś przestało się chcieć gadać. Przy śniadaniu ktoś pierwszy raz machnął ręką - i tyle zostało z "dzień dobry"

Ktoś pierwszy raz nie zawiesił "smacznego" nad zupą, albo po kolacji do nikogo nie powiedział miękko "dobranoc". Kiedyś, dawno temu, za siedmioma górami, w bajce - albo tu, na scenie, w dwóch pokojach z kuchnią, co są rumowiskiem rzeczy i od wieków nieruchomego powietrza, gdzie po pierwszej kurtynie dzień się zaczyna bądź kończy. Choć może to początek lub koniec którejkolwiek chwili doby kolejnego tygodnia mętnego jak inne, galaretowatego, bez właściwości? Bądźmy uczciwi - z resztkami właściwości. Każdy z tych, co się teraz budzą w rumowisku, jedynie dzięki tym resztkom wciąż jeszcze wie, kim jest, choć w istocie to dla nich obojętne. Nie pamiętają, kiedy przestało im się chcieć gadać i być sobą od stóp do głów.

Budzą się więc. Muchy w lepkim powietrzu. Nikt. Artur (Wojciech Leonowicz), Eleonora (Alina Kamińska), Stomil (Dariusz Starczewski), Eugenia (Alicja Kobielska), Eugeniusz (Paweł Sanakiewicz), Edek (Sebastian Oberc) i Ala (Małgorzata Piskorz). Budzą się? Do końca nie ma pewności, czy nie tkwią w półśnie. Somnambuliczni, stygnący, odklejeni od jawy, gestami i mrukiem katatonicznie recytujący siebie z przeszłości. Rodzina, która ich nawiedzi - Ciotka (Paulina Napora), Wujek (Marek Bogucki) Siostrzeniec (Marcin Kobierski) - będzie identycznie mętna. Przebudzenie muszych półtrupów trwa wieki całe. Nim padnie ze sceny pierwsza legendarna fraza "Tanga" Sławomira Mrożka, zanim Eleonora bąknie: "Cztery piki skurczybyki!" - reżyser Piotr Waligórski daje piętnastominutowy seans odkrywania koców, zwlekania się z wyr, rozklejania powiek, wskrzeszania gestów, człapania, charkania, westchnień. Maluje portret enty raz na śmierć znużonego sobą zmartwychwstania.

Ktoś, kto pyta retorycznie: a cóż ten prolog ma wspólnego z arcydziełem Mrożka? - ma rację. Nic. Reszta - dwie i pół godziny opowieści - też niewiele. Napisany przez Mrożka model - rodzina, co zarazem jest cywilizacją, z odwiecznym w niej zwarciem pokoleń, tarciem między tradycją dziadków, buntem ojców i matek przeciwko niej, wreszcie buntem dzieci przeciwko wypalonemu buntowi starych - tańczy fenomenalnie. A u Waligórskiego? Nic z pląsów. Nawet cienia migotliwości mrożkowych fraz, z których zostało mało, góra kilkadziesiąt, i każda przyprószona popiołem. Nic z rac dowcipu, nic z rytmu, nic z frenetycznej intonacji. U Waligórskiego model Mrożka jest znudzony sobą. Nie pamięta, kiedy przestało mu się chcieć kicać. W finale Edek nie zaprosi Eugeniusza do tańca. Tango "La Cumparsita" będzie bezruchem nóg.

Jak by nie mierzyć, nie ważyć, ci, którzy po premierze futrami żon po foyer miotali, krzycząc: skandal, dno, zero - mieli rację. Zwłaszcza co do pierwszej części, gdzie uwierają niezręczności pantomimiczne i męczą dłużyzny. Lecz jest część druga - i coś niepokojącego w niej. Jak to opisać?... Waligórski zdaje się mówić (nie o sztuce Mrożka, a o naszej rzeczywistości, która znów powtarza stary pląs): konserwatyzm spłowiał tak, że już sam na siebie lagę kładzie, identycznie wyblakł antykonserwatywny bunt, i najmłodszy bunt przeciwko wczorajszemu buntowi ojców pachnie odpustowym gipsem. Zatem - co dalej? O co masz pytać w tym jarmarku martwoty?

Niegdyś, o tradycji i ułańskiej awangardzie mówiąc, Tadeusz Kantor wył, że owszem, wszystko wedle dziejowego wzoru niechaj się dzieje, bunt niech się buntuje - ale co począć z delikatnością mgieł na pastelach Wyspiańskiego, bądź z łopianami Schulza? Wzgardzić tym, co odwieczne i spokoju nie daje? U Waligórskiego sobą znudzony Edek identycznie obojętną Eleonorę pyta nagle o szczęście. Kamińska gra odpowiedź tak, jakby ktoś dźgnął ją racicą diabła. Więc chodzi Waligórskiemu o powrót do elementarza? O to, że gdy już nikt nie pamięta, kiedy przestało mu się chcieć być "ja" - trzeba wrócić do zaklęć najstarszych? Do "szczęścia"? Do "dzień dobry", "smacznego", "dobranoc"? I przełykając wstyd - przestać się ich lękać?

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
10 lutego 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia