R@Port to różne sposoby podejścia do widza

Rozmowa z Jackiem Sieradzkim

- Mniej więcej trzy czwarte polskiej dramaturgii współczesnej funkcjonuje, nie wiedzieć dlaczego, jak jętka jednodniówka: do sztuki raz wystawionej nikt więcej się już nie dotyka - mówi Jacek Sieradzki, dyrektor programowy X Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni, który rozpocznie się w 16 maja i potrwa do 23 maja.

Łukasz Rudziński: Wedle jakiego pomysłu budował pan program tegorocznego R@Portu?

Jacek Sieradzki: Człowiek zawsze ulega własnym preferencjom czy sympatiom. Ale przede wszystkim starałem się zapraszać na R@Port spektakle, które reprezentują rozmaite sposoby podejścia do widza i zainteresowania go - czasami bardzo serio, czasem żartobliwie, czasami prześmiewczo, czasami formalnie, a czasami wstrząsająco. Wybrałem te wydarzenia teatralne, które w ramach własnej logiki same się świetnie tłumaczą. Jeżeli przyjmiemy, że wybieram spektakle, gdzie uważam, że ich formuła jest skuteczna, konsekwentna i precyzyjna, to nie znaczy, że muszę każde w tym samym stopniu lubić jako widz. Każde przedstawienie zaproszone na R@Port bardzo szanuję i każdego będę bronił jako zamkniętej całości.

Do najważniejszego na tym festiwalu konkursu trafiło tylko sześć produkcji. To bardzo wąska grupa przedstawień, a wartościowych spektakli, trzymających puls teatru, jest przecież więcej...

- Wybór jest cnotą, ale i wyzwaniem. Zarówno dla mnie, jak i dla widzów czy dla twórców. Zdecydowałem, że będzie ich sześć, wiedząc, że pewnie na więcej nie będzie nas stać od strony finansowej i organizacyjnej. To jest trochę jak w sporcie - pierwsza szóstka przechodzi, siódmy już nie. To oczywiście nie jest czysty wyścig, ponieważ dochodzą takie okoliczności jak niemożność przeniesienia spektaklu czy znalezienia odpowiedniej sali. Ta szóstka ma być finałem wyłonionym z eliminacji. Dla mnie to już zwycięzcy. Dalej niech się martwią jurorzy, podejmując decyzję, który z nich dostanie nagrodę Grand Prix.

Jednak dodaje pan cykl R@Port Familijny. Czy nie lepiej byłoby dodać jeden czy dwa przedstawienia do konkursu zamiast dodatkowych spektakli, znajdujących się na marginesie głównego nurtu imprezy?

- Zdecydowałem się na inny wybór. Mamy sześć przedstawień, które uczestniczą w konkursie i wydarzenia, które tworzą im tło, otoczkę, kontekst. To nie znaczy, że to są rzeczy gorsze. Bardzo wysoko cenię sobie to, co ostatnimi laty wydarzyło się w polskim dramacie dla dzieci i młodzieży. Mam wrażenie, że weszli tam młodzi, bardzo inteligentni autorzy, a zwłaszcza autorki, tworzący sztukę bez robienia z siebie cioć i wujków głaszczących dzieci po główkach. Uważam, że trójka autorek, które mamy w tym roku w R@porcie Familijnym - Marta Guśniowska, Maria Wojtyszko i Dorota Masłowska - mogłyby spokojnie stanąć w szranki konkursowe. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że trudno byłoby znaleźć płaszczyznę, na której sztuki napisane dla teatru lalek konkurowałyby o główną nagrodę na przykład ze sztuką Pawła Demirskiego, budowaną na skojarzeniach dotyczących "Nie-Boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego. Ceniąc sobie ten dynamicznie rozwijający się nurt teatru, zrobiłem z niego punkt odniesienia. Chcę, by spektakle konkursowe się w tym tle przeglądały i by było to uzupełnienie obrazu polskiej dramaturgii współczesnej.

Przy każdej kolejnej edycji będzie to zwrot w stronę teatru dla dzieci? Tego typu struktura: nurt konkursowy składający się z sześciu, siedmiu propozycji i uzupełnienie stanowiące dla nich kontekst będzie utrzymany w kolejnych edycjach?

- Dziś właśnie tam dzieje się coś ciekawego. Być może przy następnym R@Porcie będzie inne tego typu zjawisko do pokazania. Marzyło mi się na przykład, żeby robić off-festiwal. Pokazywać poza konkursem przedstawienia drwiące, prześmiewcze, rozbijające festiwalową celebrę. Niestety, nie starczyło nam na to środków. W tym roku się nie udało, może się uda później. Dobrze byłoby dla festiwalu, by obrastał nowymi, małymi formami.

Co skłoniło pana do wyboru takiego a nie innego składu festiwalowej szóstki?

- Przy formule Festiwalu R@Port najciekawsza jest dla mnie gra między propozycją literacką, czyli propozycją autora, a realizacją, której liderem w naturalny sposób staje się reżyser. Każda z tych propozycji w inny sposób definiuje stosunki między autorami a reżyserami i pokazuje rozmaite możliwości w tym tkwiące. Z jednej strony to przedstawienie "Obwód głowy", gdzie u początku był reportaż Włodzimierza Nowaka, który przerobili na teatr razem Wojtek Zrałek-Kossakowski i Zbigniew Brzoza - dramaturg i reżyser spektaklu. Mamy dwa klasyczne duety, w których autor współpracuje z reżyserem - pisze i jednocześnie uczestniczy w próbach: Paweł Demirski-Monika Strzępka (twórcy "nie-boskiej komedii. WSZYSTKO POWIEM BOGU!") i Tomasz Śpiewak-Remigiusz Brzyk ("Koń, kobieta i kanarek"). Mamy też sytuację, w której autor jest reżyserem - Maciej Wojtyszko będzie mógł wybrać, czy chce zasiadać w fotelu reżysera czy autora "Narodzin Fryderyka Demuth". Z kolei "Broniewski" to sztuka napisana na zamówienie teatru przez Radosława Paczochę, biograficzna, oparta na dokumentach.

Jest również klasyczna sztuka Artura Pałygi, dość efektownie wystawiona kilka lat temu i zapomniana, jak mniej więcej trzy czwarte polskiej dramaturgii współczesnej, która funkcjonuje - nie wiedzieć dlaczego - jak jętka jednodniówka: do sztuki raz wystawionej nikt więcej się już nie dotyka. Jednak tym razem po latach wróciła do tekstu "Ostatni taki ojciec" Małgorzata Bogajewska, zmieniła mu tytuł na "Tato", wymyśliła nową formę i przywróciła tekst scenie. Gatunkowo mamy więc na R@Porcie i dramat dokumentalny, i klasyczny komediodramat, i widowisko wielkich dygresji, i dramat społeczny. Zależało mi na tym, by podczas tych sześciu konkursowych dni za każdym razem była inna poetyka, inny nastrój, inny rodzaj teatru, inne spojrzenie na to, po co się do teatru przychodzi. Zakładam, że będą zadowoleni i niezadowoleni, bo często widzowie przywiązani są do określonego rodzaju teatru i z góry skreślają inny. Mam jednak nadzieję, że nawet ci, których jakiś spektakl nie przekona, przyznają mi, że przynajmniej warto było to zobaczyć.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
14 maja 2015
Portrety
Jacek Sieradzki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia