Raduszyńska nadaje z Sofii

Festiwal Teatrów Niezależnych w Sofii

Nawet znając nazwę ulicy, przy której mieści się budynek, do którego chcę dojechać na spektakl na podstawie dzieł Szekspira o wdzięcznym tytule "Romans", nie ma żadnej gwarancji, że dotrę właśnie tam.

Kolejny dzień Festiwalu Teatrów Niezależnych w Sofii. Wsiadam do żółtej taksówki, innych tu nie ma! Taksówkarz pali papieroska, popielniczka w całym aucie, papierzyska, maskotki i cd na full. Taksówkarz w skórzanej kurtce, przetartych dżinsach, adidaskach w stylu The Cure i w okularach dla dalekowidzów. Jakieś 50+. Uśmiecha się, gdy pytam, czy mówi po angielsku i odpowiada bezbłędnie "of course". Podaję adres. To Muzeum Sztuki Nowoczesnej, tam będzie przedstawienie. Jedziemy.

Po chwili orientuję się, dlaczego się tak znacząco uśmiechnął - słuchamy utworu "Mexican Cowboy". On z fajurką w ustach nuci, jest wyraźnie zadowolony. Nawet sięga ręką, by ściszyć, ale protestuję, też chcę posłuchać, ale nie muzyki, a słów. Jedziemy przez meksykańską prerię, kowbojów jest kilku i zapewniają się o wzajemnej, dozgonnej przyjaźni, jadą konno, dumni, stępem, nie śpieszą się, bo świat należy do nich. I my jedziemy przez Sofię w ten właśnie sposób, zrelaksowani, zadowoleni; Taksówkarz, że ma klientkę, a i ja jadę na spektakl, co jest największym powodem do radości dla każdego człowieka teatru.

Dojeżdżamy na miejsce, jest muzeum, widzę sporo ludzi, Taksówkarz wciąż zadowolony z siebie pobiera opłatę, wysiadam, idę. Okazuje się, że owszem to jest Muzeum, ale nie Sztuki, tylko Ziemi i Człowieka i odbywa się w nim Wystawa Kotów Rasowych. Ciągnie do kotów, ale zaczynam szukać Muzeum Sztuki, rozpytuję ludzi, wchodzę po informację i do kwiaciarni i do apteki, ale nikt o takim miejscu nie słyszał. Obchodzę budynek z kotami, bo może wejście jest z drugiej strony. Bez powodzenia. Wtem biegnie za mną ostatni przepytany przeze mnie młody Człowiek i krzyczy, że wie, gdzie to jest! Prowadzi mnie tam, wchodzę spóźniona, ale podekscytowana przygodami i gotowa na następną. Na trzecim piętrze remont, gołe ściany, nowowstawione okna, nie ma światła, są świece. Włączam się w bułgarską podróż przez szekspirowskie krainy, podążam za świecą, bo to teatr w drodze i orientuję się po chwili, że prawdopodobnie to droga donikąd. Choć aktorzy młodzi, pełni energii, entuzjastycznie podają tekst, mają kostiumy jak z teledysku The Cure "Close to me", to nadal nie mogę ich pokochać. Ci bułgarscy kowboje przemierzają swój świat, tak jak ci meksykańscy, a ja wciąż nie u siebie.

Po spektaklu idę na wystawę kotów, biegnę wręcz. I znajduję tam właśnie moją prerię - oglądam przez godzinę niezwykły spektakl o ogólnoświatowym charakterze. Razem z kotami przemierzam wszystkie strony świata od Australii po Kanadę. Każda klatka to mansjon z inną opowieścią o kocie i jego właścicielu, są tu kostiumy i scenografia, napisy dla widzów w kilku językach, i przede wszystkim prawdziwe show, nie do końca wyreżyserowane, dlatego tak pociągające, bo i zwroty akcji w postaci nagłej kupy, jak i wyrywanie futra drugiemu. Product placement już na najwyższym poziomie, jak w dobrym filmie, cat placement równie doskonały, słowem produkcja na wysokim poziomie. A wszystko to w przepięknym wnętrzu Muzeum Ziemi i Człowieka - Prerii i Kowboja. Opuszczam to miejsce z poczuciem sytości, obejrzałam dziś trzy spektakle, z czego dwa naprawdę świetne, tylko ten środkowy trochę kulał. Szekspir winny temu, moim zdaniem.

Katarzyna Raduszyńska
Materiał Organizatora
18 grudnia 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia