Rafał Wojaczek (1945-1979)

Rafał Wojaczek (1945-1971) to pol­ski po­eta i pro­za­ik, po­cho­dzą­cy z Mi­ko­ło­wa, two­rzą­cy zaś przede wszyst­kim we Wro­cła­wiu.

Urodził się 6 grudnia 1945 w Mikołowie. Zmarł 11 maja 1971 we Wrocławiu.

Oj­ciec, Edward, pra­co­wał jako pro­fe­sor gim­na­zjal­ny, na­stęp­nie uczył w li­ceum, mat­ka, Elż­bie­ta, ukoń­czyw­szy an­gli­sty­kę, pra­co­wa­ła w wy­daw­nic­twie.

Spo­ry i kon­flik­ty z na­uczy­cie­la­mi spo­wo­do­wa­ły, że cho­ciaż Ra­fał roz­po­czął edu­ka­cję li­ce­al­ną w ro­dzi­mym mie­ście, to kon­ty­nu­ował ją w Ka­to­wi­cach, ma­tu­rę zaś zda­wał w Kę­dzie­rzy­nie (por. edu­ka­cyj­ne pe­ry­pe­tie i tu­łacz­ki Edwarda Stachury). Do­brze zda­ny eg­za­min doj­rza­ło­ści po­zwo­lił na do­sta­nie się na stu­dia po­lo­ni­stycz­ne na Uni­wer­sy­te­cie Ja­giel­loń­skim, roz­po­czę­te w roku 1963. Jed­nak już po jed­nym se­me­strze mło­dy Pi­sarz po­rzu­cił je i prze­niósł się do Wro­cła­wia. W tym mie­ście żył aż do dnia przed­wcze­snej i tra­gicz­nej śmier­ci. Poza krót­kim epi­zo­dem za­trud­nie­nia w Miej­skim Przed­się­bior­stwie Oczysz­cza­nia, ni­g­dy nie pra­co­wał, ży­jąc głów­nie z po­mo­cy ro­dzi­ców. Brat An­drzej wspo­mi­nał paczki od matki z kiełbasą i herbatą, a po­łą­cze­nie mat­ki z dzie­cię­cym gło­dem i kieł­ba­są wła­śnie po­ja­wia się w jed­nym z wier­szy. Uzy­ski­wał rów­nież sty­pen­dia i nie­wiel­kie ho­no­ra­ria za opu­bli­ko­wa­ne wier­sze, jed­nak­że sta­łym cię­ża­rem była roz­wi­ja­ją­ca się cho­ro­ba al­ko­ho­lo­wa i inne za­bu­rze­nia psy­chicz­ne, któ­rych ne­ga­tyw­ne od­dzia­ły­wa­nie wzma­gał na­łóg. Wy­twa­rza­ło się za­tem de­struk­tyw­ne sprzę­że­nie zwrot­ne.

Gdy de­biu­to­wał w roku 1965 na ła­mach pierw­sze­go nu­me­ru mie­sięcz­ni­ka Poezja, re­dak­to­rem pi­sma był Ty­mo­te­usz Kar­po­wicz, ce­nio­ny i cie­szą­cy się wiel­kim au­to­ry­te­tem po­eta wro­cław­ski. Jak pi­sze Ro­mu­ald Cu­dak, wła­śnie Kar­po­wicz re­ko­men­do­wał i wspie­rał Ra­fa­ła Wo­jacz­ka, do­strze­ga­jąc jego wiel­ki ta­lent i po­świę­ce­nie po­ezji ca­łej swej oso­by i po­ten­cja­łu twór­cze­go. Tuż po pierw­szym ogło­szo­nym wier­szu, mło­dy pi­sarz stał się zna­ny jako nie­zwy­kle zdol­ny i obie­cu­ją­cy twór­ca mło­de­go po­ko­le­nia. Za świet­nym de­biu­tem po­szły ko­lej­ne pu­bli­ka­cje w waż­nych cza­so­pi­smach li­te­rac­kich, cho­ciaż druk to­mi­ków po­ezji na­tra­fił na trud­no­ści wy­daw­ni­cze ze stro­ny cen­zo­rów pań­stwo­wych. Mimo to w roku 1969 uka­zu­je się de­biu­tanc­ki tom po­etyc­ki za­ty­tu­ło­wa­ny Sezon. Na­stęp­ny rok przy­no­si zbiór wier­szy Inna bajka. Dwa ko­lej­ne, przy­go­to­wa­ne jesz­cze przed sa­mo­bój­stwem, tomy uka­zu­ją się już po śmier­ci Twór­cy, w roku 1972 (Nieskończona krucjata, Którego nie było).

Rafał Wojaczek: Kim jest ten, co moim dłu­go­pi­sem Wy­pi­su­je moje wier­sze

Smutek miejskich ulic
Ra­fał Wo­ja­czek uro­dził się 6 XII. 1945 r. w Mi­ko­ło­wie jako dru­gi syn Edwar­da i Elż­bie­ty. Metrykalnie dzieliło nas półtora roku. Była z nas para jak Bolek i Lolek. Robiliśmy razem doświadczenia chemiczne. Parę razy podpaliliśmy mieszkanie. W dzieciństwie byliśmy na siebie skazani (An­drzej, młod­szy brat Po­ety za M. Piąt­kow­ską). Dru­gim bra­tem był Piotr, star­szy o 12 lat. Ro­dzi­ce dużo pra­co­wa­li, oj­ciec rzad­ko przy­jeż­dżał do domu. Ra­fał Wo­ja­czek po­stać ojca na­kre­ślił w po­wie­ści Sanatorium, okre­śla­jąc go jako tłumacza przysięgłego języka niemieckiego. Jak pi­sał, był to chłop, trzeci nie ostatni syn gospodarski, który biegał do gimnazjum pięć kilometrów piechotą. Po wojnie dyrektor gimnazjum, następnie nauczyciel liceum.

Jako na­sto­la­tek, Po­eta in­te­re­so­wał się fo­to­gra­fią, ro­biąc zdję­cia po­da­ro­wa­nym przez ojca ra­dziec­kim apa­ra­tem. Utrwa­lał przede wszyst­kim obiek­ty "dziw­ne" i po­nu­re, pod­pi­su­jąc je cha­rak­te­ry­stycz­ną, prze­wrot­ną for­muł­ką "Ra­fał Wo­ja­czek 15 lat uczeń". Nie­któ­re zdję­cia mają pod­pi­sy – ob­ja­śnie­nia: „po­nu­ro, wil­got­no". Jego fo­to­gra­fie Mi­ko­ło­wa są smut­ne i ciem­ne, m.in. zdję­cie z szyl­dem re­stau­ra­cji My­śliw­ska - takiej knajpy na Rynku, zwykłej mordowni z piwem. Mówiło się wtedy - kuflolot (wspo­mnie­nie Paw­ła Tar­gie­la za M. Piąt­kow­ską).

Do szko­ły pod­sta­wo­wej Ra­fał Wo­ja­czek cho­dził w swym ro­dzin­nym mie­ście. W Mi­ko­ło­wie roz­po­czął rów­nież na­ukę w li­ceum ogól­no­kształ­cą­cym. Wie­le czy­tał, po­dej­mo­wał rów­nież pró­by prze­kła­du po­ezji. Dzię­ki nie­zwy­kłej pa­mię­ci ła­two przy­swa­jał ko­lej­ne lek­tu­ry, m.in. cy­to­wał bez­błęd­nie całe roz­dzia­ły Doktora Faustusa Tho­ma­sa Man­na. Bar­dzo wie­le czy­tał m.in. Baudelaire'a, Rim­bau­da (uczy­nił go swym wzo­rem po­ety), Kaf­kę i Do­sto­jew­skie­go. Mimo ta­len­tu i oczy­ta­nia, kon­flik­ty z na­uczy­cie­la­mi zmu­si­ły go do zmia­ny szko­ły - ma­tu­rę zdał w li­ceum w Kę­dzie­rzy­nie-Koź­lu. Pra­co­wał tam oj­ciec, mo­gą­cy do­glą­dać syna i in­ter­we­nio­wać w ra­zie po­trze­by.

Szukanie swego miejsca
Do­bre wy­ni­ki eg­za­mi­nu doj­rza­ło­ści po­zwo­li­ły na roz­po­czę­cie stu­diów po­lo­ni­stycz­nych na Uni­wer­sy­te­cie Ja­giel­loń­skim. Nie­ste­ty, Ra­fał Wo­ja­czek po­rzu­ca je już po sze­ściu mie­sią­cach. Bez­po­śred­nią przy­czy­ną wy­da­je się być nie­zda­ny eg­za­min z ję­zy­ka ła­ciń­skie­go, jed­nak Po­eta ma już nowe za­in­te­re­so­wa­nia, nowe prze­my­śle­nia i nowe pla­ny. Pod­czas stu­diów na Uni­wer­sy­te­cie Ja­giel­loń­skim, bar­dzo in­te­li­gent­ny i wraż­li­wy stu­dent – po­eta wzbu­dził szcze­re za­in­te­re­so­wa­nie ar­ty­stów swą po­ezją z jej wul­ga­ry­zma­mi, od­wo­ła­nia­mi do fi­zjo­lo­gii i cie­le­sno­ści a wraz z tym zna­jo­mo­ścią tra­dy­cji li­te­rac­kiej. Wo­ja­czek na­wią­zał dzię­ki temu pierw­sze i owoc­ne li­te­rac­kie zna­jo­mo­ści, wią­żą­ce go w przy­szło­ści z Kra­ko­wem jako miej­scem pu­bli­ka­cji to­mi­ków po­ezji.

Po wy­jeź­dzie na stu­dia w roku 1963 Mi­ko­łów od­wie­dzał rzad­ko, co gor­sza nad­uży­wał al­ko­ho­lu i nie stu­dio­wał. Re­zul­ta­tem były pró­by in­ter­wen­cji i na­po­mnie­nia ojca, a w kon­se­kwen­cji awan­tu­ry, a na­wet bój­ka z An­drze­jem, któ­ry wi­dział w po­stę­po­wa­niu bra­ta wy­ko­rzy­sty­wa­nie ro­dzi­ców. Wte­dy mia­ła rów­nież miej­sce pierw­sza pró­ba sa­mo­bój­cza przez od­krę­ce­nie gazu, jed­nak na ra­tu­nek przy­szedł oj­ciec.

W związ­ku z re­zy­gna­cją z na­uki, Po­eta prze­pro­wa­dził się w roku 1964 do Wro­cła­wia, gdzie żył w usta­bi­li­zo­wa­ny spo­sób star­szy brat – Piotr. Po­cząt­ko­wo Ra­fał miesz­ka wła­śnie u nie­go, jed­nak eska­lu­ją­cy kon­flikt z krew­nym wy­wo­łu­je ko­niecz­ność szu­ka­nia wła­sne­go lo­kum, roz­po­czy­na­jąc tym sa­mym, trwa­ją­cy aż do koń­ca ży­cia, okres cią­głych prze­pro­wa­dzek i po­szu­ki­wań kwa­ter i stan­cji. Od 7 do 22 maja 1964 Po­eta prze­by­wał w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym, a za­ob­ser­wo­wa­ne tam ob­ja­wy mia­ły wska­zy­wać na schi­zo­fre­nię (we­dług ów­cze­snej kla­sy­fi­ka­cji i ter­mi­no­lo­gii; być może była to cho­ro­ba afek­tyw­na dwu­bie­gu­no­wa). W szpi­ta­lu po­znał przy­szłą żonę - pie­lę­gniar­kę Han­nę. Wkrót­ce po­bra­li się, a z ich związ­ku przy­szła na świat cór­ka Dag­ma­ra Jo­an­na. Rów­nie szyb­ko nad­szedł roz­wód, zaś Po­eta być może na­wet nie wi­dział swe­go dziec­ka. Żyjąc we Wro­cła­wiu, utrzy­my­wał się kosz­tem ro­dzi­ców, je­dy­nie przez kil­ka mie­się­cy pra­co­wał w Miej­skim Przed­się­bior­stwie Oczysz­cza­nia. Nie­wiel­kie do­cho­dy uzy­ski­wał po­nad­to z tan­tiem, sty­pen­diów i za­po­móg. Krót­ko­trwa­łe mał­żeń­stwo sta­ło się kan­wą po­ema­tu pro­zą w pię­ciu czę­ściach Sanatorium (ty­tuł i mi­to­lo­gi­za­cja po­sta­ci ojca na­wią­zu­ją do Brunona Schulza).

Po roz­wo­dzie Wo­ja­czek zwią­zał się z Te­re­są Ziom­ber (On mnie sobą zaraził. Tak to czuję. Mam schizofrenię, 17 pobytów w szpitalu, sześć prób samobójczych. Mam córkę, dwóch wnuków. Mąż odszedł. Biorę psychotropy. Prozac. Z Rafałem wszystko było chwilą. Bez przyszłości. Jakąś niezwykłością, złudą. Pisał mi wiersze na plecach. Przegadaliśmy kiedyś całą noc. Rano Rafał wyskoczył poszukać czegoś do jedzenia. Czekałam dwie godziny: wrócił z flaszką żubrówki i papierosami. Mówię, że to bardzo pięknie, ale tym się nie najemy, a on rozkłada ręce - tylko to było w tym kiosku, który rozbiłem. zob. wspomnienia w tekście M. Piątkowskiej). Zwią­zek trwał kil­ka lat, dzię­ki nie­mu po­wsta­ło wie­le utwo­rów, zaś ich bo­ha­ter­ce i ad­re­sat­ce Ra­fał Wo­ja­czek de­dy­ko­wał swój pierw­szy to­mik. Po odej­ściu od Te­re­sy, Pi­sarz żył z Gra­ży­ną Li­sow­ską. De­dy­ko­wał jej swój ko­lej­ny zbiór: Którego nie było. Krót­ko przed śmier­cią po­znał ak­tor­kę te­atral­ną Elż­bie­tę Fe­diuk. Przy­ja­cie­le po­da­ją, że ten krót­ki zwią­zek był epi­zo­dem szczę­ścia i uspo­ko­je­nia, po któ­rym nie­ste­ty na­stą­pi­ło sa­mo­bój­stwo. Pi­sarz przedaw­ko­wał leki dzia­ła­ją­ce na­sen­nie, m.in. dia­ze­pam (dłu­go­trwa­łe le­cze­nie nim, po­dob­nie jak in­ny­mi ben­zo­dia­ze­pi­na­mi, może po­gar­szać ob­ja­wy, tym bar­dziej gdy cho­ry pije). R. Cu­dak zwra­ca uwa­gę na od­na­le­zie­nie przy zwło­kach ka­wał­ka stro­ni­cy Twórczości z ar­ty­ku­łem o rów­nież zmar­łym tra­gicz­nie Tadeuszu Borowskim. Po­eta za­pi­sał na niej ile i ja­kie leki za­żył.

Waga cierpienia
Naj­więk­szym cię­ża­rem dla Ra­fa­ła Wo­jacz­ka była naj­pew­niej cho­ro­ba al­ko­ho­lo­wa oraz nie­zro­zu­mie­nie i alie­na­cja. Obie do­dat­ko­wo po­gar­sza­ły stan zdro­wia psy­chicz­ne­go, a przede wszyst­kim ruj­no­wa­ły re­la­cje z oto­cze­niem (m.in. bój­ki, awan­tu­ry i eks­ce­sy (nie­kie­dy wy­re­ży­se­ro­wa­ne), po­wo­do­wa­ły ostra­cyzm i za­ka­zy wstę­pu do lo­ka­li). Ro­mu­ald Cu­dak za­uwa­ża, że prze­ło­mo­wym mo­men­tem wy­da­je się być opusz­cze­nie Mi­ko­ło­wa i uda­nie się na stu­dia. Wraz z tym pierw­szym kro­kiem w „nor­mal­ną do­ro­słość" po­ja­wia­ją się rów­nież pierw­sze za­cho­wa­nia au­to­de­struk­cyj­ne, ro­śnie po­czu­cie wy­ob­co­wa­nia, a wraz z tym za­pew­ne ob­ja­wy za­bu­rzeń psy­chicz­nych oraz pró­by sa­mo­bój­cze i sa­mo­oka­le­cze­nia. Po­gor­sze­nie sta­nu zdro­wia i prze­rwa­nie na­uki sta­ło się przy­czy­ną pod­da­nia się wspo­mnia­ny już ba­da­niom i ob­ser­wa­cji w roku 1965. W szpi­ta­lu Wo­ja­czek pro­wa­dził dzien­nik, stwo­rzył też wier­sze, któ­rych jed­nak nie przed­sta­wił do dru­ku. Pió­ro da­wa­ło uj­ście emo­cjom, po­ezja po­zwa­la­ła na od­po­czy­nek od na­tło­ku my­śli, da­jąc tym sa­mym moż­li­wość do­raź­ne­go po­rząd­ko­wa­nia cha­osu ota­cza­ją­ce­go Pi­sa­rza. W roku 1965 miał miej­sce de­biut w nie­ba­wem waż­nym i pre­sti­żo­wym pi­śmie Poezja, prze­zna­czo­nym dla po­etów już uzna­nych. Uka­za­ło się w nim sie­dem wier­szy z wpro­wa­dze­niem Ty­mo­te­usza Kar­po­wi­cza. Czte­ry lata póź­niej uka­zu­je się pierw­szy zbiór li­ry­ki Sezon, zaś w roku 1970 to­mik Inna Bajka. Jak pi­sze R. Cu­dak, ostat­nie utwo­ry po­wsta­ły w mar­cu 1971 r. Twór­ca miał je uznać za za­koń­cze­nie i pod­su­mo­wa­nie swe­go do­rob­ku, po­rzu­ca­ją pi­sa­nie wzo­rem swe­go mi­strza – Artura Rimbauda.

W nocy z 10 na 11 maja 1971 Wo­ja­czek po­peł­nia sa­mo­bój­stwo przedaw­ko­wu­jąc leki. Po­cho­wa­no go na cmen­ta­rzu św. Waw­rzyń­ca we Wro­cła­wiu. Już po śmier­ci zo­sta­ją opu­bli­ko­wa­ne zbio­ry po­ezji Nieskończona krucjata (pierw­sza re­dak­cja zna­la­zła się w wy­daw­nic­twie w r. 1968) oraz Którego nie było (zło­żo­ne do wy­daw­cy zimą 1970 r.). W roku 2005 uka­za­ły się Wiersze zebrane. Druk w PRL wią­zał się z licz­ny­mi zmia­na­mi re­dak­cyj­ny­mi na­no­szo­ny­mi przez Twór­cę, in­ge­ren­cja­mi cen­zu­ry i pe­ry­pe­tia­mi w sa­mych wy­daw­nic­twach. Nie był to nie­ste­ty wy­ją­tek od re­gu­ły, lecz nor­ma po­stę­po­wa­nia z twór­ca­mi po­ru­sza­ją­cy­mi rze­czy­wi­ście waż­ne, a nie­po­żą­da­ne przez PZPR z jej w du­żej mie­rze pru­de­ryj­nym i pa­ter­na­li­stycz­nym na­sta­wie­niem, te­ma­ty (por. np. losy Cudownej meliny K. Or­ło­sia). Spu­ści­zna pro­za­tor­ska Ra­fa­ła Wo­jacz­ka to poza li­czą­cym sie­dem pie­śni po­ema­tem pro­zą Sanatorium, nie­wiel­kie etiu­dy Brama, *** [„Piotr, umieściwszy swą osobę"], Pornografia w siedmiu klatkach oraz tek­sty po­wsta­łe po roku 1969: Na progu, Listy do Królowej Polski, Kto powiedział koniec świata i Przez ogień o wodę. Żaden z utwo­rów nie uka­zał się za ży­cia ich au­to­ra, wy­dał je Bo­gu­sław Kierc w Utworach zebranych z roku 1976.

Wojaczek u bram postmodernizmu
Po tra­ge­dii maja 1971 wy­ro­sła szyb­ko le­gen­da li­te­rac­ka wi­dzą­ca w Ra­fa­le Wo­jacz­ku po­etę po­ko­le­nia i tra­gicz­ne­go ge­niu­sza. Eks­po­no­wa­no chęt­nie non­kon­for­mizm (echa ro­man­ty­ków w ty­pie Gu­sta­wa i Kor­dia­na), nie­zgo­dę i bunt wo­bec status quo, re­be­lię wo­bec norm spo­łecz­nych oraz sta­łe po­czu­cie za­gro­że­nia eg­zy­sten­cjal­ne­go (tu szcze­gól­nie ła­two było o za­ma­za­nie gra­nic mię­dzy lę­kiem w sen­sie me­dycz­nym a lę­kiem w sen­sie eg­zy­sten­cja­li­zmu, lę­kiem „przy­ro­dzo­nym", nie zaś cho­ro­bo­wym). Wier­sze uzna­wa­no przede wszyst­kim za za­pis sta­nu zdro­wia psy­chicz­ne­go i cier­pień Po­ety, tym sa­mym za ro­dzaj au­to­te­ra­pii (sprzy­ja­ła ta­kie­mu uję­ciu rze­czy­wi­sta i da­ją­ca do­bre efek­ty te­ra­pia przez sztu­kę). Za­sad­ni­czą rolę w ob­ra­zo­wa­niu po­etyc­kim mia­ły grać eks­pre­sjo­nizm, so­ma­tyzm i fi­zjo­lo­gizm oraz po­ety­ka ka­ta­stro­ficz­na. Nie po­świe­co­no jed­nak­że na­le­ży­tej uwa­gi np. aspek­to­wi re­li­gij­ne­mu czę­ści utwo­rów, w tym mo­ty­wom chry­sto­lo­gicz­nym, sku­pie­niu na trans­cen­den­cji a wraz z tym usi­ło­wa­niu wyj­ścia spod pa­no­wa­nia Ab­so­lu­tu („Wiel­kie­go In­ne­go"?). Owa eman­cy­pa­cja spod wła­dzy Boga czy Ro­zu­mu (w sen­sie tra­dy­cji grec­kiej czy oświe­ce­nio­wej?) mia­ła na­stą­pić przez za­pro­wa­dze­nie pa­no­wa­nia ano­ma­lii, za­tem sta­nu ano­mii. Ano­mia ta za­sa­dza­ła się na kie­ro­wa­niu się po­pę­da­mi „cia­ła" (tego co tłu­mio­ne, tabu, tego co za­ka­za­ne przez pra­wo bo­skie i ludz­kie).

Ro­mu­ald Cu­dak zwra­ca uwa­gę na od­czy­ta­nia wier­szy przez pry­zmat po­glą­dów Lwa Szes­to­wa, Nie­tz­sche­go a na­wet li­ber­tyń­skich pism mar­ki­za de Sade. Wraz z no­wy­mi nur­ta­mi in­ter­pre­ta­cji i ana­li­zy po­ja­wia się rów­nież py­ta­nie, na ile pod­po­rząd­ko­wu­je się po­stać Ra­fa­ła Wo­jacz­ka wi­zji „pol­skie­go Rim­bau­da" czy ro­dzi­me­go Al­le­na Grins­ber­ga, bu­du­jąc tym sa­mym nowe sche­ma­ty i ty­po­lo­gie. Cu­dak za­zna­cza rów­nież, że z cza­sem le­piej do­strze­żo­no kre­acyj­ność li­ry­ki Wo­jacz­ka oraz jej li­te­rac­kość i ce­chy eks­pe­ry­men­tu ar­ty­stycz­ne­go. Cen­tral­nym za­gad­nie­niem sta­je się trans­gre­sja i trans­for­ma­cja, a wraz z nimi po­świę­ca się wię­cej uwa­gi za­in­te­re­so­wa­niom po­ety obej­mu­ją­cym on­to­lo­gię pod­mio­tu. Moż­na po­wie­dzieć, że Wo­ja­czek przez eks­po­zy­cję pod­mio­tu żeń­skie­go, ko­bie­ce­go pró­bu­je osią­gnąć peł­nię an­dro­gi­nicz­ną, ukon­sty­tu­ować pod­miot li­rycz­ny jako re­al­ne alter ego twór­cy, sta­ją­ce w opo­zy­cji do em­pi­rycz­ne­go „ja". Pró­bu­je też po­jąć mi­łość, śmierć, ko­bie­tę i wiersz jako aspek­ty Jed­ne­go. Ba­da­nie utwo­rów z ta­kiej per­spek­ty­wy może dać do­bry wgląd w struk­tu­rę oso­bo­wo­ści, zwłasz­cza z per­spek­ty­wy tra­dy­cji psy­cho­ana­li­tycz­nej.

De arte poetica
Wy­zwa­niem ar­ty­stycz­nym był dla Twór­cy so­net. Ju­lian Korn­hau­ser pi­sał, że Wo­ja­czek miał bardzo wyraźną dykcję, dzięki temu podkreślał każde słowo i akcentował melodię wiersza. [...] Gdy wspomniał o Janie Kochanowskim również wskazywał na wzorzec metryczny, języki poetycki, strukturę, czyli sprawy estetyczne, nie problemowe. Wro­cław­ski ko­le­ga Po­ety, Sta­ni­sław Kor­ty­ka wspo­mi­nał, że pew­ne­go razu Wo­ja­czek, po­ka­zaw­szy mu ma­szy­no­pis ero­ty­ku, za­wo­łał: Zobacz, zobacz, to przecież najprawdziwszy sonet! (Sta­ni­sław Be­reś, Ka­ta­rzy­na Ba­to­ro­wicz-Wo­ło­wiec, Wojaczek wielokrotny. Wspomnienia. Relacje. Świadectwa, Wro­cław 2008, s. 397, 528 za Z. Guty, s. 82, przyp. 3).

Po­eta dą­żył do uzy­ska­nia wła­ści­we­go ko­lo­ry­tu, za­pew­nie­nia me­lo­dyj­no­ści wraz z ry­mem i ryt­mem. Wy­ka­zy­wał się dba­ło­ścią o struk­tu­rę swej li­ry­ki, sto­so­wał też chęt­nie „ła­ma­nie wier­sza dla efek­tu", ali­te­ra­cję i prze­rzut­nię. Waż­nym pro­ble­mem po­ezji na­sta­wio­ne­go na eks­pe­ry­men­to­wa­nie Wo­jacz­ka jest me­ta­mor­fo­za ga­tun­ków. Po­etę z tomu na tom interesowała sztuka, a więc używanie i przekształcanie form (Ja­cek Łuka­sie­wicz za Zu­zan­ną Guty, s. 82). Moż­na mó­wić o per­ma­nent­nej po­trze­bie ak­tu­ali­za­cji form po­etyc­kich. Wska­za­nia me­ta­ga­tun­ko­we są obec­ne już w sa­mych ty­tu­łach utwo­rów, gdzie spo­ty­ka­my eklo­gę, po­emat i pieśń, a obok nich bal­la­dę, pio­sen­kę, frasz­kę czy ko­lę­dę. Do­cho­dzą do tego kom­po­zy­cje mu­zycz­ne: fuga i sche­rzo. Nie­kie­dy wpro­wa­dzo­no na­pię­cie mię­dzy wska­za­niem w ty­tu­le i ukła­dem stro­ficz­nym, łą­cząc tym sa­mym dwie tra­dy­cje, np. ty­tuł su­ge­ru­je bal­la­dę, zaś struk­tu­ra wer­sy­fi­ka­cji od­sy­ła do so­ne­tu. Obec­ność form tra­dy­cyj­nych i ich de­kon­struk­cja po­ka­zu­je po­ten­cjał kre­atyw­no­ści Po­ety oraz za­sad­ni­czej roli pro­gra­mu eks­pe­ry­men­ta­tor­stwa, przyj­mu­ją­ce­go wy­zwa­nie Ar­tu­ra Rim­baud, by po­szu­ki­wać no­wych form nie po­rzu­ca­jąc jed­nak za­ko­rze­nie­nia w tra­dy­cji li­te­rac­kiej. Kon­se­kwent­nie, w każ­dym wier­szu Wo­jacz­ka, pier­wia­stek in­no­wa­cji po­zo­sta­je w na­pię­ciu i ście­ra się z pier­wiast­kiem tra­dy­cyj­nym (Z. Guty, s. 85-86). Z tych an­ty­tez po­wsta­je nowa ja­kość, któ­rą wi­dać już w jed­nym z naj­wcze­śniej­szych utwo­rów, Imię i ciało, gdzie mamy tak tech­ni­kę nad­re­ali­stycz­ną jak i prze­kształ­ce­nie so­ne­tu w wiersz wol­ny z wi­zu­al­nie okre­ślo­ną or­ga­ni­za­cją (ibidem).

Za­cho­wa­ne rę­ko­pi­sy i ma­szy­no­pi­sy za­wie­ra­ją róż­ne wer­sje tek­stu po­szcze­gól­nych wier­szy. Nie wie­my, co któ­re mo­dy­fi­ka­cje i po­praw­ki były wpro­wa­dza­ne bez in­ge­ren­cji po­stron­nych a któ­re były np. re­zul­ta­tem na­ka­zów cen­zo­rów. Zu­zan­na Guty (s. 96) za­uwa­ża, że Wo­ja­czek w toku prac nad re­dak­cją ko­lej­nych to­mi­ków re­zy­gno­wał z nie­któ­rych strof lub na­wet ca­łych li­ry­ków. Był za­in­te­re­so­wa­ny pu­bli­ko­wa­niem, za­tem dość prag­ma­tycz­nie szedł na pew­ne ustęp­stwa. Wska­zu­je to na nie­traf­ność re­duk­cji jego po­sta­ci do wy­klę­te­go i wiecz­nie zma­ga­ją­ce­go się ze świa­tem bun­tow­ni­ka.

Osoba czytana, zapominana, odrzucana
Wy­da­rze­nia i two­ry kul­tu­ry ludz­kiej (ar­te­fak­ty sensu largissmo) sta­ją się nie­chcia­ne, gdyż wią­że się z nimi spe­cy­ficz­ne, ne­ga­tyw­ne lub wsty­dli­we usto­sun­ko­wa­nie do obiek­tu re­flek­sji (do „przy­po­mi­na­ne­go" czy wbrew woli i nie­spo­dzia­nie „przy­po­mi­na­ją­ce­go się", „zer­ka­ją­ce­go zza wę­gła"). To, co nie­chcia­ne (i tych, co są nie­chcia­ni) pró­bu­je się wy­przeć, zde­gra­do­wać, zre­du­ko­wać do aber­ra­cji albo po­mył­ki. Pro­ces przy­po­mi­na­nia wy­wo­łu­je lub wzma­ga ból, żal, wstyd lub strach. Moż­na za­tem po­wie­dzieć o ist­nie­niu ka­te­go­rii „pa­mię­ci trud­nej, nie­wy­god­nej, wsty­dli­wej" (M. Kę­dzio­ra, s. 364).

Boleść utraty i ulga zanikania
Ro­dzi­ce aż do wy­wia­du udzie­lo­ne­go w roku 1993 w au­dy­cji Ballada o lęku na fa­lach Ra­dia Ka­to­wi­ce nie wy­po­wia­da­li się na te­mat syna. Rów­nież w tym krót­kim wy­wia­dzie sku­pi­li się na la­tach dzie­cię­cych Ra­fa­ła, dra­mat jego do­ro­słe­go ży­cia cha­rak­te­ry­zu­jąc bar­dzo la­ko­nicz­nie. Wska­zu­je to na wie­le bólu, zwłasz­cza wo­bec sa­mo­bój­czej śmier­ci dziec­ka, mimo że mat­ka po­ety w ja­kiś spo­sób pró­bo­wa­ła po po­nad 20 la­tach po­go­dzić się z de­cy­zja­mi i po­sta­wa­mi syna. Star­szy brat, Piotr sta­rał się bro­nić do­bre­go imie­nia ro­dzi­ny ucie­ka­jąc się do po­tę­pie­nia spo­so­bu ży­cia Ra­fa­ła, stwier­dza­jąc brak od­po­wie­dzial­no­ści i nie­za­rad­ność ży­cio­wą. War­to za­uwa­żyć, że w ten spo­sób nie­kie­dy cha­rak­te­ry­zo­wa­ne są i dziś oso­by zma­ga­ją­ce się np. z de­pre­sją, któ­rym człon­ko­wie ro­dzi­ny lub zna­jo­mi pró­bu­ją po­móc np. po­przez po­ucze­nia. Gdy te nie przy­no­szą efek­tu, może na­stą­pić od­wo­ła­nie się do zna­nych np. z pra­sy i li­te­ra­tu­ry po­pu­lar­nej zdro­wo­roz­sąd­ko­wych wy­ja­śnień. Z pew­no­ścią dużą rolę w for­mu­ło­wa­niu ta­kich są­dów od­gry­wa dziś (a tym bar­dziej w l. 60 XX wie­ku) ko­niecz­ność od­wo­ła­nia się do wie­dzy spe­cja­li­stów po­zwa­la­ją­cej zro­zu­mieć cha­rak­ter ob­ja­wów, moż­li­wo­ści (i ogra­ni­cze­nia) le­cze­nia itp.. Trud­no też za­po­mnieć o po­pu­lar­nych prze­świad­cze­niach, ob­ra­ca­ją­cych się czę­sto wo­kół uprasz­cza­ją­ce­go ro­zu­mie­nia me­cha­ni­zmów po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji, a ide­ali­zu­ją­cych wol­ną wolę.

Za­rów­no żona Han­na, jak i cór­ka Dag­ma­ra, kon­se­kwent­nie nie za­bie­ra­ją gło­su: nie udzie­la­ją wy­wia­dów, nie bio­rą udzia­łu w ini­cja­ty­wach utrwa­la­ją­cych pa­mięć o mężu i ojcu. Mil­cze­nie po­zwa­la na po­zo­sta­wie­nie ob­ra­zów Po­ety za­pi­sa­nych w ludz­kiej pa­mię­ci ich wła­sne­mu bie­go­wi, tym sa­mym po­zwa­la na swo­bod­ne dry­fo­wa­nie i za­cie­ra­nie się daw­nych dróg . Część zna­jo­mych i przy­ja­ciół czy­ni z Twór­cy po­stać na poły mi­tycz­ną: bun­tow­ni­ka – ge­niu­sza, bez­kom­pro­mi­so­wą in­dy­wi­du­al­ność cią­gle ła­mią­cą re­gu­ły spo­łe­czeń­stwa. Inni mó­wią o in­tro­wer­tycz­nej na­tu­rze, prze­ni­kli­wo­ści umy­słu wraz z ce­cha­mi czy skłon­no­ścia­mi schi­zo­fre­nicz­ny­mi (co­kol­wiek mia­ło­by to zna­czyć). Spo­tkać moż­na rów­nież oso­by po­da­ją­ce je­dy­nie fak­ty, bez żad­ne­go ko­men­ta­rza lub wy­ja­śnień, tym bar­dziej bez pró­by oce­ny po­ezji lub ży­cia Wo­jacz­ka. Każ­dy z nich volens nolens bie­rze udział w kre­acji i roz­wo­ju pa­mię­ci zbio­ro­wej. Se­lek­tyw­na pa­mięć spo­łecz­na po­wsta­je przez swo­iste „fil­tro­wa­nie" i syn­te­zo­wa­nie prze­ka­zu pa­mię­ci in­dy­wi­du­al­nych (M. Kę­dzio­ra, s. 371).

Klimat miejscowy i klimat krajowy
W pa­mię­ci więk­szo­ści Mi­ko­ło­wian Po­eta funk­cjo­nu­je nie­ste­ty jako po­stać wsty­dli­wa (pi­jak, awan­tur­nik i hul­taj), za­tem bu­dzi tzw. mie­sza­ne uczu­cia. Za­py­ta­ni o nie­go miesz­kań­cy re­agu­ją obo­jęt­nie, cza­sem nie­chęt­nie. Roz­mow­niej­si wska­zu­ją na In­sty­tut Mi­ko­łow­ski znaj­du­ją­cy się w ro­dzin­nym domu po­ety, peł­nią­cym rolę mu­zeum. Ta nie­wiel­ka pu­blicz­na pla­ców­ka kul­tu­ral­na ma pie­czę nad całą nie­mal­że spu­ści­zną po Ra­fa­le Wo­jacz­ku, rów­nież przed­mio­ta­mi oso­bi­sty­mi, cen­ny­mi m.in. z per­spek­ty­wy ba­daw­czej (ze­szy­ty, książ­ki w któ­rych się za­czy­ty­wał itd.). In­sty­tut po­wstał w roku 1997, prze­ję­te po­ko­je za­cho­wa­no w pier­wot­nym sta­nie, tak by pa­no­wał w nich, na ile to moż­li­we „wo­jacz­ko­wy kli­mat" (M. Kę­dzio­ra, s. 373).

Gro­no za­in­te­re­so­wa­nych ini­cja­ty­wa­mi In­sty­tu­tu (kon­fe­ren­cje, wie­czo­ry po­etyc­kie, Turniej Jednego Wiersza im. Rafała Wojaczka, Tydzień Maja Poetyckiego) to przede wszyst­kim oso­by z ze­wnątrz, np. na­le­żą­ce do klu­bów po­etyc­kich z Wro­cła­wia i Kra­ko­wa, któ­re ko­rzy­sta­ją z fo­rów in­ter­ne­to­wych i me­diów spo­łecz­no­ścio­wych. Moż­na po­wie­dzieć, że Wo­ja­czek na­dal nie jest zin­te­gro­wa­ny ze swym mia­stem – cho­ciaż chęt­nie doń przy­jeż­dżał, to jed­nak tuż po epi­zo­dzie kra­kow­skim skie­ro­wał się ku Wro­cła­wio­wi – ów­cze­snej Mek­ce pi­sa­rzy i li­te­ra­tów, mie­ście sły­ną­cym z bo­ga­te­go na tle in­nych miast PRL ży­cia kul­tu­ral­ne­go i ar­ty­stycz­ne­go. Po­sta­wę są­sia­dów In­sty­tu­tu moż­na okre­ślić jako bier­ną lub nie­chęt­ną (M. Kę­dzio­ra, s. 373-4 w opar­ciu o wy­wiad z Ma­cie­jem Me­lec­kim i Krzysz­to­fem Siw­czy­kiem).

Jak pi­sze Mag­da­le­na Kę­dzio­ra, In­sty­tut jest ma­gne­sem spo­łecz­nym, przy­cią­ga­jąc mi­ło­śni­ków polskiego Jima Morrisona z ca­łe­go kra­ju. Peł­ni rów­nież rolę ka­ta­li­za­to­ra spo­łecz­ne­go, pra­cu­jąc z tru­dem „u pod­staw", zwłasz­cza pró­bu­jąc ła­go­dzić ne­ga­tyw­ne sko­ja­rze­nia i emo­cje Mi­ko­ło­wian, uspra­wie­dli­wio­ne po czę­ści spo­so­bem ży­cia i za­cho­wa­niem Twór­cy. Wiel­kie obu­rze­nie wy­wo­ła­ła zwłasz­cza uro­czy­sta pro­jek­cja fil­mu Le­cha Ma­jew­skie­go z jego skan­da­li­zu­ją­cy­mi sce­na­mi, w któ­rym głów­ną rolę grał pra­cu­ją­cy w In­sty­tu­cie Krzysz­tof Siw­czyk.

Klasycy salonu, klasycy marginesu
W na­szej li­te­ra­tu­rze po­wsta­łej po roku 1945, rów­nież tej pod­ręcz­ni­ko­wej i en­cy­klo­pe­dycz­nej, wy­stę­pu­je swo­isty „że­la­zny ka­non" po­etów ta­kich jak Her­bert, Mi­łosz, Szymborska czy Ta­de­usz Ró­że­wicz. Na dru­gim bie­gu­nie, w opo­zy­cji do au­to­ry­te­tów i wir­tu­ozów, znaj­du­ją się twór­cy, by użyć moc­no obec­ne­go w me­diach sło­wa, kon­tro­wer­syj­ni i eks­cen­trycz­ni. Są to out­si­de­rzy, prze­kra­cza­ją­cy gra­ni­ce, ka­no­ny i re­gu­ły za­rów­no swą twór­czo­ścią jak i swym ży­ciem. Jan Brud­nic­ki i Edward Kol­bus okre­śli­li ich kaskaderami literatury. Poza Edwar­dem Sta­chu­rą i Ha­li­ną Po­świa­tow­ską, za­li­cza się do owych poètes maudits rów­nież Ra­fa­ła Wo­jacz­ka. Są to po­sta­ci bar­dzo róż­ne, łą­czy je w za­sa­dzie tyl­ko sprze­ciw i uciecz­ka od za­sta­nej rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­nej, nowa, bu­dzą­ca nie­po­kój po­ety­ka i styl oraz cięż­kie i tra­gicz­ne losy, zwy­kle nie bę­dą­ce wy­ni­kiem świa­do­mych, do­bro­wol­nych de­cy­zji da­ne­go twór­cy (cho­ro­by, na­ło­gi, kon­ste­la­cja ro­dzin­na itd.).

Jak za­zna­cza Zu­zan­na Guty, wy­po­wie­dzi ba­da­czy i kry­ty­ków za­my­ka­ły się nie­jed­no­krot­nie w ra­mach mitu o po­ecie prze­klę­tym, na­stęp­cy i pol­skim od­po­wied­ni­ku nad­re­ali­stów fran­cu­skich. W ra­mach kon­struk­cji owe­go mitu chęt­nie pod­kre­śla­no klu­czo­wą rolę po­by­tu w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­ny. Tym­cza­sem, jak za­uwa­ża Zu­zan­na Guty, po­byt ten trwał za­le­d­wie dwa ty­go­dnie, stąd trud­no opie­rać się na nim w two­rze­niu in­ter­pre­ta­cji po­ezji Wo­jacz­ka jako przede wszyst­kim, a tym bar­dziej wy­łącz­nie, za­pi­su wal­ki i zma­gań z ob­ja­wa­mi cho­ro­bo­wy­mi, sta­na­mi lę­ko­wy­mi lub np. tyl­ko uza­leż­nie­niem od al­ko­ho­lu.

Po­etyc­ką le­gen­dę umoc­ni­ło uka­za­nie się po­wie­ści Sanatorium, któ­rą ła­two uzna­no za au­to­te­ma­tycz­ną. Rze­czy­wi­ście, Piotr So­bec­ki, po­eta i głów­ny bo­ha­ter ma licz­ne ce­chy upo­dab­nia­ją­ce go do Twór­cy (por. Franz Kaf­ka i jego bo­ha­te­ro­wie). Ar­gu­men­tów na po­par­cie au­to­te­ma­tycz­no­ści da­wał przede wszyst­kim pro­po­no­wa­ny w Sanatorium pro­gram ar­ty­stycz­ny, po­dob­ny do po­ety­ki Ra­fa­ła Wo­jacz­ka.

Po­nad 40 lat po śmier­ci, od­rzu­ca­ny za ży­cia i z cza­sem co­raz mniej chęt­nie wi­dzia­ny nie tyl­ko w śro­do­wi­sku pi­sa­rzy, Wo­ja­czek stał się jed­ną z ikon bun­tu, funk­cjo­nu­ją­cą wśród naj­młod­szych czy­tel­ni­ków i twór­ców (Nowa Fala, po­ko­le­nie bruLionu). Wie­lu da­rzy go oso­bli­wym kul­tem, zwa­ny jest pol­skim Ji­mem Mor­ri­so­nem, zaś na jego grób przy­cho­dzą mło­dzi lu­dzie, któ­rzy po­pi­ja­jąc piwo lub wód­kę gra­ją chęt­nie na gi­ta­rach, obej­mu­jąc się przy tym lub ca­łu­jąc.

Rafał Marek
poezja.org
6 grudnia 2022
Portrety
Rafał Wojaczek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...