Ranking pożądanych premier

Alfabet polskiej opery

U progu sezonu warto poznać daty najciekawszych wydarzeń, zatem może przyda się poniższy, choć nie całkiem oczywisty, wykaz.

Natłok rocznicowych powinności, których niebawem będzie jeszcze więcej, powoduje bowiem, że przymiotnik „pożądany" nabrał nieco innych znaczeń. Niektóre z premier trudno uznać za te na które najbardziej czeka publiczność. Pojawiają się natomiast w wyniku niepodległościowych powinności. Stwierdzenie to dotyczy przede wszystkim jednego utworu, jakim jest

„Manru" Ignacego Jana Paderewskiego.
Trwa festiwal twórczości artysty i polityka, który odegrał istotną rolę w dyplomatycznej grze o odzyskanie przez Polskę niepodległości. Muzyką, którą komponował, nie zajmowaliśmy się przez dekady, teraz nasuwa się podejrzenie, że grywamy ją głównie ze względów rocznicowych, choć Paderewski napisał sporo rzeczy naprawdę wartościowych. Jak ocenimy jedyną operę, która w początkach ubiegłego stulecia była chętnie wystawiana, nawet w nowojorskiej Metropolitan, a potem popadła w zapomnienie?

„Manru" na kanwie powieści najbardziej płodnego polskiego pisarza, Ignacego Józefa Kraszewskiego, będzie miała aż trzy premiery: w październiku w Operze Narodowej w reżyserii Marka Weissa, w listopadzie w Operze Krakowskiej w reżyserii Laco Adamika, a w grudniu w Teatrze Wielkim w Poznaniu z powodów oczywistych, jako że będzie to czas setnej rocznicy wybuchu powstania wielkopolskiego. Ten spektakl jest koprodukcją z Operą Narodową.

„Halka" Stanisława Moniuszki.
Od świętowania odzyskania niepodległości płynnie przejdziemy do fetowania narodowego twórcy, bo w 2019 roku minie 200 lat od narodzin Moniuszki. Opera Wrocławska pomoże połączyć dwie rocznice swą grudniową premierą. Zapowiada się wszakże ciekawie, gdyż opowieść o polskiej góralce ma wystawić Irina Brook, córka legendy światowego teatru Petera Brooka, sama mająca na koncie szereg istotnych osiągnięć teatralnych i operowych. „Halkę" chce potem zrealizować na innych scenach Europy.

„Paria" Stanisława Moniuszki.
Kompletnie lekceważoną przez nas operę, której akcja miast umacniać naszą narodową dumę rozgrywa się w Indiach, zgodził się zrealizować w Teatrze Wielkim w Poznaniu Brytyjczyk Graham Vick. W Polsce dotąd nie pracował, bo też od kilku dekad jest angażowany przez całą Europę, od La Scali i festiwalu w Salzburgu po Birmingham, z którem to miastem jest szczególnie związany. Jego dewiza brzmi: „Opera jest teatrem. Produkcja „Cyganerii" w pubie z fortepianem może być bliższa arcydziełu Pucciniego niż gwiazdorskie wykonanie koncertowe". Premiera „Parii" w czerwcu 2019 roku.

„Król Roger" Karola Szymanowskiego.
Mariusz Treliński zapowiada na grudzień w Operze Narodowej trzecie podejście do tego utworu. Po raz pierwszy zmierzył się z nim w 2000 roku i choć nie było to ujęcie w pełni udane, spektakl cieszył się popularnością. Znacznie ciekawsza – bardziej spójna interpretacyjnie i oryginalna wizualnie – okazała się inscenizacja wrocławska z 2007 roku, powtórzona w Petersburgu i na festiwalu w Edynburgu. Teraz twierdzi, że zrobi zupełnie inne przedstawienie. Zobaczymy, czy hasło „do trzech razy sztuka" znajdzie potwierdzenie.

„Don Desiderio" Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego.
To prawdziwe odkrycie, choć od kilku lat dokonywał się powolny powrót tego kompozytora, syna spokrewnionego z ostatnim królem Polski, podskarbiego litewskiego Stanisława Poniatowskiego i pewnej włoskiej szewcowej. Jako tenor odnosił sukcesy we Włoszech czy Francji, jako przedstawiciel arystokratycznego rodu był m. in. senatorem Napoleona III. A jako kompozytor–amator pisał opery, chętnie wystawiane przez teatry. Premierę „Don Desideria" przygotowuje w październiku Opera Śląska w Bytomiu, w reżyserii Eweliny Pietrowiak, w jednej z głównych ról znakomita Joanna Woś, admiratorka twórczości Poniatowskiego.

„Tosca" Giacomo Pucciniego.
Na tę premierę prywatnie czekam najbardziej. W lutym 2019 roku w Operze Narodowej hit Pucciniego przygotuje Barbara Wysocka, reżyserka świetnie pokazująca bohaterów o silnej osobowości lub skrywających w sobie jakąś tajemnicę, co udowodniła inscenizacjami „Zagłady domu Usherów" Glassa w Warszawie czy „Łucją z Lammermooru" Donizettiego w Monachium. Tytułowa Tosca jest właśnie postacią, jakie lubi.

„Faust" Charlesa Gounoda.
Kolejna młoda reżyserka, a nazwisko Karoliny Sofulak warto zapamiętać. Odnosi już sukcesy na scenach brytyjskich, zaś w tym roku zajęła pierwsze miejsce w dziesiątej edycji konkursu dla młodych reżyserów European Opera–directing Prize, do którego zgłosiło się ponad 200 artystów z 32 krajów. W nagrodę Karolina Sofulak będzie mogła w czerwcu 2019 roku zrealizować w londyńskiej Opera Holland Park swą koncepcję inscenizacyjną „Manon Lescaut" Pucciniego. A w lutym przygotuje w Teatrze Wielkim w Poznaniu „Fausta".

„Proces" Philippa Glassa.
To z kolei najbardziej intrygująca premiera. Słynny amerykański minimalista i także twórca znakomitej muzyki filmowej, mający w Polsce wielu fanów, skomponował w 2014 roku dwuaktową operę według powieści Franza Kafki. Premiera miała miejsce w Covent Garden, w styczniu 2019 utwór trafi do Szczecina. A tamtejsza Opera na Zamku potrafi wystawiać w sposób nieoczywisty kameralne dzieła współczesne, co udowodniła świetnym „Obrotem śruby" Brittena.

„Nabucco" Giuseppe Verdiego.
Coś dla miłośników tradycji i słynnej pieśni chóru „Va pensiero". Po sukcesie plenerowego megawidowiska, Opera Wrocławska już 29 września przenosi nieszablonową inscenizację Krystiana Lady na swoją scenę. Kto z tradycjonalistów nie widział, może być zaskoczony. Opowieść o Żydach w niewoli babilońskiej reżyser umieścił w czasach zdecydowanie nam bliższych.

„Madame Butterfly" Giacomo Pucciniego.
A to jak na razie najgłośniejsza premiera sezonu. Gdy tylko Teatr Wielki ogłosił datę (czerwiec 2019) i elektryzującą widzów informację, że w tytułowej roli zadebiutuje Aleksandra Kurzak, artystka poinformowała fanów, że została wykreślona przez dyrekcję teatru. W zamian wraz z Robertem Alagną zaprosiła wszystkich na koncertowe wykonanie tej opery w tym samym terminie, ale... na Placu Defilad w Warszawie. Podziwiam talenty i umiejętności obojga artystów, wybiorę jednak premierę poznańską. „Madame Butterfly" kompletnie nie nadaje się do tego, by smakować jej muzyczny urok w najruchliwszym miejscu stolicy, a poza tym poznańską premierę szykuje jeden z najwspanialszych reżyserów świata, David McVicar, polskim widzom znany głównie z transmisji jego inscenizacji z Metropolitan.

Jacek Marczyński
Onet Kultura
10 września 2018
Wątki
Opera

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...