Raport z oblężonego miasta

rozmowa z Harisem Pašovićem

Jego Hamlet walczył z nieprawością na osmańskim dworze, grają u niego aktorzy muzułmańscy i chrześcijańscy, nie przerwał pracy w czasie czteroletniego oblężenia Sarajewa. Na toruński festiwal Kontakt przyjeżdża bośniacki reżyser Haris Pašović. Zaprezentuje "Wroga klasowego" w wykonaniu teatru East West.

Rozmawiał Grzegorz Giedrys

Grzegorz Giedrys: „Wroga klasowego” Nigela Williamsa często porównuje się do „Władcy much” Williama Goldinga. Wśród dzieci dochodzi do eskalacji przemocy.

Haris Pašović: Tak. Ale jest też kilka znacznych różnic. Golding skupia się na pierwotnym instynkcie agresji wśród młodych chłopców, a "Wróg klasowy" analizuje przede wszystkim przemoc pomiędzy dorosłymi, którą wywołuje poczucie społecznej, ekonomicznej i politycznej niesprawiedliwości.

Akcję umieszcza pan w bośniackiej szkole. Czy w świecie dzieci z Bośni, które pamiętają koszmar niedawnej wojny, przemoc jest nieunikniona?

- Niestety tak. Nasz "Wróg klasowy" odbywa się we współczesnym Sarajewie, mieście, które w stanie oblężenia było aż cztery lata - w tym czasie młodzi ludzie, którzy występują w sztuce, byli jeszcze dzieciakami. To opowieść o ofiarach dramatycznej transformacji z socjalizmu do kapitalizmu i demokracji. Mówi także o powojennej Bośni, w której ci młodzi żyją - w rozbitych rodzinach tragicznie dotkniętych przez wojnę. Zaniedbani przez nauczycieli, zapomnieni przez zranione społeczeństwo nie mają przyszłości. I dlatego otacza ich przemoc w wielu postaciach. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że sami zaczną się nią posługiwać albo w przyszłości staną się jej ofiarami.

Ale czy w przypadku bośniackiej młodzieży nie jest tak, że to ich rodziców boleśnie doświadczyła wojna i oni tę traumę przelewają na dzieci?

- Tak. Rodzice często przekazują swoje problemy dzieciom. A dzieciaki dojrzewają w tych ideach i lękach. Każde społeczeństwo potrzebuje pokolenia, które w końcu krzyknie: "Dość!". Niedawno poznałem młodego chłopaka, który powiedział mi: "Moi rodzice cały czas mi mówili, żebym nienawidził inne narody. Nie wiedziałem dlaczego, ale oni cały czas mi to powtarzali, cały czas zmuszali mnie do nienawiści. Ale teraz nie chcę, żeby moje dzieci to samo spotkało". To wyznanie mnie wzruszyło, było bardzo odważne i inteligentne. Bo trzeba mieć prawdziwe jaja, żeby powiedzieć: "Nigdy więcej!"

W oryginalnej wersji „Wroga klasowego” jest czarny uczeń. U was jest serbska dziewczynka. Dlaczego zdecydowaliście się na zmianę?

- Oryginalna obsada "Wroga klasowego" jest męska - to wynika z tego, że w Wielkiej Brytanii są takie szkoły. My w Bośni mamy klasy mieszane. Czarny chłopiec w brytyjskiej szkole to nic nadzwyczajnego, u nas oczywiście jest inaczej. Ale problem polega na czymś innym - on i ona są Obcy. W naszym wypadku w jednorodnym etnicznie sąsiedztwie dzieciak, który ma obcy rodowód kulturowy, żyje pod ogromną presją. Należy pamiętać, że znaczenie Innego jest ogromne - poprzez spotkanie z nim uczymy się różnorodności kulturowej, poznajemy wartość własnej tożsamości i indywidualizmu, a to główne wartości nowoczesnych społeczeństw.

Właśnie. W jednym z wywiadów prasowych stwierdził pan, że wielokulturowość to nie tylko sytuacja współczesnej Europy, ale przede wszystkim droga duchowego rozwoju.

- Zdobywamy wiedzę, osiągamy oświecenie poprzez przeróżne doświadczenia kulturowe. Wielokulturowość jest na pewno cennym doświadczeniem, które wzbogaca nasze władze poznania - zarówno w ich aspekcie intelektualnym, jak i duchowym. Gdy byłem jeszcze studentem Akademii Sztuk Wyzwolonych, moją pierwszą sztuką był "Wariat i zakonnica" waszego Witkacego. W tym tekście znalazłem dla siebie wszystko. Dlaczego? Pracowałem wówczas z polską aktorką Zofią Uzelac, która była dramaturgiem tej produkcji. Jan Kott to widział i był zachwycony. W sumie książki Kotta przez całe życie były dla mnie lekturami obowiązkowymi. Zbigniew Herbert i Stanisław Lem również przyczynili się do mojego rozwoju artystycznego. Proszę dodać jeszcze do nich Jerzego Grotowskiego, Tadeusza Kantora, Czesława Miłosza, Witolda Gombrowicza, Sławomira Mrożka, Andrzeja Wajdę, Jerzego Kawalerowicza, Waleriana Borowczyka, Krzysztofa Kieślowskiego, Krystynę Jandę, Daniela Olbrychskiego, Chopina, Szymanowskiego i Kopernika. Oni wszyscy są nieodłączną częścią mojego intelektualnego dziedzictwa. A przecież Polakiem nie jestem.

W Bośni są napięcia między wciąż żywymi nacjonalizmami a islamskim fundamentalizmem. Czy to wpływa na pracę teatru East West?

- Tych napięć w Bośni jest rzeczywiście wiele. Cały czas jest napięcie między nacjonalizmami - bośniackimi, serbskimi albo chorwackimi - a ruchami antynacjonalistycznymi. Jest napięcie między różnymi fundamentalizmami - muzułmańskim, katolickim, prawosławnym - a tendencją do sekularyzacji. Jest napięcie między polityką a życiem. Jest napięcie między dobrą sztuką a całą masą sztuki złej. Jest wiele napięć ekonomicznych, presja agresywnej komercji, kiczu i głupoty, które uderzają nie tylko w artystów, ale w pracę uczciwych ludzi. Wszystko to wpływa na nasz teatr, ale - o dziwo - nie w żaden szczególnie niekorzystny sposób. Takie wyzwania czynią naszą pracę rzeczywiście ekscytującą.

W 2005 r. przygotował pan ze swoim East West nową inscenizację „Hamleta” - w muzułmańskich dekoracjach. Czy to rzeczywiście przydało sztuce Szekspira nowej perspektywy?

- Tak. Poprzez wprowadzenie "Hamleta" do osmańskiego dworu udało nam się dotrzeć do nowych ekscytujących sensów. Nie zmienialiśmy ani historii, ani imion postaci. To wszystko pokazało nam, jak największa historia w dziejach Zachodu perfekcyjnie pasuje do realiów islamskich. W końcu dzielimy te same myśli, marzenia i lęki. A w świecie po 11 września ta opowieść stała się jeszcze ostrzejsza - młody muzułmanin walczy przeciw skorumpowanemu państwu. Imperium Osmańskie było w swoich czasach niekwestionowanym supermocarstwem, a nasz Hamlet, wykształcony w liberalnych zachodnich szkołach, zmierza się z politycznymi i prywatnymi spiskami w tym zepsutym państwie. Na naszą pracę wpływały też zagadnienia polityczne i metafizyczne, którymi dzieło Szekspira wręcz ocieka.

Nie przerwał pan pracy w teatrze nawet w czasie czteroletniego oblężenia Sarajewa.

- Dalej reżyserowałem, dalej byłem dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego MES. Kiedy w czasie oblężenia zorganizowałem pierwszą edycję Sarajevo Film Festival, zagraniczni dziennikarze wypytywali mnie: "Dlaczego robi pan festiwal filmowy w oblężonym mieście?". Zwykłem im odpowiadać: "Dlaczego oblega się miasto w czasie festiwalu filmowego?" Moimi idolami od zawsze byli: Ernest Hemingway i George Orwell, którzy pisali relacje z wojny domowej w Hiszpanii, Anna Achmatowa, która tworzyła w oblężonym Leningradzie, artyści z warszawskiego getta, Daniel Charms i inni, którzy musieli tworzyć w czasach stalinizmu i byli za to więzieni. Wolność i Sztuka to siostry! Zawsze podziwiałem Polaków, którzy sprzeciwiali się komunistycznemu reżimowi. To fascynujące, że teraz daję wywiad do fantastycznej "Gazety Wyborczej" Adama Michnika. Dla mnie to wielki symbol wolnego ducha i ludzkiej godności. Wszyscy przetrwaliśmy nasze oblężenia. No i co? I teraz rozmawiamy.

Jako mieszkaniec Sarajewa spotkał się pan z okrucieństwem wojny i krwawych konfliktów etnicznych. Czy w tej sytuacji teatr ocala, przynosi sprawiedliwość, rozgrzesza?

- Tak. Możemy ocalić samych siebie w teatrze, możemy inspirować i być inspirowani. Możemy świętować i sprawiedliwość, i miłość, i pasję, i życie. To dlatego ze wszystkich zawieruch teatr wychodził jako wielki ocalony. Swoje największe wyzwania przetrwał w XX wieku: przeżył film, telewizję, narodziny internetu. A wszystko dlatego, że teatr to spotkanie z ludźmi - intensywne, żywe i ciepłe.

Haris Pašović - ukończył Akademię Sztuk Wyzwolonych w Nowym Sadzie, a następnie studiował jako stypendysta Fundacji Fulbrighta w USA. Od 2005 r. kieruje Teatrem East West w Sarajewie. Reżyserował w wielu teatrach byłej Jugosławii. Jego realizacje "Przebudzenia wiosny" Wedekinda oraz "Wołanie ptaków" według "Ptaków" Arystofanesa (Jugosłowiański Teatr Dramatyczny w Belgradzie, 1987/90) są uważane za kamienie milowe w historii teatru dawnej Jugosławii. Również "Czekając na Godota" Becketta (Teatr Dramatyczny w Belgradzie) oraz "Król Ubu" Jarry\'ego (Teatr Narodowy, Subotica) uważane są za klasyczne spektakle teatru dawnej Jugosławi. "Czekając na Godota" w reż. Pašovicia była ostatnią premierą, wystawioną w przeddzień wybuchu wojny w tym kraju. W czasie oblężenia Sarajewa (1992-1995) Pašović pozostał w obleganym mieście, zajmując się organizacją Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego MES. Był także producentem szeregu spektakli m.in. "Czekając na Godota" w reżyserii Susan Sontag. W 1993 r., gdy Sarajewo było jeszcze pod obstrzałem, zorganizował I Festiwal Filmowy "Za końcem świata". W 1994 r., korzystając z zaproszenia Petera Brooka i Bouffe du Nord Theatre z Paryża, odbył tournée po Europie, w czasie którego jego zespół prezentował dwa spektakle: "Jedwabne bębny" oraz "W kraju rzeczy ostatnich" według powieści Paula Austera. Po wojnie Pašović wyreżyserował szereg filmów dokumentalnych, m.in. "Greta", opowiadający o prof. Grecie Ferušić, która przeżyła Auschwitz i oblężenie Sarajewa "Bałkany - Krew i miód", o amerykańskim dziennikarzach, którzy relacjonowali wydarzenia z wojny w Bośni.

Grzegorz Giedrys
Gazeta Wyborcza
27 maja 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...