Rapowe przesłanie
"Podróż za jeden uśmiech" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr im. Jana Kochanowskiego w OpoluPo skrzącej się humorem i brawurowymi kreacjami aktorskimi Arlety Los - Pławszewskiej, Judyty Paradzińskiej i Jędrzeja Wieleckiego "Moralności pani Dulskiej", gubiącej nieco przesłanie wśród nadmiaru formalnych pomysłów reżyserskich (także w warstwie literackiej) adaptacji reportażu Marty Abramowicz "Zakonnice odchodzą po cichu" przyszedł czas na spektakl na nieco młodszego widza, tudzież starszego, który z sentymentem wspomina "Podróż za jeden uśmiech".
Powstała w 1964 roku powieść Adama Bahdaja została zekranizowana na początku lat 70. ubiegłego wieku przez Stanisława Jędrykę. Niezapomniane kreacje stworzyli w serialu i filmie Henryk Gołębiewski jako Poldek Wanatowicz i Filip Łobodziński - Janusz "Duduś" Fąferski. W adaptacji dokonanej przez Piotra Rowickiego dla potrzeb spektaklu w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu chłopcy... zmienili płeć, stając się Polą Wanatowiczówną (Monika Stanek) i Dagmarą "Dasią" Fąferską (gościnnie na deskach opolskiego teatru gra ją Magdalena Osińska). Oczywiście dostosowano również do dzisiejszej rzeczywistości wiele elementów świata przedstawionego w powieści sprzed ponad pół wieku. I to właśnie ta warstwa opolskiej "Podróży za jeden uśmiech" budzi największe obiekcje, a to z powodu pewnych nielogiczności, których nie udało się uniknąć. Przykład? Dziewczyny żyjące tu i teraz, a więc w dobie, gdy kontakt na odległość nie stanowi najmniejszych problemów, nie wpadają na pomysł, by w trudnej sytuacji skontaktować się z najbliższymi, choć cały czas mówią o smart fonach wyposażonych w możliwość kontaktowania się także przez Internet, a przecież Facebook i Instagram są częstymi motywami dialogów między bohaterkami, jedna z nich zabiera ze sobą laptop i tablet. Ze swoimi córkami nie kontaktują się także oczekujący na ich przyjazd nad morze rodzice. Rzecz raczej niewyobrażalna w czasach, gdy staliśmy się niewolnikami telefonów komórkowych. Pieniądze też można przesłać elektroniczne, nie mówiąc już o kupnie w ten sam sposób biletów na pociąg czy autobus. Większość współczesnych dzieci w ten właśnie sposób jest wyposażana przez rodziców nie tylko przed samodzielną podróżą na drugi koniec Polski. W opolskiej "Podróży za jeden uśmiech", której premiera odbyła się 22 czerwca 2019 roku, wciąż mówi się o sklepach GS, a dziewczyny za kradzież parówek, musztardy i roweru trafiają do więzienia, co jest niemożliwe nawet pod władaniem obecnie rządzących, lubujących się w nieustannym zaostrzaniu kar, nawet za najlżejsze przewinienia. To pewnie szczegóły, z których trudno było zrezygnować, już choćby tylko dlatego, iż podróż Poli i Dasi nie byłaby tak ekscytująca. Nie przystają one jednak nijak do obecnych realiów, które w omawianym przedstawieniu są podkreślane językiem bohaterów, tematem rozmów (jednym z nich jest np. brexit, cudzoziemcy, co pasożyty roznoszą, islamscy terroryści) czy bohaterki spod tęczowej flagi, które zwiały z lednickich Spotkań Młodych i udają się na Love Parade (jedną z nich gra mężczyzna).
Generalnie adaptacja wystawiona w Opolu mało ma wspólnego z pierwowzorem, także w warstwie dialogowej. Te często przybierają formę skeczową, kabaretową. Na szczęście śmieszą. Oczywiście, jak przystało na przedstawienie dla młodego odbiorcę, mamy tu również wydźwięk edukacyjny, mówiący o konieczności realizowania własnych marzeń, dostrzegania uroków życia i drugiego człowieka oraz dbania o środowisko. Ale te przesłania nie są podane w rażąco mentorskim stylu, lecz z pomocą rapowanych kwestii.
Walorem przedstawienia jest scenografia stworzona przez Grupę Mix: symboliczne jej elementy (droga, las) pozwalają na rozegranie na niewielkiej przestrzeni wszystkich wydarzeń bez konieczności zmiany dekoracji. Często natomiast swoje wcielenia zmienia trójka aktorów: Cecylia Caban, Leszek Malec i Kacper Sasin, którzy grają po kilka ról. Postacie kreślone są tu grubą kreską, bo przez autora adaptacji i reżysera Piotra Ratajczaka zostały nakreślone w sposób stereotypowy (prymitywna wiejska baba, niedouczona przewodniczka, skłonny do rozróby kibol czy infantylny ksiądz). Sprytnie wpleciono też nagranie wideo autorstwa Norberta Rakowskiego, w których pojawia się sam reżyser jako redaktor Maślak. Przedstawienie przez większą część ma bardzo dobre, dynamiczne tempo, które zwalnia w końcówce. Nie na tyle jednak, by zniechęcić młodego widza, dla którego przede wszystkim zostało zrobione, do regularnego obcowania ze sztuką sceniczną.