Raz, dwa, trzy... Gramy!

"Wklęsły" - reż. Ewa Obrębowska-Piasecka - Scena Robocza - Centrum Rezydencji Teatralnej w Poznaniu

Ewa Obrębowska-Piasecka w roli reżyserki "Wklęsłego" opowiada o bliskości, teatrze i bliskości w teatrze. Czerwone ściany Sceny Roboczej dotąd wydawały mi się ponure. Ich przygaszony odcień ciążył, w połączeniu z czernią nasuwał piekielne skojarzenia. Dopiero we "Wklęsłym" zobaczyłam, że to szczęśliwa czerwień - można ją rozpalić tak, by ogrzewała ludzkim ciepłem, tryskała życiem, emanowała uczuciami. Tak działa teatr w wykonaniu Ewy Obrębowskiej-Piaseckiej.

Grażynka, Januszek, Patryczek

Trójka czerwonych aktorów: Grażyna Wydrowska, Janusz Stolarski i Patryk Krause, w czerwonych urodzinowych czapkach zabiera się do gry na czerwonym trójkątnym dywanie. Najpierw jest to trochę przedszkolna dywanikowa zabawa, w czasie której pieszczotliwie zdrabniają swoje imiona, łaskoczą się, przepychają. Stolarski i Wydrowska roztkliwiają się nad Patrykiem, noszą go, niańczą. Przez moment miałam obawę, że pozostaną już w tej uprzywilejowanej pozycji. Szybko okazało się jednak, że w tym dziecięcym świecie nie ma miejsca na nierówności - bohaterowie naśladują się i przeglądają w sobie nawzajem. Inność chłopaka z porażeniem mózgowym budzi co najwyżej ciekawość: "A umiesz wyprostować palce?", "A nogę?", "A boli cię to?". Uczą się siebie, osiągając równowagę w przestrzeni równoramiennego trójkąta. Z tą równowagą wejdą dorosłość.

Pani Grażyna, pan Janusz, pan Patryk

Dorośli, pewnie zestresowani i zmęczeni codziennością, spotykają się na ćwiczenia relaksujące. Pozostają w przeciwległych kątach trójkąta, ale nadal ściśle współpracują. Każdy proponuje inną formę medytacji - pan Janusz jogę, pani Grażyna swobodne leżenie, pan Patryk odpoczywanie na boku. Dopisują im dobre humory, żartują z siebie, z uwagą śledzą polecenia i starannie je wykonują. Podśmiewają się najwyżej z nawiedzonego języka medytacji czy technik relaksacyjnych, ale widać, że siebie darzą szacunkiem. Są tutaj, by sobie pomagać - każdy ma problem z przyjęciem którejś pozycji, a jednocześnie zna się na czymś lepiej od innych.

Grażyna, Janusz, Patryk

Zaskoczyła mnie ta harmonia wśród bohaterów, a zarazem równowaga między zawodowymi aktorami a Patrykiem Krause. Wszyscy troje działają w takim samym głębokim skupieniu, wyczuleni na każdy gest pozostałej dwójki, odpowiadający sobie na drobne sygnały, działający w nieustannym dialogu. Widać między nimi głębokie zaufanie, w czasie pracy nad spektaklem musieli zbudować niezwykłą bliskość, na którą być może nie ma czasu i miejsca w większych teatralnych przedsięwzięciach. I ta bliskość staje się tu nie tylko podstawowym środkiem wyrazu, ale i głównym tematem - oni są tutaj przede wszystkim dla siebie nawzajem, wspólną troską utrzymują równowagę.

I cała reszta

Na ten minimalistyczny a zarazem głęboki dialog żywo reaguje też publiczność. Nie tylko dowcipne docinki i przedrzeźnianie bawią swobodą i lekkością, ale też co chwilę wkrada się między nie nutka powagi wprawiająca w zadumę. Reżyserka zadbała o budowanie napięcia, dzieląc spektakl na krótkie epizody sygnalizowane wyliczanką "Raz-dwa-trzy-gramy". Każdy taki przystanek przypomina nam, że jesteśmy w teatrze, że to tylko gra, ale też, że zaraz trzeba będzie zmierzyć się z jakimś poważnym zadaniem. Może to być beztroska zabawa w naśladowanie, lecz na każde wyzwanie czekamy w napięciu. Co teraz, czy im się uda, czy wyjdzie im wszystkim tak samo dobrze? Uda się. Choć każde zadanie jest tu nie lada wyczynem - niezależnie od tego, czy zmaga się z nim aktor, czy osoba niepełnosprawna - uda im się wszystko, bo grają razem. Tymczasem publiczność, obserwując te zmagania z codziennością, dostrzega w nich i w sobie podobieństwa. Nikomu nie przysługuje taryfa ulgowa, każdy ma swoją rolę i w tej roli nie może zawieść.

Zabawa w teatr

Kolejnym zadaniom towarzyszy rozwijanie czarnej liny ze szpuli zawieszonej wysoko nad środkiem trójkąta. To jedyny smutny element w tym potoku radosnej czerwieni: przemijający czas. W pewnej chwili Patryk odmawia udziału w dalszych zadaniach, kategorycznie kończy zabawę w teatr i zaczyna rozwijać szpulę, rozrzucając linę w przestrzeni trójkąta. Wtedy wszyscy zamierają i w napięciu obserwują, jak czerwień powoli wypełnia czarna ścieżka. Dróżka wije się między aktorami, między nami, zahacza o wszystkich, lecz wciąż samotnie pnie się przed siebie. Jest zupełnie przypadkowa, odbija w nieprzewidzianych punktach, nie wiadomo, dokąd prowadzi. Aż nagle urywa się i każdy idzie w swoją stronę - na czerwonym trójkącie pozostaje czarny chaos. Można chcieć odejść, lecz wtedy podróżuje się samemu.

We "Wklęsłym" reżyserka, lub też - jak woli - recenzentka w roli reżyserki, postępuje za widzem krok w krok, przypominając, że to tylko - lub raczej aż - teatr. Choć sytuacja sceniczna zbudowana jest naprawdę minimalnymi środkami werbalnymi i przestrzennymi, co chwilę zostaje zdekonstruowana: zwróceniem uwagi na akcent aktora, wyśmianiem czyjegoś gestu, prostym dźwiękiem skrzypiec na żywo za naszymi plecami. Po każdej scenie, kiedy to myśli widza odpływają już ku osobistej refleksji, gdy próbuje uporządkować wrażenia, zostaje zawrócony mantrą "Raz-dwa-trzy-gramy" - nie tak prędko, jeszcze nie koniec, opowiedzmy to sobie inaczej. Następnym razem, kiedy stracimy równowagę w swojej codzienności, trzeba tego spróbować poza teatrem: "Raz-dwa-trzy-gramy!".

Anna Rogulska
kultura.poznan.pl
8 października 2015

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia