Recenzent = kontroler
- Krytyka poważa się na miarę ostatniej recenzji. Jeśli jest pochlebna, jest geniuszem. Jeśli negatywna, jest idiotą - mówi Michał Handelzalc, krytyk izraelskiego 'Haaretz'a'21 października rozpoczną się II Spotkania Teatrów Miast Partnerskich w łódzkim Teatrze Nowym. Gościem ich pierwszej edycji był Michał Handelzalc, czołowy krytyk izraelski. Razem z artystami The Kameri Theater prowadził sesję 'Hanoch Levin - izraelski poeta sceny na wojnie'. Teraz obejrzał w Nowym monodram 'Yotam' Navy Semel. Polska, z racji wspólnoty języka, zaczęła być, obok Londynu, miejscem jego teatralnych podróży. Leszek Karczewski: Czyta Pan recenzje? Michał Handelzal, czołowy izraelski krytyk teatralny, teatrolog: Tak. Ktoś mnie zapytał, czemu po spektaklu tak pędzę do gazety, przecież następnego dnia teatr zagra to samo przedstawienie. Ale ja chcę opisać właśnie ten niepowtarzalny wieczór, jak reporter. Jestem ciekaw wrażeń innych. Zaczynałem od recenzji radiowych. Jechałem do studia zaraz po spektaklu, na antenę wchodziłem około północy. Do gazety też Pan pędzi? - 'Haaretz' jest jedynym izraelskim dziennikiem, który publikuje recenzje nazajutrz po premierze. Deadline, czyli nieprzekraczalna godzina przesłania strony do druku, wypada o godz. 23.30, czasem o północy. 'Haaretz' jest też gazetą dwujęzyczną... - Te natychmiastowe recenzje ukazują się tylko po hebrajsku, nie ma czasu na przekład. Dłuższe felietony piszę po hebrajsku, a potem sam opracowuję ich angielską wersję. Bo analiza angielskiego cytatu może prowadzić wręcz do innych wniosków. Pańskie recenzje ukazują się na stronach z wydarzeniami. - Podstawowa zasada dziennikarstwa brzmi: nie mieszać faktów z opiniami. Recenzja to jedyny gatunek, który dopuszcza 'zopiniowane' fakty. Recenzja jest ważna dla widzów, by przeczytali, co faktycznie zobaczyli. I dla teatrów - bo dokumentuje, że przedstawienie rzeczywiście było. Dla aktorów zaś jest jedynym potwierdzeniem ich bytu. Mój poprzednik w 'Haaretz', Haim Gamzu, zawsze wymieniał wszystkich, którzy wystąpili, nawet, gdy ich nie chwalił ani nie ganił. A potrafił: Ephraim Kishon ukuł od jego nazwiska czasownik. 'Zgamzować' znaczy 'zjechać'. Napisał np. taką jednozdaniową recenzję przedstawienia 'Sami umrze o szóstej': 'Jeśli o mnie chodzi, to można było o piątej'. O grze aktorów minionych epok wiemy przecież tylko tyle, ile czytamy w krytykach. Nawet jeśli zawierają metafory. Kenneth Tynan pisał, że istnieje aktorstwo 'dobre' i aktorstwo 'wielkie'. Między nimi jest przepaść, którą każdy pokonuje na swój sposób. Laurence Olivier jednym susem, John Gielgud - balansując z parasolką na linie. Jeden Michael Redgrave rzuca się w dół, w kipiel i płynie pod prąd. Często nie osiąga celu, ale zawsze jest to interesujące. Metafora, prawda? A jednak daje wrażenie ich aktorstwa. W Izraelu recenzenci są zapraszani przez teatry czy też bilety kupują redakcje? - Istnieje niepisana umowa, że teatry zapraszają krytyków najpóźniej do 10 spektaklu. Niestety, bywa, że wypada on w dwa miesiące po pierwszym... Rezultat jest taki, że czasem sam kupuję sobie bilet. Skąd ten zwyczaj opóźnionej oceny? - W Izraelu są trzy teatry w Tel Awiwie, The Be'er Sheva Theater oraz jerozolimski The Khan Theater. W innych miastach istnieją sale teatralne, nieźle wyposażone. Komisje społeczne wybierają tytuły spośród propozycji wszystkich teatrów. Więc ich dyrektorzy starają się sprzedać spektakle przed potencjalnie złymi recenzjami. Krytycy nie są lubiani. - Krytyka poważa się na miarę ostatniej recenzji. Jeśli jest pochlebna, jest geniuszem. Jeśli negatywna, jest idiotą. Po hebrajsku 'recenzent' i 'kontroler' to jedno słowo.