Recenzentka "Gazety" odpowiada Biuru Konfrontacji

34. Opolskie Konfrontacje Teatralne

Według Biura "dobry merytorycznie" tekst o Konfrontacjach to taki, który chwali i nie krytykuje, albo w najgorszym wypadku jest zachowawczy - odpowiada Aleksandra Konopko.

Zasady savoir-vivre\'u wymagają imiennego podpisu pod listem. Bez imiennego podpisu zgodnie z prawem (i z zasadami) mam do czynienia z anonimem. 

Szanowne Biuro Organizacyjne XXXIV Opolskich Konfrontacji Teatralnych. W Państwa liście pojawia się sporo przekłamań, dlatego pozwolę sobie na krótki komentarz:

Piszecie Państwo: "A kwestią najbardziej oczywistą jest to, że piszący i oceniający festiwal nie mogą, a właściwie nie powinni pisać zdań, słów i stawiać tez, które nawzajem się wykluczają". Artysta prezentując swoje dzieło poddaje je publicznej ocenie. Musi się liczyć z tym, że krytycy, recenzenci, dziennikarze czy jak wolicie "piszący" oraz widzowie będą to dzieło oceniać i komentować. Jeżeli nie potraficie się Państwo z tym pogodzić, proponuję założyć własny periodyk, w którym "Teatr im. Jana Kochanowskiego" będzie dokonywał jedynych słusznych analiz spektakli. 

Pierwsze zdanie, które Państwo cytujecie z mojego artykułu, to tzw. lead, czyli krótkie streszczenie tego, co pojawi się dalej w artykule. Nie może więc się wzajemnie wykluczać, bo jedynie - zgodnie z zasadami informacji prasowej - przywołuje konkluzje z kilku oddzielnych części tekstu. To, że piszę "co do samego repertuaru można mieć mniej zarzutu" odnosi się do wcześniejszego fragmentu, w którym opisuję, że zabrakło festiwalowego klimatu i dyskusji oraz że widoczny był spadek zainteresowania festiwalem i wśród opolan i na zewnątrz (co zresztą Państwo sami potem przyznajecie). Uważam, że organizatorzy mają wpływ na takie kwestie! Dyrektor Konina zdecydował o autorskim wyborze repertuaru, kierując się wyłącznie własnym gustem i zadeklarował, że bierze za niego pełną odpowiedzialność, a takie decyzje w odniesieniu do poziomu przedstawień mam prawo i obowiązek oceniać. Jeśli o repertuarze decyduje nie jedna osoba, a Rada Programowa (jak było na OKT dawniej) jest szansa, że program festiwalu to wypadkowa jakichś dyskusji, sporu, kompromisu, ścierania poglądów (czyli tzw. "intersubiektywizm"), a to wydaje się zawsze ciekawsze niż zdanie jednej osoby. Nie wiemy, jakie spektakle zakwalifikowałyby się jeszcze do konkursu, gdyby decydowała o tym kompetentna Rada Programowa. 

Biuro pisze też: "( ) twierdzi [Aleksandra Konopko], że tylko jury ratuje honor OKT". W moim artykule w zdaniu o jury nie pojawia się słowo "tylko". Autorzy listu, zapewne kierując się emocjami, dodali ten wyraz. 

Oburzył Państwa tytuł artykułu "Konfrontacje tracą moc". Sami Państwo potwierdzacie ten fakt, pisząc: "rzeczywiście jest tak, że obserwujemy spadek zainteresowania tym festiwalem na arenie ogólnopolskiej" i dalej "wydaje się, że OKT padły w jakimś sensie po prostu ofiarą konkurencyjności i bogactwa propozycji". Twierdzicie też, co w przypadku organizatorów jest niedopuszczalne, że "na to nie mamy już najmniejszego wpływu". Czy to naprawdę zupełnie nie zależy od Państwa (nie tylko repertuarowych) decyzji niech każdy z widzów i czytelników oceni sam. 

Zarzucacie mi Państwo, że deprecjonuję Waszą pracę i zaproszonych twórców. A ja (takie jest zadanie recenzenta) oceniam tylko efekty tej pracy i podjętych przez organizatorów decyzji. A to zasadnicza różnica. Nie krytykuję również niczyjej pracy personalnie. Jeśli pojawia się nazwisko Tomasza Koniny, to tylko ze względu na to, że jest dyrektorem teatru i festiwalu, a także jedynym selekcjonerem przedstawień, a więc na nim spoczywa odpowiedzialność za całokształt imprezy. 

Podobnie jest w przypadku oceny gustów publiczności ("Grube ryby"). Gustu z zasady się nie ocenia. Ja tylko odnotowuję pewien fakt. Między oceną a obserwacją jest zasadnicza różnica. 

To, że Państwo uważacie, iż "repertuar OKT został ułożony w sposób optymalny", a "sama idea konfrontacji spełniła się w tym roku w sposób niezwykle pełny" to jest Państwa ocena, a zarazem pochwała własnej pracy. 

Rozczarowani byliście Państwo, że nie odnotowano faktu, iż OKT towarzyszyła wystawa "Jerzy Grotowski w Opolu". Nie zauważyliście jednak, że w środowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się długi artykuł o Państwa projekcie poświęconym Grotowskiemu. Rzeczywiście o wystawie nie wspomniałam, gdyż dziennikarz ma prawo wybrać - a zazwyczaj ze względu na ograniczony rozmiar tekstu nawet musi - o jakich wydarzeniach będzie pisać. Może faktycznie warto zrobić to jeszcze teraz, bo był to jedyny w tych dniach element dotyczący postaci Grotowskiego dobrze przygotowany merytorycznie. Nadmienię tylko, że wystawa została zorganizowana dzięki współpracy z Instytutem im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu (a nie w Opolu, jak pisze Biuro. W Opolu Instytut Grotowskiego nie istnieje!) oraz z Uniwersytetem Opolskim i dzięki życzliwości dr Agnieszki Wójtowicz, która również udostępniła unikalne materiały ze swojego prywatnego archiwum.

Według Biura "dobry merytorycznie" to znaczy taki, który chwali i nie krytykuje, albo w najgorszym wypadku jest zachowawczy (może rzeczywiście najlepszym wyjściem jest założenie w teatrze własnego periodyku?). Stosowana kilkakrotnie w liście fraza "potrzebujemy merytorycznej dyskusji\' staje się tak naprawdę pustym frazesem. A cały list jest zbudowany na zasadzie argumentacji ad personam (odsyłam do Schopenhauera, by przypomnieć, w jakich sytuacjach stosuje się taki rodzaj argumentów).

Aleksandra Konopko
Gazeta Wyborcza Opole
2 maja 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...