Refleksje teatromana
5. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAWDo końca wrocławskiego festiwalu Dialog zostało siedem przedstawień - na artystyczną summę przyjdzie pora niedługo, a dziś trochę o tym, o czym rozmawiają między sobą festiwalowi bywalcy.
Na początek pewna zawiłość, która zaprzątała jednego wieczoru umysły pań i panów. Panie pytały, po co na holenderskim spektaklu "Baal" (który na półmetku prowadzi w nieoficjalnych rankingach) rozebrał się tylko jeden facet i potrząsał czymś, co do potrząsania się nie nadawało. Zdaniem pań. Panowie deliberowali, dlaczego, skoro facet rozebrał się do naga, to jego partnerka została w jakichś paskudnych majtach i za dużym staniku. Czy tylko po to zrywał gwałtownie sukienkę z apetycznej dziewczyny, by ją zostawić w mało erotycznej bieliźnie?
- Zachodzę w głowę, jaki w tym koncept - pytająco patrzył na mnie znany warszawski krytyk.
- Może nie mamy po co zachodzić, bo w naszych głowach pustki albo prysły zmysły? - próbowałem zgadywać.
- W czasach naszej chmurnej młodości tylko gołe baby biegały po scenie i nikt nie pytał dlaczego! Poza profesorem Józefem Kelerą, najwybitniejszym wrocławskim krytykiem i autorem książki "Teatr bez majtek".
Wbrew pozorom, temat wart jest uwagi, bo w teatrze, tak zwanym awangardowym czy nowym, dominują akty męskie, czasami nawet perwersyjne. Wynika to z tego, iż wielu wybitnych reżyserów jest odmiennej orientacji seksualnej. Są uznawani za takich przez wybitnych krytyków tej samej orientacji. Potrzebny tu jakiś pluralizm.
Gdyby krótko podsumować w czasie, to najdłużej trzymał widzów na sztuce "Idiota" litewski Meno Fortas Theatre, bo 5,5 godziny plus kwadrans przerwy. Tuż za nim był "Hamlet" z Miejskiego Teatru w Wilnie (też Litwa), który trwał razem z przerwą 3,5 godziny. Trzecie miejsce na podium czasowym zajął wspomniany już "Baal" z Roterdamu, który bez przerwy trzymał wszystkich na widowni przez 2 godziny i 20 minut. Nikomu nie doliczyłem czasu na oklaski. Najdłuższe na razie dostało warszawskie przedstawienie "Między nami dobrze jest" autorstwa Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Klakierzy zmierzyli, że brawa trwały 5 min 26 sek.
Główne role prawie we wszystkich dotychczasowych spektaklach grali panowie, poza dwoma wyjątkami. Przywoływanym po raz kolejny przeze mnie "Baalem" ze wspaniałą Fanią Sorel, która zagrała tytułową, męską (!) rolę oraz aktorką gospodarza festiwalu, Wrocławskiego Teatru Współczesnego, Marią Czykwin, która wspaniale ożywiła dopisaną przez reżysera postać Śmierci udającej Błazna.
Bardzo dobre wrażenie zrobiła ruda Ofelia z litewskiego "Hamleta" Rasa Samuolyte i Ałgaja z "Idioty" z tego samego kraju Diana Gancevskaite oraz aktorki warszawskiego TR Jarzyny. Niesprawiedliwie wymienię tylko dwie: Lucię z "T.E.O.R.E.M.A.T.-u" według Pasoliniego - Danutę Stenkę oraz Małą Metalową Dziewczynkę, czyli Aleksandrę Popławską z "Między nami dobrze jest". Na razie tyle.