Religia poza nawiasem świata

"Ksiądz H., czyli Anioły w Amsterdamie" - reż. Bartosz Frąckowiak

Premiera "Księdza H., czyli aniołów w Amsterdamie" teatru Wybrzeże była jednym z wydarzeń zakończonego w sobotę Festiwalu R@port.

Cudem zresztą nie zapłaciłem mandatu, pędząc autem z Gdyni do Gdańska, by zdążyć na przedstawienie. Ale nawet gdyby złapała mnie drogówka, uważałbym, że było warto. "Ksiądz H.", choć niepozbawiony mankamentów, jest mocnym, zapadającym w pamięć spektaklem. Jednym z najciekawszych zdarzeń R@portu. 

Reżyser Bartosz Frąckowiak posłużył się dwoma tekstami Mariana Pankowskiego, bardzo słabo znanego w Polsce pisarza emigracyjnego: dramatem "Ksiądz Helena" oraz powieścią "Ostatni zlot aniołów". Frąckowiakowi udało się przenieść na scenę to, co wydaje mi się istotą tekstów Pankowskiego. I dramat, i powieść dotykają spraw religii, sacrum z taką samą odwagą, co i delikatnością. To samo można powiedzieć o reżyserze. Łatwo byłoby z "Księdza Heleny" zrobić antyklerykalną i antyreligijną agitkę. Na taką łatwiznę reżyser dzięki Bogu nie poszedł. 

Przeciwnie nawet. W spektaklu wyczuwa się mocny ton oskarżenia wobec wszystkich, którzy świętość profanują. Tymi "wszystkimi" jesteśmy w spektaklu także my, publiczność. Przedstawienie rozpoczyna się między widzami, jeszcze w szatni, gdzie stoi zastygła bez ruchu figura Matki Boskiej (tancerka Iwona Pasińska). Za chwilę para krzykliwie wystrojonych aktorów, plastikowe, tandetne uosobienia nowoczesności, wyeksmituje Ją z kapliczki. Przy naszym, widzów, biernym przyzwoleniu. 

Dawna religijność, pobożność zostały wyrzucone poza nawias naszego świata. Czy coś może je jeszcze obronić? Tego dotyczy duchowy spór dwóch centralnych, ciekawie poprowadzonych postaci - Biskupa (Cezary Rybiński) i Księdza Heleny (świetna Anita Sokołowska), cynicznego tradycjonalisty i naiwnej progresistki. Frąckowiak, członek zespołu "Krytyki Politycznej", nie kryje sympatii dla Księdza Heleny, z nią wiążąc jakieś nadzieje na zbawienie świata. Pankowski, jak mi się zdaje, o wiele większy od Frąckowiaka pesymista, ani w jednej, ani w drugiej postawie takich nadziei nie pokładał. 

Ale to oczywiście reżyserskie prawo reinterpretować tekst. Większą pretensję miałbym do Frąckowiaka o to, że niepotrzebnie utopił spektakl w nadmiarze krzyku i konwulsji, jakby nie dowierzając sile tekstu. W przepięknej scenie, w której Ksiądz Helena zaprasza do swego domu gwałciciela i podaje mu szklankę soku z rozcinanych tasakiem owoców, stworzył niezwykłe połączenie krzyku i ciszy. Gdyby w takim skupieniu poprowadził cały spektakl! Ale i tak jest on ważnym dla gdańskiego teatru wydarzeniem.
(ah)

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
20 maja 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...