Rewiowy szyk

"Kandyd" - reż. Michał Znaniecki - Opera Krakowska w Krakowie

Teoretycy muzyki i teatru do dziś dyskutują czy "Kandyd" Leonarda Bernsteina jest operą, operetką czy musicalem. Michał Znaniecki swoją realizacją w Operze Krakowskiej zdaje się rozstrzygać temat. Stworzył musicalowy fajerwerk.

To jeden z najbardziej znanych na świecie polskich reżyserów operowych na świecie, który lubi nieortodoksyjnie podchodzić do materii utworów, nad którymi pracuje. To kolaż, momentami luźno powiązanych scen, które w atrakcyjnie podanej formie, wiodą nas w wyprawie dookoła świata wraz z bohaterami "Kandyda", w poszukiwaniu krainy, w której oddychać można szczęściem. Każdy z punktów podróży ma swój odmienny, odmalowany z operowym przepychem i musicalowym szaleństwem charakter. Rewiowy szyk sprawia jednak, że widz z przyjemnością podąża za wyobraźnią reżysera spektaklu. Niektóre pomysły bywają tu ryzykowne, jak pojawienie się brodatej drag queen albo taniec zakonnic i inkwizytorów w zakapturzonych strojach znanych do dziś z procesji na Półwyspie Iberyjskim - niemniej okazują się bardzo udanymi propozycjami. To jest zasługą Jakuba Stanka, znakomitego choreografa, znanego już krakowskiej publiczności. Często zdarza mi się narzekać na rodzaj ruchowego bezwładu w niektórych spektaklach Opery Krakowskiej. To w żadnym razie nie tyczy się "Kandyda". To bardzo zgrabnie pomyślane układy, które rozumieją ograniczenia sceny Opery Krakowskiej, zwłaszcza przy tak licznej obsadzie.

Podobne komplementy można snuć pod adresem dekoracji autorstwa Luigiego Scoglio. Udało się zbudować sceniczny świat ponad chronologicznymi i geograficznymi podziałami. Osią całości okazują się półki z książkami - co nie powinno dziwić, skoro jesteśmy w świecie Woltera. Szybko jednak skaczemy do nowych światów, które kryją się "za regałami" (aluzja do książkowej wiedzy?). Tak czy inaczej - udało się zbudować wrażenie głębi, kolejnych warstw przestrzennych opowieści. Nawet jeśli momentami jest to zbyt dosłowne wizualnie, plastyczności tej narracji po prostu widz daje się uwieść.

Jeśli chodzi o wykonawców pierwszej obsady (tę miałem przyjemność oglądać), z pewnością na uwagę zasługuje Voytek Soko-Sokolnicki. Śpiewak zgrabnie skręca w stronę musicalowego wykonania. Bardzo udana w roli Old Lady jest Małgorzata Walewska, z dystansem igrająca z graną postacią. Swój talent komediowy po raz kolejny eksponuje też Katarzyna Oleś--Blacha. Dobrym słowem wypada też wspomnieć o chórze i balecie.

Niekanoniczne utworu odczytanie przez Znanieckiego, który każe widzom pomyśleć też o tym, czym współcześnie jest wymarzone Eldorado, po raz kolejny pokazuje, jak aktualnie mogą brzmieć produkcje oglądane w operowym budynku.

Łukasz Gazur
Dziennik Polski
18 czerwca 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...