Rewolucja dźwiękowa

„Deszczowa piosenka" – reż. Tadeusz Kabicz – Teatr Muzyczny w Poznaniu – 07.10.2023 r.

Nawet jeśli ktoś nie oglądał filmu „Deszczowa piosenka" z 1952 roku, to z pewnością większość kojarzy kultową już scenę tańca w deszczu. Ciekawostką jest, że pierwsze wykonanie tytułowego utworu miało miejsce wiele lat wcześniej w obrazie „the Hollywood revue of 1929", ale dopiero Gene Kelly sprawił, że utwór podbił serca ludzi na całym świecie.

Poznański Teatr Muzyczny podjął się własnej interpretacji tego tytułu. Mamy tu dużo stepu, tańca, muzyki i oczywiście deszcz. Niestety artyści musieli zmierzyć się z pewnymi ograniczeniami, co odbiło się na jakości, ale zacznijmy od fabuły.

„Deszczowa piosenka" to opowieść o Hollywood w okresie rewolucji dźwiękowej. Chwilowa moda, jak niektórym się wydawało, okazała się jednak ogromnym wyzwaniem dla wytwórni filmowych, a karierę niektórych aktorów postawiła pod znakiem zapytania. No bo jakie szanse na kontynuowanie swojej pracy ma piękna aktorka z okropnym głosem? Takim przykładem jest tutaj Lina Lamont. Barbara Melzer w tej roli niemal za każdym razem wywołuje śmiech wśród publiczności. Kto odwiedza poznański Teatr Muzyczny, na pewno miał okazję się przekonać, że pani Melzer ma cudowny głos i talent, tymczasem odgrywana przez nią gwiazda pięknego głosu i talentu nie ma za grosz, a mimo to... śpiewa.

W ogóle „Deszczowa piosenka" ma wiele momentów pozwalających na szczery śmiech. Postacią, która spodobała mi się najbardziej jest Cosmo Brown (Bartosz Sołtysiak), który zawsze potrafi celnie podsumować jakąś sytuację czy rozbawić innych. Pełen jest energii i poczucia humoru, ale to nie tak, że bohaterowie pozbawieni są swoich osobistych dramatów. Każdy z nich musi stawić czoła przeciwnościom i odnaleźć się w nowych czasach.

Don Lockwood (Maciej Podgórzak) wplątany zostaje w rozdmuchany przez prasę romans z Liną. Bycie częścią wielkiej machiny show-biznesu może być frustrujące. Życie mężczyzny komplikuje się gdy przypadkiem poznaje skromną Kathy (Marta Wiejak), na której jego popularność nie robi żadnego wrażenia. W pewnym momencie wszyscy zaczynamy zastanawiać się, czym jest prawdziwe aktorstwo i jaka jest cena sławy.

Twórcy postanowili nieco odświeżyć i stworzyć własną interpretację filmowej wersji. Jak sam reżyser Tadeusz Kabicz przyznaje, tytuł ten wymaga sporej obsady i dużej przestrzeni. Niestety tym razem widać mocno, że brak miejsca ogranicza sztukę. Takie musicale jak „Rodzina Addamsów", „Jekyll & Hyde" czy „Piękna i Bestia" pełne są rekwizytów, bogatej scenografii i świetnych choreografii. Wszystko zawsze działało perfekcyjnie, na długo pozostawiając w pamięci miłe wspomnienia. Mimo iż scenografia jest skromniejsza, „Deszczowej piosence" zabrakło rozmachu. Niezwykle ważny jest tutaj step i taniec, a mała scena nie daje wielu możliwości rozbudowanym choreografiom.

Najbardziej cierpi na tym tytułowy utwór, mimo to tańczący w strugach deszczu i stepujący w kałużach Maciej Podgórzak daje z siebie wszystko. Warto wspomnieć, że teatr współpracował z firmą Aquanet Retencja, pragnąc przy okazji edukować na temat retencji wody. Mam nadzieję, że większość widzów kupiła program i zapozna się z tematem bliżej.

Na plus jest fakt, że artyści chwilami burzą tak zwaną czwartą ścianę i wszyscy stajemy się uczestnikami Hollywoodzkich wydarzeń publicznych. Piszczące fanki (aktorki) przysiadają się do publiczności, by klaskać i skandować imiona wielbionych idoli. Dostajemy też szansę poczuć się jak w amerykańskim kinie z lat dwudziestych, kiedy odtworzony zostaje czarno biały film. Zaglądamy także za kulisy życia gwiazd i poznajemy rozwój kina między innymi komplikacje podczas pierwszych prób kręcenia filmowych zdjęć z dźwiękiem.

Nawiązań do tamtych czasów jest więcej, chociażby charakterystyczne fryzury czy kostiumy. Choć nieco unowocześnione od razu przywodzą na myśl lata dwudzieste. Wrażenie robi wielkie luksusowe łóżko w kształcie muszli oraz dekoracje w stylu art déco. Kilkakrotnie pojawiają się też kultowe żółte płaszczyki przeciwdeszczowe.

„Zamiast tupać ze złości – naucz się stepować" powiedział Fred Astaire. Z pewnością step i taniec to jeden z lepszych sposobów na wyrażanie emocji. Wraz z muzyką to one górują w tym musicalu. Oczywiście pojawiają się też śpiewane piosenki, ale w pamięci zapadają głównie te kultowe: „Singin' in the Rain" oraz „Good Morning". Oba utwory napełniają widza radością.

Czy ten musical się udał? Tak, ale mógłby być lepszy gdyby warunki na to pozwalały. Podczas mojej wizyty niestety trafiła się też dość niewdzięczna widownia. Grupka emerytów tuż za mną ciągle rozmawiała, starsza pani z mojej prawej przez cały spektakl żuła gumę, a po prawej kilka razy ktoś zmieniał miejsca. Nie rozumiem też śmiechu podczas pięknego, a zarazem zmysłowego występu solistki (Klaudia Piotrowska). A to podobno młodzi nie potrafią się zachowywać...

Z tego co już wiadomo, nowa siedziba teatru ma mieścić trzykrotnie więcej widzów. Nie mogę się doczekać, aż wreszcie tam artyści będą mogli w pełni rozwinąć swoje skrzydła. Tymczasem pozostaje nam czekać i podziwiać, że mimo małej sceny dalej podejmują wyzwania, tworzą, a bilety na każdą nową premierę sprzedają się jak świeże bułeczki.

Anna Rękoś
Dziennik Teatralny Poznań
11 października 2023
Portrety
Tadeusz Kabicz

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia