Rewolucja na polską nutę

"Sprawa Dantona"-34. Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Polska"

Rozpoczęły się XXXIV Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Polska 2009". Jako pierwszy spektakl konkursowy zobaczyliśmy "Sprawę Dantona" w reżyserii Pawła Łysaka z Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Spektakl nie był grany na deskach opolskiego Teatru, choć to właśnie w Opolu odbywa się Festiwal. Aby obejrzeć "Sprawę Dantona" widzowie musieli pojechać podstawionymi autokarami do Bydgoszczy.

Pod drzwiami prowadzącymi na scenę tłoczy się tłum. W pewnym momencie słyszymy podenerwowany głos rzekomego widza z Opola, który wykrzykuje, że po sześciu godzinach jazdy chce wejść już na salę, jest zmęczony i żąda rozmowy z obsługą. Oto zaczął się spektakl - tłum z siłą rewolucji wdarł się na salę, gdzie w rytm Marsylianki w wersji disco, widzowie zasiadają w półkolu na taboretach. Danton (Mateusz Łasowski) wraz ze swymi poplecznikami, jak na prawdziwą kampanię przystało, nie przebierał w środkach - publiczność uraczona została winem i kiełbasą. Chwilę potem wszystkim wręczono założenia polityki pierwszego rewolucjonisty.

Scena podzielona została na dwie części, po bokach widzimy wejścia do innych wnętrz, w których również toczy się akcja. Oba główne pomieszczenia są białe, pierwsze sprawia wrażenie bardzo ciasnego, widz czuje się w nim osaczony. Drugie, do którego zostajemy wprowadzeni, przypomina amfiteatr, czy też sąd z wydzielonymi ławami i stronami - w nim toczy się proces Dantona. Na środku usytuowany jest monitor, gdzie oglądamy akcję toczącą się w drugiej sali, czy we wspomnianych wydzielonych małych pokoikach. Są to sceny bardzo intymne, jak chociażby rozterki Robespierre’a (Michał Czachor), rozmowa Camillesa (Jakub Snochowski) z małżonką (Dominika Biernat), czy ostatnie chwile życia Dantona i jego przyjaciół. Światło zawsze pada na miejsce, w którym toczą się kolejne sceny. Aktorzy występują w charakterystycznych dla epoki strojach i perukach.

W przedstawieniu nie brak odwołań do polskiej sytuacji politycznej i do naszej mentalności. Mowa o scenach przypominających typowo polskie warcholstwo, brak kultury, przekrzykiwanie się, brak szacunku, korupcję. Reżyser nawiązał także do kluczowego momentu naszej historii współczesnej - roku 1989. Wszystko ma wysoce pejoratywne zabarwienie, Paweł Łysak nie boi się krytykować, zarzuca nam upadek dawnych ideałów. Pokazuje także typowo hulaszczy charakter Polaków, którzy najpierw się bawią, używają górnolotnych zwrotów, a później konfrontują się boleśnie z szarą rzeczywistością. Nic dziwnego, że po takim starciu ich zapał gaśnie, prędzej czy później upada każda rewolucja, zryw narodowy.

Godna uwagi jest scena już po pojmaniu Dantona, kiedy ma się odbyć jego proces - publiczność przeprowadzona zostaje do drugiej części sali. Danton wita się z ludźmi, którzy go mijają, prosząc o to, by trzymali jego stronę, rozdawane są baloniki i chorągiewki w kolorach rewolucji z napisami: miłość, wolność, braterstwo. Sędziny, które są symbolem naszych czasów, oglądamy w tradycyjnych czarnych togach. Uderzają słowa Robespierre’a, kiedy stwierdza, że będzie żył, dopóki tlić się w nim będzie nienawiść. Ponure proroctwo na długo zapada w pamięć.

O ile środki użyte przez reżysera na początku spektaklu zaskakiwały, prowokowały, a nawet bawiły, o tyle wciąż powtarzane stały się wtórne i nudne. Widz bombardowany tą samą konwencją w końcu poddawał się zobojętnieniu. Każdy kolejny punkt można było przewidzieć. Akcja nie zwalniała ani na chwilę, co w pewnym momencie wywołało przesyt. Mimo tego nadużycia nie można odmówić wielkości dramatycznej scenie stracenia Dantona i oddanej grupy jego zwolenników. Podobnie jest z grą aktorów - szczególnie zwrócił na siebie uwagę rewelacyjny Jakub Snochowski, odtwórca roli słabego, bijącego się ze sobą Camillesa Desmoulinsa. Spektakl wart był obejrzenia, ale czy wart był miana jednego z najlepszych w Polsce?

Katarzyna Olczak
Dziennik Teatralny Opole
9 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia