Reżyser, władca marionetek

"Lalka" - reż. W. Kościelniak - Teatr Muzyczny w Gdyni - 20. Bydgoski Festiwal Operowy

Czapki z głów przed Wojciechem Kościelniakiem, który wyreżyserował "Lalkę"!

Bolesław Prus byłby zadowolony. Wszak tłumaczył, że słowo "Lalka" nie odnosi się wcale do postaci Izabeli Łąckiej. Twórcy musicalu wzięli sobie te słowa do serca i marionetkowymi podrygami obdarzyli wszystkich.

Setki stron wielowątkowej powieści, ponad trzysta przewijających się na kartach książki nazwisk. Łatwo byłoby utknąć w gąszczu pisarskich "didaskaliów", ale Wojciech Kościelniak zgrabnie wyłuskał z Prusa wątek zawiedzionej miłości Wokulskiego (Rafał Ostrowski), klasowe, obrzydliwe gierki i stworzył dramat społeczny z romansem w tle, a nie odwrotnie. Tu nie ma miejsca na sentymenty. I dobrze.

Marionetkowi arystokraci

Reżyser ubrał swoją wizję w krzykliwy kostium, umalował ją podpatrując charakteryzację postaci z filmów Tima Burtona i maszyneria ruszyła. Piszę maszyneria, bo spektakl kojarzył mi się z tańcem napędzanych mechanicznie laleczek, nakręcanych przez jakąś siłę. Nieznaną? Przecież arystokracja reprezentowana przez familię Łęckich, baronostwo Krzeszowskich, kuzyna Starskiego napędzani byli przez pieniądze i żałosne rygory pozycji społecznej. Ale jakaż to pozycja, skoro panna Izabela (Renia Gosławska) na scenie ubrana jest w skrawek sukni przypiętej do gorsetu, a jej ojciec (Andrzej Śledź) stał się marionetką zepsutą i nie jest już w stanie opanować licznych sznurków, które za niego pociągają. Miota się, turla po posadzce, macha kończynami bez żadnej kontroli. Nawet głos mu się łamie. Klice Łęckiego niewiele brakuje do takiego stanu. Jedni podskakują, inni stąpają jak konie. Starski (Tomasz Bacajewski) perwersyjnie, samczo, podryguje w pobliżu Łęckiej, wytrzeszcza oczy, szczerzy zębiska, wibruje językiem, Gesty artystów są przerysowane, podkręcone, jak na planie wampirycznego teledysku, horroru, czy sennego koszmaru. Jedynie Wokulski, smutny, zwalisty, niezgrabny, nie czuje tego tańca. Jest boleśnie inny i przez to niepożądany. Nie podryguje, przynajmniej do czasu, gdy coraz bardziej zbliża się do klanu Łęckich, do arystokracji, w której szeregach ze względu na ukochaną pragnie zaistnieć. Symbolem jego aspiracji jest wspinanie się po drabinie i schodzenie z niej... A sztywna marionetka budzi się w Wokulskim zwłaszcza w bliskim, fizycznym, kontakcie z Izabelą. Para drga wtedy jak porażona prądem.

Jak na Titanicu

Jest tu jeszcze ktoś normalny, także niepasujący do otoczenia i do świata. To Rzecki (Zbigniew Sikora), który splata fabułę kościelniakowej "Lalki". Jak w ekranizacjach tej powieści, tak i tu pan Ignacy objawia się przy wtórze pozytywki, w zaciszu sklepu, w którym szaleją subiekci, zagrani pysznie. Drapieżnie wyrazisty ruch, przesada w mimice, makijaż - maski, sposób mówienia. Właściwie prawie każda z zaprezentowanych przez gdynian postaci miała swój ruch i karykaturę "twarzy" kapitalnie dobrane do charakteru. I muzyka. Piotr Dziubek (kompozytor) swinguje, jazzuje, w jego nutach brzmi także chillout. Muzyka jest tak rozluźniająca, a na scenie coraz ciaśniej od emocji. Jakby za chwilę statek miał pójść na dno. Jeśli jednak ten spektakl można porównać do statku, to na pewno nie tonącego, ale na fali. Reżyserski pazur tnie do głębi. Patrząc na biznesmenów, w sidła których wpada Wokulski, widziałam ohydne rekiny biznesu, aferzystów z pierwszych stron gazet, nie do rozliczenia przez prawo. Albo się tańczy, jak oni zagrają, albo kończy się jak Wokulski. To przeznaczenie czy wybór? Rzecki mówił, że ludzie są jak liście. Jedne spadną na trawę, inne w błoto...

"Lalka" Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni to kolejny mocny punkt XX Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Drobnym minusem może być jedynie czas trwania spektaklu...

Katarzyna Bogucka
Express Bydgoski
10 maja 2013

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

Dziadek do orzechów (P...
Rudolf Nuriejew
Zobacz arcydzieło baletu z Paryskiej ...