Robię to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą

rozmowa z Agnieszką Skrzypczak

- Jestem na takim etapie, że sama mogę jeszcze do końca nie wiedzieć, co konkretnie najbardziej lubię robić i co najlepiej robię. Żeby się o tym przekonać muszę spróbować różnych rzeczy. Także filmu i serialu - mówi AGNIESZKA SKRZYPCZAK, aktorka współpracująca z łódzkim Teatrem im. Jaracza.

Nina Ramatowska: Nie wiem, czy pamiętasz, ale poznałyśmy się przed castingiem do programu MustBe The Musie. Startowałaś w nim z zespołem Pink Roses. Jak wam poszło?

Agnieszka Skrzypczak: Oczywiście, że pamiętam, chociaż byłam nieźle podenerwowana. Uważam, że poszło nam dobrze, mimo że nie zakwalifikowaliśmy się do kolejnego etapu, ale przed nami jeszcze wiele konkursów i festiwali, podczas których będziemy mogli się wykazać i skonfrontować z twórczością innych. Warto próbować. Jest wiele konkursów na szczeblu regionalnym i ogólnopolskim, na pewno tam również staniemy do rywalizacji.

- Podczas castingu nie wiedziałam, że jesteś aktorką. Aż tu nagle dowiaduję się, że zostałaś Talentem Trójki 2013 w kategorii teatr. Zaledwie kilka dni po gali dotarła kolejna dobra wiadomość - zostałaś nagrodzona na festiwalu Kolyada Plays

w Jekaterynburgu. Gratuluję!

- Dziękuję. To PWSFTViT zgłosiła mnie do siódmej edycji Talentów Trójki, za co jestem im bardzo wdzięczna. Ogromny wpływ na to, że zostałam laureatką w kategorii teatr, miał monodram, który gram w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi - "Marzenie Nataszy" [na zdjęciu] w reż. Nikołaja Kolady, który przyczynił się również do Złotej Maski za Najlepszy Debiut Teatralny w sezonie 2012/2013 i głównej nagrody za najlepszą rolę żeńską podczas Festiwalu w Jekaterynburgu Kolyada Plays. Jekaterynburg to niesamowite miejsce, gdzie panuje prawdziwie teatralna atmosfera. Cieszę się, że mogłam tam być. A te wszystkie nagrody strasznie zbiegły się

No właśnie, jesteś bardzo młodą osobą, ale masz na koncie naprawdę pokaźną liczbę nagród.

- Tak, można tak powiedzieć. Z tego, co obserwuję, wynika, ze nagroda przyciąga nagrodę. To dla mnie niesamowite, że robiąc to, co uwielbiam, jest to jednocześnie nagradzane. Tym bardziej że wciąż znajduję się na początku mojej artystycznej drogi. Kiedy czuję, że ktoś mnie zauważył, to niesamowicie się nakręcam. Czuję się zmotywowana do dalszej pracy. Tego kopa energetycznego muszę teraz dobrze wykorzystać. Nie chcę przeprowadzać wzniosłych wywodów na temat tego, jaki mój zawód jest ważny i jaką misję mam do wykonania. Aktorstwo to rzemiosło, które trzeba dobrze wykonać. Bardzo fajnie opisał to kiedyś mój znajomy. Według niego, nie chodzi o to, żeby aktor na scenie przeżywał jakieś wyższe emocje. Moim zadaniem jest dobrze wykonać swoją pracę i to widz powinien emocjonalnie reagować na mój występ. Jeśli ja przy okazji również wzbogacę się o jakieś przeżycia wewnętrzne, to świetnie, ale nie jest to konieczne. Widzowie i ich uczucia są na pierwszym miejscu. Wydaje mi się, że to prawda, ale żadna ze mnie specjalistka.

Nie boisz się, że nadmiar nagród poprzewraca nieco w głowie?

- Nie wydaje mi się. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nawet nie zastanawiałam. Bo niby dlaczego? Poza tym nie myślę cały czas o nagrodach. Otrzymałam je, poświętowałam i wystarczy. Teraz ruszam dalej. Mam w głowie kilka projektów, którymi chcę zająć się w najbliższym czasie. Mam też Pink Roses, które też nie pozwoli mi obrosnąć w piórka. Chcę się rozwijać i jak najszybciej stawiać kolejne kroki w mojej karierze zawodowej.

- A jak zaczynałaś?

- Swoje pierwsze kroki na scenie stawiałam w Zamkowej Grupie Teatralnej w Ostródzie pod kierunkiem pani Anny Zapaśnik-Baron. Jesterm jej niezwykle wdzięczna za zaszczepienie we mnie pasji do teatru. Zdobyłam tam pierwsze szlify i doświadczenie. Miałam szczęście zagrać m.in. panią Dulska w "Moralności Pani Dulskiej", a nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała jeszcze taką okazję. To był wspaniały czas w życiu i mimo że wszyscy byliśmy bardzo młodzi, to naprawdę wiele się nauczyliśmy. A jeszcze wcześniej były konkursy recytatorskie i muzyczne, bo byłam uczennicą Społecznej Szkoły Muzycznej w Ostródzie. Starałam się udzielać, gdzie tylko było można.

O byciu aktorką i piosenkarką marzy wiele dziewczynek U ciebie też tak było?

- Nawet nie zdążyłam pomarzyć, ponieważ szybko zdecydowałam, co chcę robić. Jestem niezwykle wdzięczna moim rodzicom, którzy byli wobec mnie bardzo cierpliwi i poświęcili mi dużo czasu, żebym mogła teraz robić to, co robię. Myślę, że są ze mnie dumni i mam nadzieje, że każdy mój sukces odbierają osobiście. Zawsze byłam aktywna i próbowałam robić kilka rzeczy naraz. Nawet trenowałam judo.

Judo? Patrząc na twoją posturę, trudno w to uwierzyć.

- Trenowałam tylko 2 lata, ale mimo dwóch medali w kategorii do 35 kg okazało się, że to nie dla mnie. Więcej radości czerpałam z muzyki, dlatego kontynuowałam naukę gry na fortepianie, a z judo zrezygnowałam. Może to i lepiej.

Na miejsce studiów wybrałaś Łódź. Dlaczego?

- Złożyłam też papiery do Warszawy, ale nie dostałam się do kolejnego etapu. Próbowałam również w Krakowie, ale kiedy dowiedziałam się, że zostałam zakwalifikowana, porzuciłam myśl o Krakowie i skupiłam się na przygotowaniu do egzaminów w Łodzi. Dostałam się i tak już zostałam. Nie było moim marze-

niem mieszkać właśnie tu, ale nie uważam też, żeby Łódź była smutna! Może wygląda tak z zewnątrz, jednak spora liczba studentów sprawia, że to miasto cały czas tętni życiem. Ale i tak nie jest to moja zielona Ostróda.

Tęsknisz za Ostródą?

- Tęsknię i to bardzo. Przyjeżdżam tu, kiedy tylko mam wolną chwilę. Dla mnie to najpiękniejsze miasto na świecie i gdzie bym nie pojechała, to za moment ciągnie mnie z powrotem. Nawet jak byłam w Jekaterynburgu w Rosji. Było fajnie, piękne miasto, ale ja chciałam do Ostródy. Poza tym staram się być w Ostródzie jak najczęściej ze względu na Pink Roses i próby. Teraz pracujemy z zespołem nad materiałem na naszą płytę. Adam Goniszewski komponuje i aranżuje muzykę, a Jarosław Markowicz pisze teksty. Tak że praca wre. Premiera już w październiku.

Pink Roses do Must Be The Music nie weszło, ale macie za to inne nagrody na koncie.

- Pod tym względem bardzo nam się udał ubiegły rok. Zdobyliśmy nagrodę na Przeglądzie Kapel Rockowych i na Unique Rock Festiwal. To dodało nam skrzydeł i wiary w siebie. Przy okazji Talentów Trójki słyszeliśmy też kilka razy nasze kawałki w Programie Trzecim Polskiego Radia. Ale byliśmy dumni! Świadomość, że ktoś chce cię słuchać, niesamowicie dodaje skrzydeł.

Śpiewasz, występujesz na scenie... Ile masz jeszcze wcieleń?

- Wiele... A mówiąc poważnie, to dwie zupełnie inne sprawy. Na scenie teatralnej nie jestem Agnieszką Skrzypczak. Bo wydaje mi się, że to nie o to chodzi, aby pokazać siebie, ale dobrze zagrać daną postać. Widzowie nie powinni interesować się mną, ale rolą. To postać ma ich przyciągać, nie moja osoba. Nie przeprowadzam na scenie osobistej terapii. Otrzymuję nowy scenariusz i skupiam się na jak najlepszym wykonaniu powierzonego zadania. Chyba nie przyszłoby mi do głowy, żeby poprzez grę rozwiązywać swoje problemy. Aktorstwo to sztuka udawania z podkreśleniem sztuki. Oczywiście, w grę czasami wchodzi przeżywanie emocji, ale nie jest to wyznacznik dobrze wykonanej pracy. Wydaje mi się, że takie jest zadanie aktora. Natomiast na scenie muzycznej mogę sobie pozwolić na to, żeby dać się trochę poznać. Ale też nie do końca. Potrzeba nieco gry, takiej zabawy z publicznością. Na bycie sobą mogę sobie pozwolić w życiu osobistym, scena wymaga, żebym to ja się do niej dostosowała. Nie odwrotnie.

Marzysz o ogólnopolskiej karierze?

- Na razie chcę się po prostu rozwijać. Jeśli moje role i muzyka spodobają się ludziom, a ja przeniknę gdzieś

do ogólnopolskiej świadomości, to bardzo fajnie. Ale nie jest to dla mnie celem. Mam nadzieję, że nie zabrzmię wyniośle, bo oczywiście chciałabym, żeby moją muzykę usłyszało jak najwięcej osób, a spektakle zawsze miały pełną widownię. Jednak dla mnie najważniejszy jest rozwój. Nie potrzebuję rozpoznawalnej twarzy i zainteresowania mediów. Także jeśli kariera, to tylko przy okazji. Niech wszystko idzie w swoim rytmie.

Zamierzasz spróbować swoich sil także w filmie i serialu?

- Czemu nie? Jestem na takim etapie, że sama mogę jeszcze do końca nie wiedzieć, co konkretnie najbardziej lubię robić i co najlepiej robię. Żeby się o tym przekonać muszę spróbować różnych rzeczy. Także filmu i serialu. Nie powiem, żebym tam się pchała, ale też nie widzę niczego złego w występowaniu w telewizji czy grze w serialu. To żadna hańba dla aktora. Miałam już przygodę z etiudami filmowymi, co wspominam bardzo dobrze. A teraz przyszedł chyba czas, żeby pójść o krok dalej. Moim marzeniem jest rola w pełnometrażowym filmie fabularnym.

Czym jest dla ciebie sukces? Kiedy będziesz mogła powiedzieć, że właśnie go osiągnęłaś?

- Chyba nie potrafię jeszcze odpowiedzieć na to pytanie. Może jak będę starsza i bardziej doświadczona...? W tym momencie mojego życia sukcesem jest to, że mogę sobie pozwolić na luksus robienia tego, co lubię.

Co jeszcze wypełnia twoje dni poza muzyką i teatrem?

- A na przykład żegluję. Co prawda amatorsko, ale jednak. Jako ostródzianka uwielbiam wodę, a żagle niesamowicie mnie relaksują i odprężają. Mam teraz miesiąc wolnego, więc z pewnością podładuję tam swoje akumulatorki. Aktorstwo to nie jest łatwy zawód. W szkole nas uprzedzali, że nie będzie prosto. Według mnie, to połączenie pracy fizycznej z psychiczną, co potrafi być wycieńczające. Ale teraz odpoczywam.

***

Agnieszka Skrzypczak urodziła się w 1989 roku w Ostródzie. Studiowała w łódzkiej PWSFTviT. W 2012 roku otrzymała Nagrodę Ministra Kultury za wybitne osiągnięcia dla studentów uczelni artystycznych. W tym samym roku spotkały ją kolejne wyróżnienia. Podczas XXX Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi zdobyła nagrodę jury za rolę w spektaklu "Z Różewicza Dyplom", Nagrodę im. prof. Michała Pawlickiego za "inteligencję, humor i nadzieję dla zawodu aktorskiego" oraz nagrodę łódzkich dziennikarzy za "aktorską indywidualność". W 2013 roku została Talentem Trójki w kategorii teatr za "charyzmę sceniczną oraz niezwykłą różnorodność środków aktorskich pozwalających mierzyć się z kolejnymi postaciami w sposób wiarygodny, warsztatowo nienaganny, przy jednoczesnej, bezwzględnej szczerości wobec siebie i wobec sztuki". W tym samym roku otrzymała Złotą Maskę za najlepszy debiut aktorski i Główną Nagrodę za najlepszą rolę żeńską podczas Festiwalu w Jekaterynburgu Kolyada Plays. Role, jakie dotychczas zagrała to m.in. Jeane Fordham w "Gorącym lecie w Oklahomie" Lettse'a, Ada w "Instynkcie Gry" Studlara i Lady Anna w "Królu Ryszardzie III" Szekspira. Od 2011 roku jest wokalistką ostródzkiego zespołu rockowego Pink Roses, z którym w 2012 roku zdobyła Grand Prix na Festiwalu Kapel Rockowych oraz III miejsce na Unigue Rock Festival.

Nina Ramatowska
Gazeta Olsztyńska
10 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...