Rodelinda zagłuszona

„Rodelinda" - aut. Georg Friedrich Haendel, Nicola Francesco Haym - reż. Andrzej Klimczak - Polska Opera Królewska

Miłość i odrzucenie, nienawiść i pożądanie, przebiegłość i cnota zrywają się i opadają, ustępując jedno drugiemu miejsce. Ten emocjonalny tumult dzieje się w średniowiecznej scenerii szarego, kamiennego zamczyska.

„Rodelinda" zamyka III Festiwal Barokowy Polskiej Opery Królewskiej, który skupił się na twórczości geniusza niemieckiego baroku - Georga Friedricha Haendla.

Zaletą inscenizacji jest bardzo dobra gra aktorska solistów: Ewy Leszczyńskiej, Kacpra Szelążka, Rafała Żurka, Joanny Talarkiewicz i Jarosława Kitali.

Gwiazda młodego pokolenia śpiewaków - Kacper Szelążek - musiał podołać skomplikowanym ariom i ariosom, jakie postaci Bertarida - męża Rodelindy - przydzielił Haendel. Artysta jak zwykle zachwycił możliwościami swojego kontratenoru - najwyższego spośród męskich głosów. Szelążek robi aktualnie karierę światową. W tym roku pojawia się na scenach Opera National du Rhin, Opera Graz oraz Théâtre des Champs-Elysées.

Doskonale dobranych do swoich ról śpiewaków „zagłusza" moim zdaniem otaczający ich, wizualny hałas.

Jako że akcja opery rozgrywa się w drugiej połowie VII wieku, Marlena Skoneczko postawiła na historyczne kroje. Scenografka, prawdopodobnie nawiązując do baroku, przy realizacji połowy kostiumów użyła weluru. Ten, jako tkanina przeznaczona niegdyś dla monarchów, dodaje nieco aury królewskości śpiewakom - którzy wszak grają monarchów - ale układa się na ich sylwetkach niekorzystnie. Pół biedy Grimoaldo, w swojej luźnej tunice, ale paniom ten welur zwyczajnie nie służy. Bez większego usztywnienia, zamiast podkreślać kobiece kształty śpiewaczek maskuje je, zniekształca.

Zastanawia mnie również scenografia: opasłe kolumny ustawione w drażniącej symetrii (szczególnie na początku, po dwie na obu stronach sceny), siermiężne fotele i kandelabry (te drugie na dodatek z żółtymi elektrycznymi świecami), wzorzysta pomarańczowa zasłona. Wszystko to, w połączeniu z, moim zdaniem, zbyt szczegółowymi projekcjami Marka Zamojskiego i welurowymi strojami stworzyło dla mnie, wspomniany wyżej, „hałas wizualny".

Opera Królewska ma przy tym na koncie inscenizacje o wspaniałej oprawie scenograficznej, która tylko dodaje uroku muzyce. Są to np. „Rinaldo", „Acis and Galatea" czy niezwykłe „L'Incoronazione di Poppea". Te inscenizacje zabierają w inny świat, świat magii opery.

Jakby nie było, do Królewskiej zawsze warto przyjść, by zachwycić się pracą Capella Regia Polona, którą widzimy dobrze w orkiestronie, oraz oczywiście gwiazdorską obsadą, która nie zawodzi.

Klaudia Kaźmierczak
Dziennik Teatralny Warszawa
18 października 2023
Portrety
Andrzej Klimczak

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

Dziadek do orzechów (P...
Rudolf Nuriejew
Zobacz arcydzieło baletu z Paryskiej ...