Rodzicielskie rządy

Portret Marcina Perchucia

- Moi rodzice, gdy zakomunikowałem im, że idę do szkoły teatralnej, byli mocno przestraszeni. Im moje dzieci są starsze, tym bardziej ich rozumiem. Te wszystkie niezgody ojców na decyzje dzieci mogą wynikać ze strachu o dziecko albo ze swojego niezrealizowania - pisze aktor Marcin Perchuć w swojej książce "Jestem tatą".

W galerii telewizyjnych ojców Marcin Perchuć wspiął się całkiem wysoko. Za sprawą Adama "Jivana" Gajewskiego, nieszablonowego medyka i taty trójki dzieci z serialu "Lekarze". Postać to co prawda niepierwszoplanowa, ale na tyle wyrazista i sympatyczna, że z okazji Dnia Ojca warto o niej wspomnieć.

Jivan jest tatą współczesnym, choć w potocznym rozumieniu nie do końca nowoczesnym. Obce są mu pokusy stechnicyzowanego świata. Od samochodu woli rower. Telewizora nie uznaje. Tradycyjny model rodziny realizuje na własny sposób - zarabia na dom, którego głową i szyją jest żona. On jest sercem i duchem familii. Pasjonuje go medycyna niekonwencjonalna. Sztuki empatii mogliby się od niego uczyć nie tylko lekarze. To ojciec słuchający i próbujący zrozumieć. Z takim nastawieniem bliżej mu do bohatera serialu "Sama słodycz" (w głównej roli Piotr Adamczyk) niż Ludwika Boskiego (Tomasz Karolak) z "Rodzinki.pl" czy Jerzego Polaka (Jacek Braciak) z "Ja to mam szczęście". W dalszej perspektywie każdy z tych, obecnych dziś na małym ekranie, ojców budzi porównanie z wzorcowym, choć dość konwencjonalnym tatą, granym przez Piotra Fronczewskiego w "Tata, a Marcin powiedział" i "Rodzinie zastępczej".

Do podobnie dużej familii Marcin Perchuć, jako serialowy Marek Złoty, trafił w "Barwach szczęścia". Dylematy ojcostwa od trzech lat zgłębia też w spektaklu "Ojciec Bóg" w reż. Waldemara Śmigasiewicza. A prywatne przemyślenia na ten temat zdradził w wydanej właśnie książce "Jestem tatą".

Na teatralnych deskach zastanawia się, co znaczy być ojcem. Jak narodziny syna mogą zmienić nastawienie mężczyzny do świata i do niego samego. Pojawiając się z monodramem "Ojciec, Bóg" na różnych scenach, Marcin Perchuć sprawuje przed widzami rodzicielskie i menedżerskie rządy twardej ręki, podszyte jednak wieloma wątpliwościami.

W roli właściciela rozbudowanego przedsiębiorstwa "Ziemia" z jednej strony, jest pragmatyczny i analityczny, a w planach sięga dalekiej przyszłości, z drugiej, przeżywa codzienne, można powiedzieć, banalne rozterki. Biblijne tło towarzyszy znanym od pokoleń wahaniom związanym z ujawnianą przez dzieci indywidualnością, ich rosnącą niezależnością i wyborem własnej drogi, niekoniecznie bliskiej rodzicielskim planom.

Zagubieni w roli

W prywatnych okolicznościach Marcina Perchucia, tatę 9-letniej Zosi i 4-letniego Stasia, nie zajmują jeszcze problemy, z którymi boryka się bohater sztuki Katarzyny i Jacka Wasilewskich. Aktor ma jednak sporo przemyśleń na temat roli mężczyzn we współczesnym świecie, dostrzega zmianę w modelu ojca i konsekwencje wychodzenia z patriarchalnych schematów. Między innymi o tym opowiada w książce "Jestem tatą", zbiorze wywiadów, jakie Joanna Drosio-Czaplińska przeprowadziła z dwunastoma bohaterami.

Są wśród nich m.in. filozof i psychoterapeuta Jacek Masłowski, seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz, ekonomista Ryszard Petru, autorzy książek Wojciech Kuczok i Grzegorz Kasdepke, showman Szymon Majewski oraz muzyk Marek Kościkiewicz.

Marcin Perchuć (współtwórca grupy teatralnej Montownia) skupia się na drodze, jaką współcześni mężczyźni przeszli od patriarchatu do trendu zwanego tacierzyństwem. Aktor zauważa, że na Zachodzie społeczna pozycja ojca ewoluowała od czasu hipisów. W Polsce zmieniła się raptem w ciągu dwóch dekad, bo "w latach 60. ludzie zamiast na rolach płciowych w aspekcie społeczno-kulturowym skupiali się na tym, by przeżyć godnie, polując na papier toaletowy".

Zawrotne tempo przeobrażeń ma jednak swoją cenę. Perchuć przywołuje rozmowę z doświadczonym terapeutą, do którego zgłasza się wielu mężczyzn nieumiejących się odnaleźć w narzuconej im przez społeczeństwo roli. "Podzieleni obowiązkami po nowoczesnemu, po tacierzyńsku stwierdzają, że coś jest nie tak, że się zagubili. Myślę, że nie jesteśmy do tego nowego patrzenia na role i płeć przyzwyczajeni. Nie jesteśmy gotowi wewnętrznie na tę zamianę, choć warunki życiowe wymusiły to na nas. Dialog jest rewolucją, bo przez tysiące lat rządziło prawo pięści. Komunikacja, dogadywanie się to dla człowieka nowość. Mojżesz prowadził Izraelitów do ziemi obiecanej przez 40 lat. Coś w tym jest, że zmiana dotyczy dwóch pokoleń, muszą wymrzeć ci, którzy pamiętają stary porządek, żeby przyszli nowi ludzie z nowymi zasadami, które mają we krwi".

Jednocześnie aktor stwierdza, że sam opiekuje się swoimi dziećmi nie dlatego, że jest moda na tacierzyństwo, tylko dlatego, iż dla niego to naturalne, choć wychował się w tradycyjnym domu.

Jego tata geofizyk jeździł na Antarktydę, mama opiekowała się dziećmi. W aktorskim małżeństwie podział ról jest już jednak inaczej, zaznacza Perchuć: "Moja żona [Aneta Todorczuk-Perchuć - przyp. red.] i ja chcemy funkcjonować w zawodzie, jednocześnie utrzymywać rodzinę na dobrym poziomie. Na szczęście jest niania".

Pytany, czy byłby gotowy na zrezygnowanie z pracy i przejęcie roli opiekuna dzieci, aktor odpowiada: "Gdyby (żona) przynosiła pieniądze pozwalające utrzymać rodzinę, czemu nie?". Zaraz jednak dodaje: "Ale myślę, że to wcale nie jest łatwe dla faceta, kiedy kobieta zasuwa, a on zostaje z dzieckiem". Zdaniem aktora wciąż pokutuje stereotyp głoszący, że jeśli kobieta nie ma czasu dla dzieci, jest złą matką. Mężczyznę w podobnej sytuacji ocenia się inaczej, tymczasem rodzicielstwo nie może obciążać tylko jednej strony, wymaga dogadania partnerów. "Pytanie, na ile świadomie decydujemy się na założenie rodziny" - mówi Joannie Drosio-Czaplińskiej. "To nie jest wybór, po którym wszystko się jakoś ułoży. Jeśli już człowiek zostaje rodzicem świadomie, to warto mieć pewne rozwiązania przemyślane i przegadane. Jeśli założymy: a co tam, spróbujmy, to prędzej czy później zrobi się nieciekawie".

Zrealizuj się sarn, synu

W familii państwa Perchuciów rodzice prawie do zera zredukowali spotkania ze znajomymi na mieście. "Jeśli pijemy wino i oglądamy filmy, to raczej w domu" - deklaruje aktor. "Raz na pół roku wyjeżdżamy tylko we dwoje, żeby się wyzerować, tak dla higieny psychicznej. Nie wychodzę też z kumplami na browar".

Znaczące, samodzielne wybory swoich dzieci Marcin Perchuć ma jeszcze przed sobą. Dziś tak o nich myśli: "Życie na tym polega, żeby szukać dobrych stron i godzić się na rzeczy, których zmienić się nie da. Z drugiej strony, fajnie się deklaruje tolerancję, wyrozumiałość itp., itd., gdy syn ma cztery lata, a córka dziewięć. [...] Moi rodzice, gdy zakomunikowałem im, że idę do szkoły teatralnej, byli mocno przestraszeni. Im moje dzieci są starsze, tym bardziej ich rozumiem. Te wszystkie niezgody ojców na decyzje dzieci mogą wynikać ze strachu o dziecko albo ze swojego niezrealizowania. Myślą: mnie się nie udało, jestem na siebie wściekły, zrealizuj moje marzenia, synu. Czyli najpierw ja, ojciec, mężczyzna, siebie nie zadowoliłem, to teraz ty mnie zadowól. Ja z kolei łapię się na takim myśleniu, że nie chcę, żeby dzieci były podobne do mnie, tylko inne, może lepsze? Czy to nie jest nieakceptacja siebie samego? Deprecjacja? Nie wiem, kim będzie mój syn, mam tylko jakieś wyobrażenia o nim i nie chciałbym się do nich przyzwyczaić".

Jolanta Gajda - Zadworna
W Sieci
0
Portrety
Marcin Perchuć

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...