Romans z operą

"Giovanni" reż.Grzegorz Jarzyna Teatr Rozmaitości w Warszawie

"Giovanni" Jarzyny przypomina bajkę z morałem. O łajdaku, którego spotyka zasłużona kara. A właściwie sam sobie tę karę wymierza.

Nie ma w tym spektaklu miejsca na brzydotę. Jarzyna tworzy piękne, czyste obrazy. Piękna (i droga) jest scenografia, świetna praca świateł. Biel kostiumów pysznie kontrastuje z ciemnym tłem. Widać, że każda scena jest dopracowana perfekcyjnie, tak by cieszyła oko. Kostki lodu, rozpryskujące się na lśniącej posadzce migocą niczym kryształ, Anna (Danuta Stenka) w seksownej koszulce polewa się szampanem, goście weselni cudnie szaleją, Zerlina (Roma Gąsiorowska), w sukni ślubnej, jest słodka jak torcik, który trzyma w ręku. Nawet orgia na zakończenie pierwszej części spektaklu jest jakaś śliczna. Odnoszę wrażenie, że estetyka jest tu bardzo ważna, kto wie, czy nie najważniejsza.

Jarzyna traktuje operę serio, ale jednocześnie potrafi się nią bawić, prowadzić grę, balansować na krawędzi (czasami kiczu, jak w scenie z pomarańczami). Kiedy patrzę na to przedstawienie, czuję że teatr jest tu na pierwszym planie. To raczej spotkanie teatru z operą. I wbrew miejscu, w jakim się ono odbywa (Sala Kameralna Teatru Wielkiego) to teatr zaprosił operę, a nie odwrotnie. Reżyser traktuje operę troszkę jak kapryśną damę, ale potrafi podziwiać jej piękno. Dlatego najpiękniejsze są właśnie sceny operowe.

Wydaje się, że na pierwszym planie powinien być Giovanni. Jednak mam wrażenie, że do świata stworzonego przez Jarzynę sam Giovanni (Andrzej Chyra) niewiele wnosi. Jakby był tu zbędny. Jest obecny, ale rzeczy dzieją się same, chociaż to przecież on jest ich głównym motorem. Dlaczego więc wydaje się niepotrzebny?

Może jest w jakiś sposób oczywisty? A przez to nieciekawy. Gdyby nie kara, którą poniekąd sam sobie wymierza dławiąc się jedzeniem, być może w ogóle nie wzbudziłby zainteresowania.

Ta wersja opowieści o Don Juanie zamiast jednego bohatera ma 3 bohaterki: Annę, Elwirę i Zerlinę. Ich punkt widzenia okazuje się ciekawszy. Bezwarunkowo zakochana w Govannim Elwira (Maja Ostaszewska) zdaje sobie sprawę z beznadziei swojego położenia. Zachowanie Zerliny, która zdradza świeżo poślubionego męża, odbieram w kategoriach wybryku. Ona sama do końca jeszcze nie wie, czego chce. Giovanni jej imponuje. Najbardziej skomplikowaną postacią okazuje się być Anna. Już w pierwszej scenie igra z ogniem. Każde następne spotkanie z Giovannim będzie nosiło znamiona traumy. To przecież morderca jej ojca. Anna jednak nie potrafi mu się oprzeć. Najpierw sama prowokuje. Potem, zaskoczona przez Giovanniego, już się właściwie nie broni. Oszukuje swojego narzeczonego - Ottavio i tak jak wszyscy inni - żąda zemsty na zbrodniarzu. Mimo wszystko jest kobietą silną. Wie, czego chce i dostaje to. Potrafi manipulować ludźmi. Sceny z Ottaviem pokazują, że doprowadziła tę sztukę do perfekcji.

Anna i Leporello to dwie najciekawsze postacie w tym przedstawieniu. Duża w tym zasługa aktorów. Leporello (Cezary Kosiński) to prawa ręka Giovanniego. Pozwala mu się wykorzystywać, ale bywa też (o ironio!) jego sumieniem. To jednocześnie zgrywus i showman. W pewnym momencie jednak, knute wspólnie z Giovannim szelmostwa przestają go bawić. Kosiński jest w tej roli i śmieszny i straszny, ale cały czas prawdziwy.

Imię Giovanniego odmienia się tutaj we wszystkich przypadkach. Jednak pytanie, kim on jest naprawdę, schodzi na dalszy plan. Ważniejsze wydaje się, dlaczego ci wszyscy ludzie pozwolili mu się skrzywdzić. Przecież ten Giovanni nie zadaje sobie zbyt wiele trudu, aby dopiąć swego. Nie stosuje wysublimowanych gier, nie używa wyrafinowanych środków. Sztuka uwodzenia zdewaluowała się, już nie jest potrzebna. A skoro nie ma sztuki, nie ma też artysty. Giovanni stał się nijaki.

W warstwie operowej przedstawienie może imponować. Chociaż słyszymy arie nagrane wcześniej przez prawdziwych śpiewaków operowych, aktorzy nie ograniczają się do poruszania ustami, lecz naprawdę śpiewają, aby efekt był bardziej naturalny. Wypada to zaskakująco dobrze. Mnie szczególnie podobała się właśnie niedoskonałość wynikająca z tej sytuacji, kiedy dosłownie przez ułamek sekundy można było usłyszeć głos śpiewającego aktora. Tak samo wiemy, że aktor tylko gra postać i tak samo możemy przyjąć, że śpiewa ktoś inny, a aktor tylko udaje. Fakt ten nie musi działać na niekorzyść, wręcz przeciwnie, może dodawać przedstawieniu smaczku. I tak jest w tym przypadku.

Trzeba przyznać, że przedstawienie ogląda się bardzo dobrze, można znaleźć w nim sporo interesujących pomysłów (jak chociażby maski nakładane przez aktorów w scenach operowych). Jarzyna wybrał z Mozarta to, co najlepsze, a właściwie to, co najbardziej znane. Zgodnie z regułą inżyniera Mamonia. Dlatego przeciętny widz, taki jak ja, nie ma trudności z muzyką. Od razu ją lubi, bo brzmi znajomo.

Reżyser zostawia nas jednak trochę z pustymi rękami. Nie jest to widowisko zbyt odkrywcze w treści, natomiast w formie bardzo ciekawe. I to chyba głównie dzięki tej formie zostanie zapamiętane.

TR Warszawa, "Giovanni" na podstawie "Don Giovanniego" Mozarta i "Don Juana" Moliera, reżyseria, adaptacja tekstu i adaptacja muzyczna: Grzegorz Jarzyna, opracowanie i konsultacje muzyczne: Jacek Grudzień, scenografia: Magdalena Maciejewska, kostiumy: Wojciech Dziedzic, światło: Jacqueline Sobiszewski, projekcje: Bartek Macias, ruch sceniczny: Maćko Prusak, dźwięk i tło muzyczne: Piotr Domiński, charakteryzacja: Olga Nejbauer, stylizacja fryzur: Paweł Kaleta, współautor adaptacji tekstu: Piotr Gruszczyński, obsada: Roma Gąsiorowska, Maja Ostaszewska, Danuta Stenka, Andrzej Chyra, Cezary Kosiński, Eryk Lubos, Remigiusz Łukomski, Zygmunt Malanowicz, Tomasz Tyndyk, Stanisław Sparażyński oraz Jan Drawnel, Piotr Głowacki, Piotr Rogucki, kwartet: Justyna Rekść-Raubo, Małgorzata Feldgebel, Violetta Szopa-Tomczyk, Artur Łuczak, premiery: 21 i 22 września 2006, spektakl trwa 2 godz. 20 min. (1 przerwa.)

Stella Winnicka
Dziennik Teatralny
2 lipca 2007

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia