Romantyczne dzieło sto lat później

"Werther" - reż: I. Garcia - Teatr Wielki w Poznaniu

Najnowszy spektakl poznańskiego Teatru Wielkiego, opera Julesa Masseneta "Werther" oparta jest o preromantyczną powieść Goethego "Cierpienia młodego Wertera". Nie można jednak oczekiwać od inscenizacji wiernej adaptacji scenicznej dzieła, bowiem w rzeczywistości stanowi ona jedynie pewną wariację na jego temat zachowując główne przesłanie powieści.

Najbardziej rzucającym się w oczy i chyba jednym z ciekawszych pomysłów reżysera Ignatio Garcii jest przeniesienie ram czasowych, w których toczy się akcja dzieła. W jego spektaklu bowiem fabuła rozgrywa się w latach dwudziestych XX wieku – w okresie bardziej mrocznym i przygnębiającym, co doskonale wpasowuje się w nastrój utworu, pozwala też spojrzeć na uczucia bohaterów w inny, bardziej ‘dzisiejszy’ sposób. Zmiana ta doskonale spełniła swoje zadanie, głównie za sprawą scenografii autorstwa Carmiñy Valencii Tamayo. Oprawa niemalże ‘filmowy’ charakter, a przy tym była wykonana z niezwykłą dokładnością i pomysłowością - przykładem może być obracająca się, ogromna ściana, w pierwszym akcie spełniająca rolę zewnętrznej strony domu, w drugim – biblioteki. Uwadze nie mogły również ujść kostiumy wykonane przez Kornelię Piskorek, które jeszcze bardziej potęgowały klimat lat 20. 

Inscenizacja Garcii nie była jednak wolna od drobnych potknięć. Za pierwsze z nich można uznać statyczność dwojga głównych bohaterów, którzy wykonywali swoje arie niemalże stojąc bez ruchu. Jednak o ile można jeszcze takie zchowanie uznać za specyfikę gatunku jakim jest opera, o tyle niedopatrzenia takie, jak fakt, że główny bohater po strzeleniu sobie w głowę odśpiewuje kilkunastominutową arię, podczas której, co gorsza, na chwilę wstaje, wywołują już efekt tragiczno – komiczny.

Dyskusję może też budzić aparycja samego Briana Jagde’a. Większości z nas bowiem, podczas czytania powieści Goethego staje przed oczami młody, anemiczny chłopak, a nie rosły, dojrzały mężczyzna. Domyślam się jednak, że w tej kwestii decydowały walory głosowe. Bowiem głos Judge’a, choć wyraźnie zdarty i wyeksploatowany, budził podziw. Uwagę zwracał również śpiew odtwórczyni roli Charlotty, ukochanej Werthera, Iriny Zyhtynskiej. Oboje śpiewaków nie wykazało się jednak zdolnościami aktorskimi. Ogromne brawa należą się za to Małgorzacie Olejniczak, kreującej postać Sophie, która oprócz umiejętności wokalnych, wyróżniała się też na tle reszty obsady talentem scenicznym.

Nowe przedsięwzięcie poznańskiej Opery to spektakl ciekawy głównie od strony estetycznej, ale nie tylko. Przedstawienie było przecież szumnie reklamowane jako ‘spektakl z gwiazdami’, więc z pewnością na uwagę zasługuje też strona wokalna. Poza tym jednak, można było podczas jego trwania zauważyć aktorskie wpadki i inscenizacyjne niedociągnięcia. To właśnie sprawia, że spektakl jest tylko ciekawy – do osiągnięcia miana wybitnego jeszcze sporo mu brakuje.

Witold Kobyłka
Dziennik Teatralny Poznań
6 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia