Rosji jest właśnie tyle, ilu artystów, którzy ją opisują

14. Międzynarodowy Festiwal Konfrontacje Teatralne

Lubelski festiwal reklamowano tzw. komiksem miejskim przygotowanym przez parę skandalistów Szaburowa i Mizina z grupy Niebieskie Nosy.

Sfotografowane na wściekle czerwonym tle gruba Rosjanka i ruda, wydrowata "Polka biły się na golasa w kolejnych dynamicznych kadrach. Narodowo-obyczajowy klincz trafiał w sam punkt polsko-rosyjskiej debaty polityczno-historycznej. Bo dwa okropne babska wyzywały się w komiksowych dymkach wszystkimi możliwymi pretensjami, jakie do siebie mają Polacy i Rosjanie. Oburzeni lublinianie odwracali zgorszony wzrok, prawicowi politycy wydzwaniali do organizatorów, oszołomy Grywały plakaty. Nie wiadomo, co bardziej zezłościło ludzi: nagość modelek czy fakt, że ktoś tu, w Lublinie, gdzie Wschód czuć prawie w powietrzu, proponuje nowe spojrzenie na Rosję, jej teatry, muzykę i filmy. Udowadnia, że tak naprawdę jest tyle Rosji, ilu artystów w niej tworzących.

Odkryciem festiwalu byl moskiewski Teatr Praktika. Naiwno-żartobliwa "Fryzjerka" Ruslana Malikowa była przypowieścią o iluzjach kobiet rosyjskich. Inga Oboldina z cudowną lekkością naznaczoną liryzmem grała kobietę beznadziejnie zakochaną w swoim wyobrażeniu idealnego mężczyzny. Cóż ztego, że jest to człowiek, który pisze do niej listy z więzienia, bo zabił poprzednią żonę? Cóż z tego, że i ją też oszuka i spróbuje zamordować! Rosyjska miłość wszystko wybaczy, bo lepszy piękny fantom niż byle jaka realność.

Nie wiem, czy istnieje bardziej gorzkie oskarżenie zmitologizowanych już przez kino i powieści rosyjskich Penelop. Malikow drwi z nich, umieszcza w szyderczym kontekście wyciętego z gazet świata. "Fryzjerka" sytuuje się blisko słynnej "Soni" Her-manisa, ale chyba trafniej niż ona gra z sentymentalizmem. Ocalenie romantyzmu i naiwności bohaterki ma tutaj smak wyłącznie goryczy.

SounDrama przywiozła obie części przedstawienia "Gogol. Wieczory" - imponującego zamysłu pokazania w teatrze w całości Gogolowskiej wizji ukraińskiego folkloru. Ale reżyser Władimir Pankow nie jest etnografem, tylko kimś, kto stwarza na scenie świat z muzyki, ruchu aktora, gagu i pieśni. Rozmach i ideę jego spektaklu można porównać tylko z sytuacją, w której Gardzienice zrobiły pół żartem, pół serio "Halkę" Moniuszki skrzyżowaną z "Roksolankami" Zimorowica. Młodzi aktorzy Pankowa ani przez chwilę nie udają dziewiętnastowiecznych chłopów - to Rosjanie, którzy mówią o Ukrainie, akcentują strach i niezrozumienie bohaterów Gogola przed "Moskalami", topią całą etnograficzną stronę projektu w pastiszowym klimacie. Jakie to wysmakowane, mrużące oko do widza, bezpretensjonalne!

Prześmiewcy montypythonowi z ducha Szaburow i Mizin śmieli się nie tylko z polskich i rosyjskich uprzedzeń, afe i z medialnych kreacji Putina, Che Guevary i Osamy Bin Ladena [na zdjęciu] widzianych przez okulary syberyjskiego żula i alkoholika.

Frapujące tło dla zaproszonych spektakli stworzyła projekcja "Rosyjskiej arki" Sokurowa, jednego z pierwszych wnikliwych krytyków caratu - podróży zakamarkami Ermitażu w poszukiwaniu smutku Rosji imperialnej, skrytej za fasadą, blichtrem i złotem. A w swoim wykładzie prof. Cezary Wodziński usystematyzował ideę "ra-skoła", schizmy w doświadczanie zła i dobra, zbawienia i potępienia w historii Rosji.

Dwa koncerty - wrocławski "Leningrad" Łukasza Czują i występ nowej grupy Siergieja Sznurowa Rubl były głosem alternatywnej Rosji. Tej zbuntowanej przeciwko Putinowi i społeczeństwu, pijackiej i szalonej, szukającej w negacji istniejącego porządku choć śladu nowej dysydenckiej postawy. Czuj tęsknił za radykalizmem poezji i gestu Sznurowa, widząc w nim przeczucie nowej rewolucji, Sznurów, już niejako bohater teatralny, ale żywy człowiek, muzyk ikona niezależnej sceny petersburskiej zagrał jeden z najbardziej energetycznych koncertów, w jakich brałem udział. Nie przeszkadzało mu skrępowanie teatralnej publiczności, która chyba czekała na coś w rodzaju lirycznego wieczoru z fortepianem przy świecach.

A Sznurrow wszedł z gitarą elektryczną między publiczność i wykrzyczał między nami swe sztandarowe hasła.

W małej grupce widzów skaczących w rytm brudnych dźwięków Rubla byli Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini i Polacy. Wszyscy razem - pierwszy raz od bardzo dawna.

Łukasz Drewniak
Dziennik Gazeta Prawna
7 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...