Równanie w dół
"Inteligenci" - reż. Robert Talarczyk - Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w KatowicachCzy w domu, w którym są pieniądze, a sytuacja rodzinna jest stabilna, może wydarzyć się coś niepokojącego? Czy dziecko z tzw. „dobrego domu" na pewno rozwija się prawidłowo społecznie, nie wpadając w kłopoty? Te i jeszcze więcej pytań zadaje widzom spektakl „Inteligenci" Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach w reż. Roberta Talarczyka.
Na Scenie Kameralnej widownia umieszczona jest z dwóch stron sceny. Akcja dzieje się wewnątrz – gdzieś pomiędzy nami może istnieć właśnie taka rodzina, zanurzona w społeczeństwie, mieszkająca w jednym z nowych mieszkań. Będzie więc matka – Anna (Katarzyna Brzoska), ojciec – Szczepan (Mirosław Neinert), ich syn – Łukasz (Paweł Kruszelnicki) oraz siostra Anny – Bożena (Violetta Smolińska). Prosta scenografia sugeruje nowoczesny wystrój: czarne krzesła wokół przezroczystego stołu, stojącego na środku. Po lewej stronie sceny czerwona kanapa, po drugiej stolik z napojem i szklankami. Całość jest niezwykle ascetyczna pod względem wizualnym – Małgorzata Bulanda stworzyła ciekawą, zostawiającą duże pole dla wyobraźni przestrzeń, w której dzieje się cała akcja, do tego kostiumy w kontrastowych, czarno-białych kolorach.
„Inteligenci" to opowieść o pozornie zwykłej rodzinie, w której jedno zdarzenie uruchamia lawinę wyznań oraz skrajnych emocji. Wydawałoby się, że małżeństwo Anny i Szczepana jako ludzi wykształconych i majętnych powinno być szczęśliwe. Jednak z każdą minutą ujawniają się pewne pęknięcia w tej niby-idealnej strukturze, szczególnie po pojawieniu się na scenie syna, którego zachowanie zaskakuje. Ostatecznie jednak, cokolwiek się zdarzy, wszyscy muszą w tej jednej przestrzeni ze sobą nadal funkcjonować.
Historia rozwija się w podobny sposób jak w „Bogu mordu" Yasminy Rezy, który widziałam w kilku realizacjach (m.in. w reżyserii Marka Gierszała w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie oraz w reżyserii Lecha Mackiewicza w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze). Tam również. normalna sytuacja z każdą minutą potwornieje, a każda kolejne słowo i zachowanie sprawia, że widz może być osłupiony i obserwując akcję, może też sobie zadać pytanie: co zrobiłby w danej sytuacji? Dlaczego to wszystko nagle tak wygląda?
W „Inteligentach" ze sceny pada dużo słów, choć mam wrażenie, że mało jest w tym wszystkim emocji. Przynajmniej widocznych – są one podskórne, ale mimo rozkręcającej się z każdą chwilą spirali dramatów gdzieś te napięcia uciekają. Najwięcej kolorytu wnosi w to wszystko Bożena – Beata Smolińska, która jest niezwykle ekspresyjna, wnosi pewien naturalny koloryt w swoich reakcjach.
Niemal cały spektakl jest głośny: dużo jest kłótni, hałasu. „Inteligentów" charakteryzuje niezwykła intensywność zdarzeń, ale wszystko dzieje się w dialogach. Chwilę oddechu widz ma podczas blackoutów – wtedy światło przygasa, następuje zmiana scenografii. Po zapaleniu światła mamy kolejny niepokój: co wydarzy się za chwilę? Talarczyk serwuje nam wiwisekcję rodziny, uwikłaną w coraz bardziej upiorne i zaskakujące niespodzianki od losu, na które trzeba zareagować.
Z jednej strony można w to wszystko nie uwierzyć, ponieważ niektóre zdarzenia są niemal wyjęte z amerykańskich filmów. Ale jesteśmy w teatrze – tu czas jest skompresowany, wszystko dzieje się szybko. Po chwili przychodzi jednak refleksja: a gdyby w mojej rodzinie działo się coś takiego?
Jak byłaby moja reakcja?