Rozdzierająca komedia

„Wzrusz moje serce" - aut. Hanoch Levin - Artur Tyszkiewicz - Teatr Ateneum w Warszawie

Artur Tyszkiewicz wyreżyserował w warszawskim Teatrze Ateneum sztukę „Wzrusz moje serce" autorstwa izraelskiego dramaturga, Hanocha Levina. Spektakl nie tylko wzrusza, lecz wręcz rozdziera serce, jest przepełniony tak głębokim smutkiem, że już tylko śmiać się można. Widownia przez półtorej godziny reaguje wybuchami wesołości na typowo żydowski słodko-gorzko-szczery humor sytuacyjny, znakomicie interpretowany przez świetnych aktorów.

 

Głównymi bohaterami przedstawienia są kobieta i dwóch mężczyzn: choć tak naprawdę kobiety są dwie, a mężczyzn siedmiu, a właściwie o wielu więcej. Niespełniona, wiecznie marząca o lepszym życiu szansonistka oraz leniwa, toksyczna, nigdy nie wychodząca z łóżka żona, to w rzeczywistości dwa oblicza jednej i tej samej kobiety. Levin doskonale wykazał, że kobieta potrafi być nieszczęśliwa zarówno jako wolna, jak i jako mężatka; jako piękna, młoda i atrakcyjna, jak i jako otoczona opieką i stabilna; jako pożądana i adorowana, jak i jako starzejąca się i wygodna.

Ale nieszczęście wcale nie jest zarezerwowane tylko dla płci pięknej – panowie również licytują się w komicznych dialogach, czy gorzej ma ten, który tak naprawdę nigdy nie był z kobietą, totalny przegryw i jełop, czy ten, który od trzydziestu lat umiera w nudzie jałowego związku, bo małżeństwo to nie tyle nieszczęście, co nicość, bardzo gęsta nicość. Albo kto jest głupszy – ten, który wybiera ciepłe kapcie i jednocześnie stałość braku porozumienia z rozklekotaną, histeryczną żoną? Czy może jednak ten, który pozbawia samego siebie godności wielbiąc bezsensownie przez lata kobietę, która ma go za nic?

Nakreślenie relacji pomiędzy Sędzia Lamkiem a Lalalalą jest najbardziej poruszającym wątkiem przedstawienia i kanwą całego utworu. On ją kocha, a ona nim gardzi. To relacja beznadziejna – im bardziej on okazuje jej swoje psie przywiązanie, daje jej się wodzić za nos i ogląda, jak mają ją wszyscy po kolei poza nim samym, tym bardziej ona brzydzi się takim wiernym adoratorem i, mimo potwornej samotności, nie jest w stanie dostrzec w nim nawet cienia atrakcyjnego mężczyzny. Tych dwoje okalecza się nawzajem – on nie potrafi wykrzesać z siebie niczego oprócz nikomu niepotrzebnej wytrwałości i punktualności, a ona karmi się tym, że choć to takie dno, to jednak zawsze tam na nią poczeka, kiedy już wszyscy kochankowie ją opuszczą. Po co go zwodzi? A po co on się daje zwodzić?

W najbardziej przejmującym fragmencie dramatu wspaniały Łukasz Simlat jako Sędzia Lamka mówi wprost – uwierz we mnie, okaż mi serce, pozwól mi uwierzyć, że moja wierność ma sens. Julia Kijowska jako Lalalala jest równie szczera – dlaczego nie jesteś kimś innym? Przecież ja tak rozpaczliwie potrzebuję być adorowaną, mogłoby być tak pięknie, gdyby nie to, że akurat ty jesteś po prostu do niczego. To straszne, wiedzieć, że ktoś cię kocha ponad życie. Przytłaczające.

Inne oblicze chorej relacji prezentują Pszoniak z Jako-taką. Grzegorz Damięcki genialnie kreśli postać mężczyzny pozornie zadowolonego z życia, udanego, udzielającego przyjacielskich porad innym, którym się gorzej w życiu wiedzie – ale on też tylko gra. Pan Nikt gra Pszoniaka. Tak naprawdę jest konformistą; typem, który twierdzi, ze problemu nie ma, skoro o nim nie mówimy.

Bardzo ciekawe jest umiejscowienie tych wspaniałych kreacji aktorskich w dziwnej, umownej, zawieszonej przestrzeni. Scena jest jednocześnie podwórkiem, klubem, domem, hotelem, śmietnikiem. Zmiany scenografii odbywają się za pomocą drobnych, lecz znaczących gestów – postać, której zarzuci się na ramiona kurtkę, staje się kimś innym, zstąpienie o schodek oznacza otwarcie drzwi, unoszenie ramion oznacza seks, grająca perkusja oznacza tumult przechodniów. Kostiumy, podobnie jak scenografia, autorstwa Justyny Elminowskiej świetnie uzupełniają dramaturgię spektaklu.

Podobało mi się również, że reżyser nazywa kolejne części przedstawienia. Na scenie siedzi perkusista – w tej roli Piotr Maślanka, również autor muzyki – animujący całość dyskretną obecnością i tylko ogłaszający kolejne pory życia, pardon, pory roku: wiosna jest pełna nadziei, lato następuje, kiedy już wiemy, a jesień, kiedy jest już za późno. Choć my wciąż powtarzamy sobie, że to wczesna jesień. Zima w spektaklu nie nadchodzi, ale wiemy, że nadejdzie. Na jesieni życia zadowala nas byle co, mgliste wspomnienia jakiejś rutyny, nigdy niespełnionego marzenia, ono wydaje się pięknym wspomnieniem z młodości. To bardzo żydowska szczerość, taka do głębi smutna.

Hanoch Levin (ur. Tel Aviv, 1943 – zm. Ramat Gan 1999) był synem polskich Żydów, emigrantów z Łodzi do Palestyny w latach trzydziestych. Ma on na koncie około sześćdziesięciu sztuk teatralnych, z których dwadzieścia sam wyreżyserował. Porównywano go z Samuelem Becketem. Jego pisanie odbierano często jako bardzo kontrowersyjne – dość powiedzieć, że był komunistą, który negował politykę Izraela wobec Palestyńczyków, a jedna z jego sztuk, „Pasja Hioba", miesza niewierzącego w Boga (!) Hioba w jedną postać z przeżywającym mękę Chrystusem. W Polsce autor powoli zyskuje popularność, do tej pory wystawiono kilka jego sztuk.

Jeszcze dwa słowa o muzyce w spektaklu „Wzrusz moje serce". Aranżacje są właściwie pozbawione wyrazistej muzyki, to jakieś delikatne nucenie, bit w tle, perkusista pogrywa bez rytmu, dialoguje i żartuje z aktorami, wszystko ma taką luźną formę. Przez to nasunęły mi się skojarzenia z inną muzyką: przede wszystkim z piosenką „Ne me quitte pas" Jacques'a Brela – pamiętam mnie samą bardzo młodą, zadziwioną niepomiernie wyśpiewywaniem przez Edytę Górniak, że można chcieć być cieniem czyjegoś psa... cieniem psa kogoś, kogo się kocha bez wzajemności. A potem po głowie zaczęła mi się kołatać muzyczna wersja wiersza Ewy Lipskiej „Dotąd doszliśmy" w interpretacji Grzegorza Turnaua: „Jest mi tak, jakby już było za późno".

Słowem... ten spektakl wzruszył moje serce. O, tak.

„Wzrusz moje serce" Teatr Ateneum Premiera: 18 lutego 2023
Autor: Hanoch Levin
Przekład: Michael Handelzalc
Reżyseria: Artur Tyszkiewicz
Scenografia i kostiumy: Justyna Elminowska
Muzyka: Jacek Grudzień, Piotr Maślanka
Ruch sceniczny: Ilona Molka
Muzyka na żywo: Piotr Maślanka

Agnieszka Kledzik
Dziennik Teatralny Warszawa
24 lutego 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia